Rowan przypadkowo trafia na ogłoszenie o pracę, które od razu przyciąga jej uwagę. Państwo Elincourtowie poszukują niani dla swoich czterech córek, oferując bardzo atrakcyjne wynagrodzenie oraz szereg benefitów dla osoby, która co najmniej przez rok będzie zajmować się ich dziećmi. Praca wymaga przeprowadzki do wiktoriańskiej rezydencji położonej w Szkocji, ale Rowan ta perspektywa raczej ekscytuje niż przeraża. Kobieta wysyła zgłoszenie, marząc o tym, że wkrótce porzuci pracę w żłobku i zamieszka w domu Elincourtów. Kiedy otrzymuje wiadomość, że jej kandydatura została pozytywnie rozpatrzona, a wyprowadzka z Londynu staje się faktem, bohaterka wprost nie posiada się z radości. Jest lekko zestresowana, kiedy zastanawia się czy dobrze wypadnie i podoła wszystkim obowiązkom, ale zupełnie ignoruje pogłoski mówiące o tym, że stara posiadłość jest nawiedzona. Niespecjalnie przejmuje się również faktem, że w ciągu ostatniego roku aż cztery nianie zrezygnowały z pracy dla pary zamożnych architektów, a ostatnia opiekunka wyjechała w środku nocy niemal bez słowa pożegnania. Rowan chce się utrzymać w tej pracy za wszelką cenę, ale już pierwszego wieczoru przekonuje się, że nie będzie to łatwe zadanie.
Powieść rozpoczyna się od wyznania głównej bohaterki, która przebywa w szkockim więzieniu i zapewnia, że nie zabiła dziecka Elincourtów. Od początku wiadomo więc, że Rowan wpadła w poważne tarapaty, a cała historia została opowiedziana w formie retrospekcji mającej wytłumaczyć jakim cudem kobieta znalazła się w takim położeniu. Jak tylko zaczęłam czytać i zorientowałam się jaką strukturę obrała Ruth Ware, byłam lekko rozczarowana, ponieważ nie lubię kiedy autor niejako zdradza zakończenie, a rolą czytelnika jest jedynie śledzić jak doszło do takiej sytuacji. Okazało się jednak, że dość szybko zaangażowałam się w opowieść i zaczęłam zastanawiać się, co takiego musi się wydarzyć, żeby doszło do śmierci dziecka, a odpowiedzialność za to zdarzenie spadła na protagonistkę. Na pierwszy rzut oka nic takiej tragedii nie zapowiada. Nowi pracodawcy Rowan są zamożni, szalenie zajęci i nie spędzają zbyt wiele czasu z własnymi dziećmi, ale mimo tego kochają je i chcą dla nich jak najlepiej. Przynajmniej matka odpowiada temu opisowi, ponieważ stara się pogodzić wymagającą pracę z obowiązkami rodzicielskimi. Ojciec natomiast nie robi dobrego pierwszego wrażenia, ale oboje szybko wyjeżdżają, zostawiając dzieci pod opieką nowej niani.
W domu zostają Rowan z dziećmi oraz Jack będący ogrodnikiem, kierowcą i kimś w rodzaju złotej rączki. Codziennie przychodzi też pewna starsza kobieta, której zadaniem jest utrzymywanie porządku w rezydencji. Kiedy dziwne rzeczy zaczynają się dziać wiadomo, że ktoś z tego grona musi być za nie odpowiedzialny. Autorka wprawdzie sugeruje paranormalne podłoże, ale atmosfera grozy pojawia się zaledwie w paru miejscach i ani przez chwilę nie rozważałam, że wiktoriańska posiadłość naprawdę może być nawiedzona. Zresztą sam dom jest w tej książce bardzo ważny, ponieważ Elincourtowie naszpikowali go najnowocześniejszą technologią. Kontrast pomiędzy bardzo starymi elementami wyposażenia, a wszechobecnymi skanerami dłoni, kamerkami zainstalowanymi dla dobra dzieci i wymyślnymi sprzętami sterowanymi za pomocą aplikacji, jest wprost porażający i niepokojący jednocześnie. Moim zdaniem najciekawszymi fragmentami były te, w których cała ta technologia zaczynała z niewyjaśnionych powodów szwankować. Autorka w ciekawy sposób pokazała jak „smart dom” może stać się wręcz wrogim miejscem, doprowadzającym mieszkańców na skraj wytrzymałości psychicznej.
Rowan zyskała moją sympatię i za plus uznaję ograniczoną liczbę głupstw, których się dopuszcza w trakcie całej powieści. Jak na bohaterkę thrillera to całkiem trzeźwo myśląca kobieta i chociaż ma na koncie nielogiczne zachowania to tym razem byłam w stanie na większość przymknąć oko. W końcu nawet najlepsza niania może być nieco zdezorientowana, gdy już na samym początku zostaje sama z podopiecznymi oraz mnóstwem smart urządzeń, których obsługa wcale nie jest intuicyjna oraz bezproblemowa. Pozostali bohaterowie mają słabo zarysowane charakterystyki i raczej wpisują się w pewne typy postaci niż posiadają własną osobowość. Mniej więcej od połowy książki podejrzewałam jedną osobę o sabotowanie pracy Rowan, ale okazało się, że nie miałam racji. Niestety autorka pokusiła się o rozwiązanie intrygi w taki sposób, że czytelnik nie ma najmniejszej szansy na rozpracowanie sprawy. Pewne informacje dotyczące głównej bohaterki zostają ujawnione dopiero w finale, a to właśnie one są kluczowe dla zrozumienia, co się wydarzyło. Nie lubię, kiedy pisarze w ten sposób budują opowieść, ponieważ jedyne co mogę w takiej sytuacji zrobić to pomyśleć: „aha, więc o to chodziło”, a to dla mnie zdecydowanie za mało, żeby thriller uznać za satysfakcjonujący. Z tego powodu daję Pod kluczem dość niską ocenę, ale nie kończę przygody z twórczością Ruth Ware, ponieważ niedawno kupiłam Tę dziewczynę. Mam nadzieję, że autorka nie powiela schematu i tym razem pozwala czytelnikowi nieco pogłówkować.
Ocena: 3.5 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz