3 kwietnia 2012

Death Note - reż. Shusuke Kaneko


Reżyseria: Shusuke Kaneko
Scenariusz: Tetsuya Ôishi
Obsada: Tatsuya Fujiwara, Ken'ichi Matsuyama, Erika Toda
Produkcja: Japonia


Death Note to ekranizacja bardzo popularnej w Japonii Mangi o tym samym tytule. Reżyser Shusuke Kaneko podjął się trudnego zadania przeniesienia na ekran historii tak dobrze opisanej w innych tekstach i mającej rzesze fanów. Ekranizacja składa się z dwóch części, ale postanowiłam poświęcić im wspólną recenzję, gdyż są tak ściśle powiązane ze sobą, że z powodzeniem mogłyby funkcjonować jako jeden obraz. Opinie o dziele Kaneko są dość podzielone, niektórzy uważają, że w porównaniu z mangą i anime film wypada raczej blado. Natomiast dla innych jest to interesująca i sprawnie przedstawiona historia. Mnie Detah Note bardzo przypadł do gustu, chociaż twórcy nie ustrzegli się przed kilkoma błędami i niedociągnięciami.

Light Yagami to bardzo inteligentny i pilny student prawa. Chłopak od dawna ma sprecyzowane poglądy na temat sprawiedliwości i tego, jak powinna być egzekwowana w dzisiejszym świecie. Pewnego wieczoru Light znajduje na ulicy czarny notes, będący własnością boga śmierci Shinigami. Każdy, czyje nazwisko zostanie zapisane w tym niezwykłym notatniku umrze. Light Yagami postanawia rozprawić się ze wszystkimi przestępcami, którzy uniknęli więzienia lub wymierzona im kara okazała się nieadekwatna do popełnionej zbrodni. Wzrastająca liczba ofiar wzbudza zainteresowanie policji, która za wszelką cenę stara się odkryć, kto kryje się za tajemniczymi zgonami. Tropem bohatera podąża utalentowany, choć ekscentryczny detektyw, ukrywający się pod pseudonimem „L”. 

Od pierwszych minut filmu wiedziałam, że pomysł na fabułę jest naprawdę świetny i choćby obraz okazał się prawdziwym koszmarkiem to dotrwam do końca żeby poznać finał tej intrygującej historii. Na szczęście ekranizacji Deth Note bardzo daleko do nieudanej produkcji, dlatego ponad cztery godziny poświęcone na obejrzenie obydwu części uważam za dobrze wykorzystany czas wolny. Uwielbiam historie z pogranicza kryminału, fantastyki i horroru, które dostarczają niesamowitych wrażeń, trzymają w napięciu i zmuszają do zastanowienia się jak postąpiłabym, będąc na miejscy bohaterów. Film Kaneko zawiera wszystkie te elementy, a ponadto obfituje w dynamiczną akcje, nieprzewidywalne wydarzenia i wyraziste postaci, co sprawia, że oglądałam go z ogromną przyjemnością. Każda z części trwa około dwóch godzin, ale nie nudziłam się ani przez moment, mimo że nie wszystkie sceny uważam za dopracowane. W pewnym momencie fabuła komplikuje się tak bardzo, że rozwiązanie zagadki notesu śmierci wydaje się niemożliwe. Film wymaga koncentracji i skupienia uwagi na poszczególnych wydarzeniach, w przeciwnym razie łatwo zagubić się w natłoku nowych informacji i szczegółów dotyczących głównego wątku.

Odtwórcom głównych ról również nie mogę niczego zarzucić. Znany z Battle Royale Tatsuya Fujiwara wcielił się w postać Lighta, a Ken’ichi Matsuyama odegrał postać detektywa „L”. Z tego, co zdążyłam się zorientować to bohaterowie filmu idealnie odzwierciedlają swoje mangowe pierwowzory. Każda postać posiada bardzo różnorodne cechy charakteru, inaczej się zachowuje i ma odmienne poglądy na kwestię sprawiedliwości. Light jest bardzo sprytny, wielokrotnie udaje mu się przechytrzyć policję, która cały czas pozostaje dwa kroki za genialnym mordercą. Działa w ukryciu, nikt nie podejrzewa, że pilny student prawa może stać za tak wieloma zbrodniami, które noszą cechy przestępstwa doskonałego. Niektórzy ludzie uważają, że to sam Bóg wymierza karę, zabijając wszystkich, którzy łamią prawo. Jeden z najlepszych detektywów – „L” to w rzeczywistości nastoletni chłopak, który dzięki niezwykłej przenikliwości jest w stanie dorównać Lightowi. Ze wszystkich postaci za najciekawszą uważam właśnie ekscentrycznego „L”, który większość decyzji podejmuje przed ekranem komputera, ciągle objada się słodyczami i rzadko rozmawia z innymi ludźmi. Jego zdolności nie zostały wytłumaczone, często zastanawiałam się jakim cudem chłopak wpadał na pomysły, przybliżające go do zdemaskowania Lighta. „L” to bardzo specyficzny i rozpoznawalny bohater i cieszę się, że o nim powstał osobny film, z którego mam nadzieję dowiedzieć się więcej szczegółów o tej postaci. Uważam, że aktorzy stanęli na wysokości zadania, udało im się wykreować nietuzinkowych bohaterów, których emocjonujące losy trzymają w napięciu przez cały film. 

Dotąd rozpływałam się w zachwytach nad tą produkcją, ale przyszedł czas na kilka słów o jej słabszych stronach. Głównym zarzutem jest dość prymitywne przedstawienie postaci Shinigami. Rozumiem, że w takim filmie efekty wizualne nie są najważniejsze, ale w tym przypadku aż prosiło się o nieco więcej naturalności i realizmu. Bóg śmierci, który z założenia powinien wyglądać przerażająco i majestatycznie, w filmie jawił się jako efekt zabawy w amatorskim programie graficznym. Kolejnym minusem są dość patetyczne dialogi w zakończeniu drugiej części. Finał jest wystarczająco dramatyczny bez serii banalnych sformułowań wygłaszanych przez bohaterów.  Jako ostatnie zastrzeżenie muszę wymienić ścieżkę dźwiękową, poza źle dobraną muzyką w czołówce filmu, praktycznie nie istniała. Nie potrafię przypomnieć sobie jakie dźwięki towarzyszyły poszczególnym scenom, nie uważam tego za zamierzoną przezroczystość, więc traktuję jako niedoróbkę. Myślę też, że wybór Dani California Red Hot Chili Peppers na podkład muzyczny w czołówce nie był najlepszym pomyłem. Mnie zupełnie ten utwór nie pasuje do charakteru filmu i całej historii.

Death Note nie trafi na listę arcydzieł japońskiej kinematografii, ale na pewno warto poświęcić czas na obejrzenie sprawnie zrealizowanego filmu, opowiadającego intrygującą i zajmującą historię. Dodatkowym atutem jest wyrazista gra aktorska i cała paleta emocji, jakie ten film wywołuje.

Death Note: Notatnik śmierci 8 / 10
Death Note: Ostatnie imię 7 / 10