Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 336
W ferworze
przedświątecznych przygotowań trudno wygospodarować czas na czytanie. A nawet,
jeśli uda się znaleźć chwilę wolnego to zazwyczaj sięgamy po lekkie i
optymistyczne powieści, które pomagają wprowadzić nas w świąteczny nastrój.
Wyczerpujące emocjonalnie, skomplikowane książki ustępują miejsca bajkowym
historiom o bożonarodzeniowej magii, za sprawą której triumfują miłość, radość
i porozumienie zwaśnionych od dawna bohaterów. Wszyscy wiemy, że takie
opowieści raczej nie mają przełożenia na rzeczywistość, bo w prawdziwym świecie
niełatwo zażegnać wieloletni spór za sprawą jednej rozmowy, wybaczyć bliskim,
którzy czasem przysparzają tyle cierpienia i zapomnieć o wszystkich swoich
problemach tylko, dlatego że zbliżają się święta. Jednak mimo tego, chcę was
namówić na chwilę odpoczynku, relaksu z kubkiem aromatycznej kawy u boku i
dobrą książką w dłoniach.
Beth Layham nigdy dotąd
nie przykładała wielkiej wagi do świątecznej otoczki. Nie stresowała się
gotowaniem, nie ozdabiała domu i nie denerwowała się, że wszystko nie zostało perfekcyjnie
przygotowane. Ale tym razem jest inaczej, ponieważ tegoroczne Boże Narodzenie po
raz pierwszy spędzi z mężem. Już we wrześniu Beth zaczyna planować przyjęcie,
kolekcjonować przepisy i próbować swoich sił w kuchni, a wszystko po to, by
pokazać pasierbom i mężowi, że ona również potrafi urządzić rodzinne, ciepłe
święta. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem, a świadomość, że pierwsza
żona Jacoba zawsze z wielką pompą celebrowała święta nie daje spokoju
znerwicowanej Beth. Gdy nadchodzi wielki dzień nic nie układa się tak jak
zakładała. Jej wiecznie zła i skwaszona pasierbica Holly na każdym kroku
demonstruje swoje niezadowolenie z powtórnego ożenku ojca, w wigilijny poranek
w domu pojawia się grupa niezapowiedzianych gości, a jakby tego było mało, do
wioski przyjeżdża kobieta przekonana, że wynajęła od Beth malutki domek, w
którym spędzi tradycyjne, spokojne Boże Narodzenie. Czy te święta okażą się
totalną katastrofą, czy może jednak ta dziwna zbieranina ludzi znajdzie nić
porozumienia i w przyjemnej atmosferze spędzi wigilijny wieczór?
Od razu uprzedzam, że
powieść Annie Sanders (pod tym pseudonimem kryje się literacki duet Annie
Ashworth i Meg Sanders) należy do tych cukierkowych, bajkowych i bardzo
optymistycznych historii z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem. Co prawda nie
pojawia się w niej motyw nawróconego bogacza, ale wszystkie inne elementy
świątecznej, pokrzepiającej opowieści wyzierają już z pierwszych stron książki.
Mamy samotną matkę miotającą się między pracą a domem i po ciuchu liczącą na
to, że spotka odpowiedniego mężczyznę, który pokocha zarówno ją jak i jej
synka. Spotkamy także kobietę pragnącą odnaleźć się wśród wrogo nastawionej
rodziny męża oraz zagubioną dziewczynę, która nie potrafi pozbierać się po
śmierci matki, a przepełniający ją ból wyładowuje na macosze. Oczywiście pod
wpływem pewnego wydarzenia wszyscy bohaterowie przechodzą przemianę. Jedni
przekonują się, że w obchodzeniu świąt nie chodzi o przygotowywanie dekoracji i
potraw jakie pokazują w luksusowych magazynach, ale o spędzanie czasu z
bliskimi i okazywanie, że to oni są najważniejsi na świecie. Inni odnajdują
upragnioną miłość, gdy najmniej się tego spodziewają, a jeszcze inni godzą się
z rzeczami, których człowiek w żaden sposób nie może zmienić i próbują odnaleźć
spokój mimo utraty bliskich i świadomości, że już nigdy razem nie zasiądą do
wigilijnej wieczerzy.
Autorki zadbały o to, żeby
czytelnicy mogli poznać odmienne punkty widzenia nie tylko na świąteczny czas,
ale i na tę samą sytuację rodzinną. Dzięki temu łatwiej wczuć się w położenie
bohaterów i zrozumieć ich zachowanie. Wykreowane postaci nie są papierowe i
jednowymiarowe, mimo że finalnie wszystkie przechodzą świąteczną metamorfozę.
