30 kwietnia 2022

Rany kamieni - Simon Beckett

 

Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 336
Pierwsze wydanie: 2013
Polska premiera: 2013

Simon Beckett zasłynął serią powieści o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Parę lat temu poznałam cztery części cyklu i muszę przyznać, że wywarły na mnie ogromne wrażenie. Przez swój czytelniczy zastój przegapiłam premiery kolejnych tomów, ale okazało się, że w domowej bibliotece mam jedną nieprzeczytaną powieść Becketta, więc postanowiłam po nią sięgnąć zanim zacznę nadrabiać zaległości. Rany kamieni to książka nienależąca do słynnego cyklu, co da się odczuć już od pierwszych rozdziałów. Głównym bohaterem jest mężczyzna, o którym czytelnik wie naprawdę niewiele. Sean jest Anglikiem, ale w momencie, gdy go poznajemy znajduje się we Francji. Zachowuje się tak jakby przed kimś uciekał. Porzuca w lesie samochód, niszczy telefon, a potem ze skromnym dobytkiem w plecaku po prostu zaczyna iść. Nie ma planu, nie wie co chce zrobić, nie jest przygotowany na długą wędrówkę. Po kilku godzinach wycieńczony i spragniony dociera do zabudowań. Farma sprawia wrażenie opuszczonej, ale Sean spotyka w domu młodą kobietę. Prosi o szklankę wody, łapczywie pije i odchodzi w swoją stronę. Jednak daleko nie dociera. Dzieje się coś, co zatrzymuje go w tym dziwnym, niepokojącym miejscu. Mężczyzna nie wie czy właśnie stał się więźniem, czy znalazł schronienie. Nie wie też, że farma kryje mnóstwo tajemnic, a ludzie ją zamieszkujący zrobią wszystko, by sekrety nigdy nie wyszły na jaw. 

Wiem, że ta powieść nie jest zbytnio lubiana przez fanów Becketta. Przejrzałam kilkanaście opinii zamieszczonych na Lubimy Czytać i zauważyłam, że wiele osób narzeka, że to nie jest historia podobna do tych z doktorem Hunterem w roli głównej. Zgadzam się, że Rany kamieni to zupełnie inny rodzaj opowieści niż ten, do którego autor przyzwyczaił swoich wielbicieli. Przychylam się do opinii, że to nie jest najlepszy tytuł w dorobku pisarza i rozumiem rozczarowanie osób nastawionych na spotkanie z błyskotliwym bohaterem uwikłanym w skomplikowaną kryminalną intrygę. A jednak ta historia ma w sobie to słynne coś. Zaangażowałam się w nią od pierwszego rozdziału, mimo że protagonista wydawał mi się irytujący, a niejasność co do jego moralności potęgowała moje zniecierpliwienie. Przez długi czas nie wiedziałam czy Sean popełnił jakieś poważne przestępstwo, czy sam padł ofiarą napaści, a może przytrafiło mu się jeszcze coś innego. Drażniła mnie ta niewiedza, ale czytałam dalej w nadziei, że w końcu zorientuję się o co w tym wszystkim chodzi.

Strony umykały w szybkim tempie i nawet nie wiem kiedy zaczęłam odczuwać ogromne napięcie. Coś wisiało nad bohaterami. Nadciągała katastrofa i wszystko wskazywało na to, że spokój na farmie zostanie zakłócony. Wrażenie zbliżającej się tragedii było tak silne, że w trakcie lektury stworzyłam kilka różnych wersji dalszego rozwoju wypadków. Żadna nie okazała się prawdziwa, ale świetnie się bawiłam główkując do czego ta historia zmierza. Podobał mi się sposób w jaki Beckett opisał codzienność na farmie. Żar lejący się z nieba każdego dnia, duszne powietrze, monotonne zajęcia wykonywane przez Seana oraz osobliwa sceneria podupadającego majątku mocno działały na moją wyobraźnię. Obiektywnie rzecz ujmując ,w tej książce nie dzieje się wiele aż do samego finału, ale mnie to nie przeszkadzało, ponieważ ciągle czekałam na to wspomniane tąpnięcie burzące pozorną sielankę. Rany kamieni to w pewnym stopniu powieść psychologiczna, gdyż autor skupił się na zarysowaniu relacji pomiędzy Seanem a mieszkańcami gospodarstwa. Stary Arnaud to odpychający, agresywny mężczyzna traktujący każdego obcego jak potencjalnego złodzieja i oszusta. Jego starsza córka Mathilde zdaje się mieć dobre serce, ale bez słowa sprzeciwu wykonuje polecenia ojca. Natomiast młodsza córka kocha prowokować i podobnie jak Arnaud szybko wpada w gniew.

Dynamika pomiędzy bohaterami jest intrygująca, a im więcej czytelnik dowiaduje się o zachowaniu mieszkańców farmy, tym większy niepokój odczuwa. W tle obecny jest również wątek pewnego młodego mężczyzny, który półtora roku wcześniej zaginął w okolicy. Początkowo nie wydaje się to istotne, ale z czasem ta informacja nabiera znaczenia. Wszystkie pochwały nie zmieniają jednak faktu, że Rany kamieni to nie jest najlepsza powieść w dorobku autora, ponieważ zawiera błędy typowe raczej dla debiutantów, a nie doświadczonych pisarzy. Najwięcej zastrzeżeń mam do zakończenia, sprawiającego wrażenie napisanego na szybko, bez przemyślenia, zupełnie jakby nagle Beckett przypomniał sobie, że przecież musi wreszcie umieścić jakąś szokującą scenę. W finale dzieje się wiec mnóstwo wydarzeń, które teoretycznie powinny odbiorcę szokować, zaskakiwać i zniesmaczać, ale w praktyce nie mają takiej siły rażenia. Zbyt dużo nagle ujawnionych informacji oraz zwrotów akcji niepasujących do kreowanej wcześniej atmosfery, sprawiło, że zakończenie przyjęłam do wiadomość, niemniej nie uznaję go za satysfakcjonujące. Jestem przekonana, że Becketta stać na więcej. Nie przypadły mi do gustu również retrospekcje rzucające światło na przeszłość głównego bohatera, ale nie mogę napisać więcej, żeby nie zdradzić istotnych szczegółów. Uważam, że Rany kamieni to powieść z rodzaju tych, które można przeczytać i nie żałować czasu poświęconego na lekturę, ale można sobie też odpuścić, zwłaszcza jeśli na oku macie jakąś bardziej dopracowaną historię. 

Ocena: 3.5 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz