Reżyseria: Shusuke Kaneko
Scenariusz: Tetsuya Ôishi
Obsada: Tatsuya Fujiwara, Ken'ichi Matsuyama, Erika Toda
Produkcja: Japonia
Death
Note
to ekranizacja bardzo popularnej w Japonii Mangi o tym samym tytule. Reżyser
Shusuke Kaneko podjął się trudnego zadania przeniesienia na ekran historii tak
dobrze opisanej w innych tekstach i mającej rzesze fanów. Ekranizacja składa
się z dwóch części, ale postanowiłam poświęcić im wspólną recenzję, gdyż są tak
ściśle powiązane ze sobą, że z powodzeniem mogłyby funkcjonować jako jeden
obraz. Opinie o dziele Kaneko są dość podzielone, niektórzy uważają, że w
porównaniu z mangą i anime film wypada raczej blado. Natomiast dla innych jest
to interesująca i sprawnie przedstawiona historia. Mnie Detah Note bardzo przypadł do gustu, chociaż twórcy nie ustrzegli
się przed kilkoma błędami i niedociągnięciami.
Light Yagami to bardzo
inteligentny i pilny student prawa. Chłopak od dawna ma sprecyzowane poglądy na
temat sprawiedliwości i tego, jak powinna być egzekwowana w dzisiejszym
świecie. Pewnego wieczoru Light znajduje na ulicy czarny notes, będący
własnością boga śmierci Shinigami. Każdy, czyje nazwisko zostanie zapisane w
tym niezwykłym notatniku umrze. Light Yagami postanawia rozprawić się ze
wszystkimi przestępcami, którzy uniknęli więzienia lub wymierzona im kara
okazała się nieadekwatna do popełnionej zbrodni. Wzrastająca liczba ofiar
wzbudza zainteresowanie policji, która za wszelką cenę stara się odkryć, kto
kryje się za tajemniczymi zgonami. Tropem bohatera podąża utalentowany, choć
ekscentryczny detektyw, ukrywający się pod pseudonimem „L”.
Od pierwszych minut
filmu wiedziałam, że pomysł na fabułę jest naprawdę świetny i choćby obraz
okazał się prawdziwym koszmarkiem to dotrwam do końca żeby poznać finał tej
intrygującej historii. Na szczęście ekranizacji Deth Note bardzo daleko do nieudanej produkcji, dlatego ponad cztery
godziny poświęcone na obejrzenie obydwu części uważam za dobrze wykorzystany
czas wolny. Uwielbiam historie z pogranicza kryminału, fantastyki i horroru,
które dostarczają niesamowitych wrażeń, trzymają w napięciu i zmuszają do
zastanowienia się jak postąpiłabym, będąc na miejscy bohaterów. Film Kaneko
zawiera wszystkie te elementy, a ponadto obfituje w dynamiczną akcje,
nieprzewidywalne wydarzenia i wyraziste postaci, co sprawia, że oglądałam go z
ogromną przyjemnością. Każda z części trwa około dwóch godzin, ale nie nudziłam
się ani przez moment, mimo że nie wszystkie sceny uważam za dopracowane. W
pewnym momencie fabuła komplikuje się tak bardzo, że rozwiązanie zagadki notesu
śmierci wydaje się niemożliwe. Film wymaga koncentracji i skupienia uwagi na
poszczególnych wydarzeniach, w przeciwnym razie łatwo zagubić się w natłoku
nowych informacji i szczegółów dotyczących głównego wątku.
Odtwórcom głównych ról
również nie mogę niczego zarzucić. Znany z Battle
Royale Tatsuya Fujiwara wcielił się w postać Lighta, a Ken’ichi Matsuyama
odegrał postać detektywa „L”. Z tego, co zdążyłam się zorientować to
bohaterowie filmu idealnie odzwierciedlają swoje mangowe pierwowzory. Każda
postać posiada bardzo różnorodne cechy charakteru, inaczej się zachowuje i ma
odmienne poglądy na kwestię sprawiedliwości. Light jest bardzo sprytny,
wielokrotnie udaje mu się przechytrzyć policję, która cały czas pozostaje dwa
kroki za genialnym mordercą. Działa w ukryciu, nikt nie podejrzewa, że pilny
student prawa może stać za tak wieloma zbrodniami, które noszą cechy
przestępstwa doskonałego. Niektórzy ludzie uważają, że to sam Bóg wymierza
karę, zabijając wszystkich, którzy łamią prawo. Jeden z najlepszych detektywów
– „L” to w rzeczywistości nastoletni chłopak, który dzięki niezwykłej
przenikliwości jest w stanie dorównać Lightowi. Ze wszystkich postaci za
najciekawszą uważam właśnie ekscentrycznego „L”, który większość decyzji
podejmuje przed ekranem komputera, ciągle objada się słodyczami i rzadko
rozmawia z innymi ludźmi. Jego zdolności nie zostały wytłumaczone, często
zastanawiałam się jakim cudem chłopak wpadał na pomysły, przybliżające go do
zdemaskowania Lighta. „L” to bardzo specyficzny i rozpoznawalny bohater i
cieszę się, że o nim powstał osobny film, z którego mam nadzieję dowiedzieć się
więcej szczegółów o tej postaci. Uważam, że aktorzy stanęli na wysokości
zadania, udało im się wykreować nietuzinkowych bohaterów, których emocjonujące
losy trzymają w napięciu przez cały film.
Dotąd rozpływałam się w
zachwytach nad tą produkcją, ale przyszedł czas na kilka słów o jej słabszych
stronach. Głównym zarzutem jest dość prymitywne przedstawienie postaci
Shinigami. Rozumiem, że w takim filmie efekty wizualne nie są najważniejsze,
ale w tym przypadku aż prosiło się o nieco więcej naturalności i realizmu. Bóg
śmierci, który z założenia powinien wyglądać przerażająco i majestatycznie, w
filmie jawił się jako efekt zabawy w amatorskim programie graficznym. Kolejnym
minusem są dość patetyczne dialogi w zakończeniu drugiej części. Finał jest
wystarczająco dramatyczny bez serii banalnych sformułowań wygłaszanych przez
bohaterów. Jako ostatnie zastrzeżenie
muszę wymienić ścieżkę dźwiękową, poza źle dobraną muzyką w czołówce filmu,
praktycznie nie istniała. Nie potrafię przypomnieć sobie jakie dźwięki
towarzyszyły poszczególnym scenom, nie uważam tego za zamierzoną
przezroczystość, więc traktuję jako niedoróbkę. Myślę też, że wybór Dani California Red Hot Chili Peppers na
podkład muzyczny w czołówce nie był najlepszym pomyłem. Mnie zupełnie ten utwór
nie pasuje do charakteru filmu i całej historii.
Death
Note
nie trafi na listę arcydzieł japońskiej kinematografii, ale na pewno warto
poświęcić czas na obejrzenie sprawnie zrealizowanego filmu, opowiadającego
intrygującą i zajmującą historię. Dodatkowym atutem jest wyrazista gra aktorska
i cała paleta emocji, jakie ten film wywołuje.
Death Note: Notatnik śmierci 8 / 10
Death Note: Ostatnie imię 7 / 10