Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 240
Sięgając
po książkę Roberta Fentona nie miałam żadnych wyobrażeń, co do jej treści.
Oczywiście tytuł jak i okładka sugerowały z jakim gatunkiem będę mieć
styczność, ale nic poza tym nie wiedziałam. Niestety dość szybko okazało się,
że Napad bez pistoletu w ręku to mało
ambitne, szybko ulatniające się z pamięci sensacyjne czytadło.
Głównym
bohaterem tej powieści jest bezwzględny komisarz Artur Sodoma z Wydziału Zabójstw.
Jego najnowszym zadaniem jest przeniknięcie w szeregi przestępców i
udaremnienie planowanego napadu na bank. To, co wydaje się proste w teorii
zazwyczaj okazuje się niezwykle trudne w praktyce. Tak też jest w tym przypadku
- Sodoma zostaje zmuszony do szybkich reakcji na niespodziewane wydarzenia oraz
do podjęcia błyskawicznych decyzji, od których zależy jego życie.
Opis
fabuły nie wydaje się zbyt skomplikowany jednak początkowo bardzo trudno było
mi zorientować się w wydarzeniach i skoncentrować na akcji. Winnym tego chaosu
jest natłok postaci, wprowadzonych już od pierwszych stron. Na dodatek autor
lubuje się we wszelkiego rodzaju pseudonimach lub bardzo oszczędnych
charakterystykach bohaterów, zastępujących zwyczajne imiona i nazwiska.
Odczuwałam zdezorientowanie, gdy czytałam o „wysokim i postawnym mężczyźnie”,
„kierowcy forda” lub bliżej nieokreślonym „Szefie” zamiast o konkretnych
postaciach. Dopiero po kilkudziesięciu stronach wyłania się ogólny zarys wątku
i można zorientować się kto jest kim w tej książce. Możliwe, że Robert Fenton
celowo tak skonstruował swoją opowieść, ale mam wrażenie, że mniej
zdeterminowani czytelnicy mogą porzucić lekturę już na samym początku.
Akcja
powieści jest bardzo dynamiczna, ale jak dla mnie mało interesująca poprzez
spłaszczenie zarówno bohaterów jak i głównego wątku. Owszem, nieustannie coś
się dzieje, często nawet są to ważne wydarzenia, ale czytając Napad bez pistoletu w ręku miałam
wrażenie, że oglądam stereotypowy amerykański film sensacyjny. Moje skojarzenie
nie jest bezpodstawne, ponieważ główny bohater zachowuje się dokładnie jak
typowy twardziel z kina akcji. Bezwzględny, świetnie wyszkolony policjant,
który nie trzyma się litery prawa i często działa na własną rękę – taki jest
właśnie Artur Sodoma. Ponadto w książce aż roi się od wszelkiej maści tajnych
agentów, pracowników ABW i nie wiadomo jakich jeszcze instytucji, z którymi
konkurują zwykli policjanci. Brzmi znajomo, prawda?
Fenton nie przygotował
dla czytelnika praktycznie żadnej zagadki, wszystko zostaje podane na tacy, a
jedynym zadaniem odbiorcy jest śledzenie nieustraszonego gliniarza, który
walczy z groźnymi przestępcami. Jak się można domyślić zakończenie nie jest
zaskakujące, wręcz przeciwnie, czegoś w tym stylu się spodziewałam. Kreacja
bohaterów również pozostawia wiele do życzenia – postaci są jednowymiarowe,
płaskie, banalne. Nikt nie jest na tyle interesujący żeby przejąć się jego
losem. Uważam, że to duży minus, ponieważ w chwil, gdy bohaterowie przestają
być atrakcyjni, sympatyczni czy też kontrowersyjni lektura staje się
automatycznie mało wartościowa. Postaci neutralne, niczym się niewyróżniające,
niewzbudzające w czytelniku żadnych uczuć nie mają szans na zagoszczenie w
świadomości odbiorcy dłużej niż tego wymaga przeczytanie książki.
Podoba mi się, że w
powieści Fentona znalazło się miejsce na dość dokładne i szczegółowe opisy
przygotowań do działań podejmowanych przez różne służby. Najciekawsze fragmenty
dotyczą właśnie zabezpieczania się przed podsłuchem, obserwacji podejrzanych i
całej konspiracyjnej aktywności. Doceniam ogromną dawkę wartkiej akcji, gdyby
autor dopracował charakterystykę postaci i stworzył atmosferę niepewności i
wyczekiwania Napad bez pistoletu w ręku
mógłby być całkiem udaną powieścią. Niestety tak się nie stało, dlatego nie
mogę tej książki ocenić pozytywnie.
Ocena: 3 / 6
Egzemplarz recenzyjny otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Warszawska Firma Wydawnicza.