Można przyczepić się do tego, że pisarki zbyt szybko pogodziły bohaterów,
wygładziły ich buńczuczne nastawienie i wtłoczyły w ramy jednej wielkiej,
kochającej się rodziny. Dla mnie jednak to niewielki mankament, ponieważ
spodziewałam się takiego obrotu spraw i prawdopodobnie poczułabym się
rozczarowana, gdyby na zakończenie wszystko się nie ułożyło. Najwięcej sympatii
wzbudziła we mnie Carol, starająca się ratować podupadającą karierę, poświęcać
dużo czasu synowi, a przy tym nie utyskiwać na każdym kroku na swój los. Postać
Beth wydała mi się nieco przerysowana, ale może rzeczywiście istnieją na
świecie ludzie, którzy potrafią odsunąć urazy na bok i w imię wyższych wartości
nie zwracać uwagi na docinki, zaczepki oraz próby zdyskredytowania swojej osoby
w oczach innych. Nawet w antypatycznej pasierbicy Holly można dopatrzeć się
ludzkich uczuć i zrozumieć jej postepowanie, mając w pamięci przeżycia
bohaterki z ostatnich dwóch lat.
Święta,
święta czyta się niezwykle
szybko. Oprócz świątecznego przesłania książka zawiera sporą dawkę humoru i celnych
obserwacji, dotyczących corocznego dążenia do perfekcjonizmu i grudniowego
festiwalu narzekania na obowiązki i złoszczenia się z powodu upływającego
czasu. Bardzo przypadł mi do gustu wątek obnażający absurdalność tak ostatnio
propagowanej poprawności politycznej, przez którą nietaktem jest wystawianie
szkolnych jasełek z powodu ich religijnego charakteru. Nie mogę również nie
zgodzić się z jedną z bohaterek krytykującą kobiety prześcigające się w
udowadnianiu, że są najlepsze pod każdym względem i mają monopol na wiedzę we
wszelkich aspektach życia rodzinnego. Święta,
święta to powieść traktująca głównie o kobietach i do kobiet skierowana.
Każda z nas marzy o radosnych i ciepłych świętach, kochającym partnerze u boku
i wesołej gromadzie bliskich osób, którzy potrafią porozumieć się w każdych
okolicznościach. Nawet, jeśli taka sytuacja to utopia w najczystszej postaci,
to raz w roku warto wchłonąć tę specyficzną atmosferę i zatopić się w
rzeczywistość, w której wszystko może się zdarzyć. W końcu Boże Narodzenie to
czas cudów i prawdziwej magii zdolnej odmieniać zatwardziałe ludzkie serca.
Ocena: 4,5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik
Lubię książki nawiązujące tematyką do świąt, ale czytam je głównie w okresie świątecznym, gdyż wtedy bardziej czuje ich klimat i magię. Powieść Annie Sanders ma w sobie jakiś urok, więc jak zdążę jeszcze, to poszukam w tym tygodniu w bibliotece tej książki.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że najbardziej sensownie jest czytać takie książki w okolicach świąt właśnie. Zresztą, chyba po to one powstają :) Jakby co, to masz jeszcze czas na poszukanie tej powieści :)
UsuńCzytałam tą książkę rok temu, lubię książki o świętach w na Zachodzie, od razu mi jakoś cieplej sie robi :)
OdpowiedzUsuńDawno żadnej takie świątecznej książki nie czytałam, więc skusiłam się w tym roku i nie żałuję, bardzo fajna, relaksująca lektura :)
UsuńLubię czasami sięgnąć po tego typu historie, lekkie i przyjemne, które kończą się szczęśliwie. Książka wydaje się bardzo klimatyczna, pewnie ze względu na świąteczną atmosferę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, cały jej urok tkwi z tej magicznej aurze Bożego Narodzenia :) Wyczytałam, że autorki napisały wspólnie już kilka powieści, ale u nas dostępna jest jeszcze tylko jedna.
UsuńWidzę, że u Ciebie świąteczne książki :) Ja także lubię czasem sięgnąć po takie lekkie czytadło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam świątecznie
A tak, specjalnie zaopatrzyłam się wcześniej w taką powieść, żeby trochę podrasować świąteczny klimat :) Teraz jednak wróciłam do kryminału :P
UsuńW trakcie świąt takie książki mają podwójny urok :) Ja natomiast przełamałam się i choć ostatnio twierdziłam u Ciebie na blogu, że nie dla mnie książki o zombie, właśnie zaczęłam jedną czytać i... bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńSuper! A mogę wiedzieć jaką czytasz? Stawiam na "Ciepłe ciała", zgadłam? :)
UsuńA nie :) Padło na "Przegląd Końca Świata: Feed" :) Za kilka dni pewnie się powywnętrzniam na jej temat :)
UsuńJestem bardzo ciekawa tej książki, więc czekam na recenzję :) A o "Ciepłych ciałach" pomyślałam, bo niedługo będzie ekranizacja, której się nie mogę doczekać :)
UsuńHm, nie słyszałam o tych "Ciepłych ciałach", ale się rozejrzę :)
UsuńRecenzowałam na blogu tę książkę, moim zdaniem jest świetna :)
UsuńCzytałam swego czasu :)
OdpowiedzUsuńAle to już było dość dawno temu.
Jednak cały czas pamiętam tę historię :)
Szukając książki z motywem świąt stwierdziłam, że nie ma ich zbyt wiele. Wśród propozycji pojawiają się głównie Flagg i Ahern, a tak to trochę nędznie jest. Chyba, że ja nie umiem szukać :P
UsuńCzasem takie przesłodzone, sentymentalne opowieści są jak balsam dla duszy w czasie chandry:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Racja, ale wtedy zazwyczaj wybieram książkę bez świątecznej otoczki.
UsuńTytul zupelnie mi nieznany, ale to dobrze:). Wpisze na przyszloroczna przedswiateczna liste ksiazek do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńZa rok będzie jak znalazł :)
UsuńSzkoda, że dopiero teraz recenzujesz tą pozycję, bo może nawet bym się na nią skusiła, ale tego typu książki przemawiają do mnie raczej przed Świętami ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie zaczęłam ją czytać tuż przed świętami, bo wcześniej jakoś nie czułam nastroju, więc recenzja trochę spóźniona.
UsuńTeż sięgam w święta najczęściej po lekkie lektury, ciężko skupić się na czymś poważnym. Widzę jednak, że ty trafiłaś nawet tematyką ;))
OdpowiedzUsuńNie tyle trafiłam, co specjalnie się postarałam :)
UsuńI takie bajkowe powieści należy czytać w świąteczny czas.Bo jakież Święta są bardziej magiczne? Pozdrawiam Świątecznie:-)
OdpowiedzUsuńTylko te, czasem mnie drażni już ta otoczka Bożego Narodzenia, ale i tak co roku czekam na święta :)
UsuńPrzez całe Święta przeczytałam jakieś 50 stron... Masakra. :P
OdpowiedzUsuńTakie cukierkowe historie czasami się sprawdzają, ale chwilowo nie mam na nie ochoty.
Święta to teoretycznie czas odpoczynku, a nawet od książek trzeba czasami trochę odpocząć :)
UsuńU mnie w święta też kiepsko: jedna książka i to baardzo marna. Zresztą właśnie skończyłam o niej pisać :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że przeczytałam o tej książce dopiero dziś, bo może umiliłaby mi święta:) Zapiszę ten tytuł i poszukam go za rok:)
W takim razie ja zaraz wchodzę na Twój blog zobaczyć jakiej książki powinnam unikać :)
UsuńOoo jak klimatycznie i świąteczie. :) Pomyślę o tej książce za rok. :)
OdpowiedzUsuńNastrój świąteczny już powoli mija, ale powieść jest sympatyczna, polecam :)
UsuńO widzę, że dałaś się porwać świątecznej atmosferze. Myślisz, że na książki "z przesłaniem" patrzy się z przymrużeniem oka? Ja chyba tak mam :) Przyznaję bez bicia :) Podobnie jest z filmami, każdy bez wyjątku ma w sobie to coś, nie bez powodu Kevina... oglądam co roku :)
OdpowiedzUsuńNie na wszystkie, ale na takie, w których wszystko się dobrze układa, a skłóceni od lat ludzie godzą się pod wpływem jednej rozmowy patrzę z przymrużeniem oka. Takie typowo świąteczne przesłania są przyjemne, ale raczej mało prawdopodobne w prawdziwym życiu. Pozdrawiam :)
UsuńWidzę, że to lektura wręcz idealna na ten świąteczny czas, aby umilić przygotowania i wprowadzić w odpowiedni nastrój. Będę o niej pamiętać za rok :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, lepiej bym tego nie ujęła :)
UsuńŚwiąteczne przesłanie, jeśli jest zawarte w książce zawsze mnie wzrusza. Zapiszę sobie tytuł tej pozycji.
OdpowiedzUsuńCiekawe:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na Candy Noworoczne, do wygrania książki : http://recenzje-kiti.blogspot.com/2012/12/candy-noworoczne.html