Wydawnictwo: Prószyński Media
Liczba stron: 264
Kiedyś wspominałam już,
że nie przepadam za tak zwanymi kryminałami na wesoło. Nie przekonują mnie
bohaterki cechujące się skłonnością do histerii oraz lubujące się w wymyślaniu
absurdalnych teorii spiskowych. Perypetie takich postaci zamiast śmiechu wywołują
we mnie frustrację, ponieważ nie potrafię spokojnie czytać o absurdalnych i
bezsensownych działaniach poszczególnych bohaterów czy też o zupełnie nieprawdopodobnych
zbiegach okoliczności. Ale od każdej reguły jest wyjątek, więc nawet ja czasami
próbuję przekonać się do literatury, która na co dzień mojego uznania nie
znajduje. Parę lat temu w wyniku takiej próby polubienia historii kryminalnej
na wesoło, natknęłam się na debiutancką powieść Olgi Rudnickiej, pt. Martwe jezioro. Ze zdziwieniem
odnotowałam, że całkiem dobrze bawiłam się w trakcie czytania tej książki, mimo
że właściwie niczym charakterystycznym się nie wyróżnia. Później przyszedł czas
na poznanie kontynuacji, noszącej osobliwy tytuł Czy ten rudy kot to pies?, która także zapewniła mi potrzebną dawkę
relaksu i odprężenia. Od tamtej pory z sympatią patrzę na sklepowe półki
wypełnione powieściami Rudnickiej i od czasu do czasu postanawiam przenieść się
do rzeczywistości rodem z kryminalnej komedii omyłek.
Marta
Żywek ma powody ku temu, by swoją przeszłość starannie ukrywać przed innymi. Mimo
że w Śremie mieszka już od dwóch lat, to nie utrzymuje kontaktów z nikim poza
koleżanką z pracy. Kobieta ceni sobie anonimowość, ciszę i spokój, dlatego z
chęcią poddaje się codziennej rutynie, wyznaczonej przez godziny pracy oraz
plan spacerów z psem. Niestety pewnego dnia z trudem wypracowana równowaga
zostaje zachwiana, gdy Marta znajduje w ogrodzie zwłoki. Bohaterka nie ma
zamiaru informować policji, że na terenie jej posesji leży martwy mężczyzna,
więc nie pozostaje jej nic innego jak pozbyć się ciała na własną rękę. Samo
ukrycie trupa stanowi nie lada wyzwanie, a Marta musi sprostać jeszcze wielu
innym osobliwymi zadaniom, wśród których wymienić należy wymknięcie się z rąk
bandytów, poznanie tożsamości denata oraz spotkanie ze znienawidzonym były
mężem.
Zapewne większość z Was
domyśla się, że recenzowanej dzisiaj powieści nie należy brać na poważnie.
Wydarzenia wykreowane przez Olgę Rudnicką z pewnością nie mogłyby mieć miejsca
w rzeczywistości, więc przed rozpoczęciem lektury dobrze wiedzieć, że w tej
książce jedna nieprawdopodobna sytuacja goni drugą i próżno szukać logicznej
motywacji czy dojrzałości w postępowaniu bohaterów. Zamiast tego można liczyć
na bardzo dynamiczną akcję, zapewniającą kilka godzin rozrywki. Nie było
momentu, w którym poczułabym się znużona historią opisaną w Zaciszu 13, co uważam za duży plus,
ponieważ podobne opowieści raczej nie przykuwają mojej uwagi na dłużej. Olga
Rudnicka zadbała o to, żeby historia obfitowała w wiele osobliwych zdarzeń. Czytelnik
staje się świadkiem licznych napaści i prób włamania, spotkań oko w oko z
groźnymi przestępcami, a także reakcji na odnalezienie zwłok w przydomowym
ogródku. Tak szybko rozwijająca się akcja sprawiła, że książkę przeczytałam w
kilka godzin, jest to więc odpowiednia lektura na leniwy, wakacyjny dzień.
Zacisze
13
nie dostarcza ogromu emocji, poczynania bohaterów śledziłam z zainteresowaniem,
ale bez przymusu natychmiastowego dowiedzenia się, co będzie dalej. Na okładce
napisano, że jest to „niezwykle zaskakująca czarna komedia z wątkiem
kryminalnym”. Wątek kryminalny jest, elementy komedii również, ale o
jakimkolwiek zaskoczeniu nie może być mowy. Intrygę można przejrzeć jeszcze
przed połową powieści, mimo że autorka w kilku miejscach stara się ją
skomplikować lub przedstawić wyjaśnienie, mające być dla czytelnika
niespodzianką. Nie uważam, żeby przewidywalność była dużym minusem w przypadku
tego typu powieści, ale jednak miło byłoby, gdyby pojawiła się nuta
zaskoczenia. Pochwalę natomiast zakończenie, które rozbudza chęć poznania
dalszych losów bohaterów, urywając historię w idealnym momencie. Z jednej
strony niemal wszystkie wątki zostały już na końcu zamknięte, ale z drugiej
jest jeszcze jedna sprawa, która zapewne znalazła rozwinięcie w kontynuacji.
Bohaterowie Zacisza
13 nie odznaczają się szczególnie zapadającymi w pamięć cechami. Przeszłość
Marty Żywek intryguje tylko na początku, kiedy czytelnik jeszcze nie wie, z
jakiego powodu kobieta zdecydowała się izolować od ludzi. Również jej
przyjaciółka Aneta odgrywa ważną rolę w tej historii, ale i o niej nie można
zbyt wiele powiedzieć. Mimo tego bohaterki wzbudziły moją sympatię, ponieważ są
zdecydowane, nie boją się podejmować ryzyka i próbują radzić sobie z wszelkimi
kłopotami same. Bardzo przypadły mi do gustu ich dialogi. Marta i Aneta często
dogadują sobie nawzajem, ironizują i sprzeczają się, co ubarwia powieść i
wprowadza element humorystyczny. Zacisze
13 wpisuje się w nurt literackich komedii kryminalnych, więc na rzeczy
takie pobieżna charakterystyka bohaterów czy nieprawdopodobne zbiegi
okoliczności należy przymknąć oko, żeby cieszyć się lekturą. Moim zdaniem
autorka nie ustrzegła się jednak kilku irytujących potknięć, wśród których
największą uwagę zwraca nachalna reklama swojej wcześniejszej powieści. Może
teraz przesadzam, ale uważam, że jeden z bohaterów nie powinien mówić wprost,
że właśnie czyta Martwe jezioro,
ponieważ to w ogóle nie pasuje do sytuacji tej wypowiedzi. Lepiej byłoby, gdyby
Rudnicka w jakiś sposób przytoczyła historię ze swojej debiutanckiej książki, a
nie w tak sztuczny sposób ją promowała. Zacisze
13 może się podobać, ale może też irytować, wszystko zależy od nastawienia
czytelnika. W mojej ocenie plusy i minusy niemal się równoważą, więc jeśli
szukacie nieskomplikowanej opowieści z wątkiem kryminalnym potraktowanym lekko
i niepoważnie, to polecam sięgnięcie po książkę Olgi Rudnickiej. W innym przypadku
chyba lepiej sięgnąć po inną opowieść.
Tutaj można przeczytać moją opinię o powieści "Czy ten rudy kot to pies?". Celowo nie użyłam słowa "recenzję", bo to początki blogowania i pierwsze próby mojej pisaniny :P
Ocena: 3 / 6