Córka kapitana to wielowątkowa powieść o trzech rodzinach, których losy w przedziwny sposób splatają się ze sobą od momentu zatonięcia Titanica. Na pokład rzekomo niezatapialnego statku linii White Star wsiada May Smith z mężem i niespełna roczną córeczką. Kobieta jest nieco przestraszona tym, że zostawia za sobą wszystko, co zna, wyruszając w podróż do kraju, w którym wraz z rodziną ma zacząć nowe, lepsze życie. Zarówno May, jak i jej mąż są sierotami, nie mają na świecie nikogo oprócz siebie i dziecka, więc decyzja o wyjeździe wydaje się słuszna. W Anglii nie trzyma ich nic, a perspektywa lepszych zarobków kusi na tyle, że Smithowie stawiają wszystko na jedną kartę. Transatlantykiem płynie także Celeste Parkes, która z sercem przepełnionym żałobą po matce i głową zaprzątniętą niewesołymi myślami, wraca do domu. Kobieta zastanawia się nad swoim nieudanym małżeństwem, analizując jak do tego doszło, że znalazła się w złotej klatce bez możliwości ucieczki. Jedynie myśl o kilkuletnim synu Roddym dodaje bohaterce sił. Gdy następuje tragiczne zderzenie z górą lodową, na statku wybucha zamieszanie. Pasażerowie trzeciej klasy zostają w zasadzie skazani na śmierć, gdyż w pierwszej kolejności ewakuacja obejmuje wyższe pokłady, na których ulokowano zamożnych i wpływowych podróżnych. Jednak May i Celeste trafiają do jednej szalupy, a tragiczne wydarzenia zbliżają je do siebie. Kobiety szybko znajdują wspólny język, ale May skrywa pewną tajemnicę i zrobi wszystko, żeby jej nowa przyjaciółka nie odkryła prawdy.
Tajemnica May nie jest sekretem dla czytelnika, dlatego w trakcie lektury często powracałam do rozmyślania czy w końcu prawda wyjdzie na jaw. Ten element długo trzymał mnie w napięciu, sprawiając, że snułam różne wersje dalszego przebiegu historii oraz próbowałam wejść w buty May, zastanawiając się jak postąpiłabym na jej miejscu. Trwałam w tym zachwycie i czytelniczym ciągu mniej więcej do połowy książki, ponieważ dopiero na tym etapie zdałam sobie sprawę, że opowieść nie jest pozbawiona wad. Wydarzenia wokół May i Celeste są bardzo angażujące, przez co nie zwróciłam uwagi na fakt, że autorka nie poświęciła wiele uwagi rejsowi słynnym statkiem ani nie pokusiła się o dokładniejsze przybliżenie samego momentu katastrofy. Titanic ciągle powraca w powieści, jest punktem zwrotnym dla postaci, ale też źródłem ich cierpienia, więc w końcu rzuciło mi się w oczy niezbyt skrupulatne potraktowanie tego wątku. Jestem o tyle zdziwiona, że sama autorka wspomina już na początku książki, że odwiedzała muzea poświęcone katastrofie, czytała publikacje, więc albo ten research jednak nie był wystarczający, albo nie potrafiła go wykorzystać.
Zauważyłam też, że w miarę rozwoju historii i przybywania kolejnych postaci, autorka nie poświęca już wszystkim bohaterom tyle czasu, co May i Celeste. Oczywiście jest to zrozumiałe dopóki są drugoplanowymi bohaterami, ale kiedy dzieci przyjaciółek dorastają, znajdując się w centrum opowieści to jednak szkoda, że ich motywacje i emocje nie są już tak dokładnie nakreślone. W pierwszym akapicie wspomniałam o trzech rodzinach, więc najwyższy czas wyjaśnić, że istotną rolę odgrywa też pewien włoski imigrant, który w katastrofie Titanica traci żonę i córkę. Nie chcę zdradzać więcej, ale w dalszej części historii również jego bliscy wysuwają się na pierwszy plan. Zatem na kartach powieści pojawia się mnóstwo postaci i chyba lepiej byłoby, gdyby autorka napisała kilkutomową sagę. Tak się jednak nie stało czego, mam wrażenie, konsekwencją jest również pobieżne nakreślenie pewnych historycznych wątków.
Akcja Córki kapitana obejmuje kilka dekad, bo od 1912 roku aż do końca lat 50. XX wieku. W tym czasie doszło do tylu istotnych, głównie tragicznych, wydarzeń, że nie sposób ich pominąć. Wprawdzie Leah Fleming wspomina o większości z nich, ale czasami w bardzo skróconej formie. Epidemia hiszpanki zostaje jedynie zasygnalizowana, kiedy jeden z bohaterów ciężko choruje na grypę i potem do końca życia zmaga się z powikłaniami. Pierwsza wojna światowa przemija w krótkich rozdziałach, w których bohaterowie po prostu wymieniają listy i relacjonują, co się z nimi dzieje. Drugiej wojnie autorka poświęca już więcej uwagi, ale też tylko w kontekście tego, co dotyczy protagonistów. Odnoszę wrażenie, że dla pisarki to postaci są najważniejsze, a świat dookoła pełni funkcję dekoracji, dlatego nie wszystkie elementy są opisane z jednakowym rozmachem. To sprawia, że moja ostateczna ocena jest niższa niż przewidywałam na początku, ale nadal dobra! Powieści Fleming udało się skraść moja uwagę, zaczarować na tyle, że przymykałam oko na niedociągnięcia, wyczekując finału. Zakończenie uważam za satysfakcjonujące, chociaż nieco naiwne. Niemniej rozumiem, że po wszelkich trudach, zmaganiach z losem i tęsknotą za bliskimi, bohaterowie otrzymują szczęśliwy koniec.
Ocena: 4 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz