W ciągu ostatniego roku przeczytałam sporo kryminałów autorstwa rodzimych pisarzy i niestety większość tych powieści była w mojej ocenie schematyczna oraz źle napisana. Sięgnęłam po książki znanych i raczej lubianych autorów, więc mój zawód był tym większy, im bardziej wychwalano te tytuły na bookstagramie lub lubimyczytać. Jeśli macie dość mojego narzekania na polskie kryminały to lepiej omińcie ten post, bo niestety Mirosław Gorzka dołącza do grona twórców, których dzieło przysporzyło mnie o ból głowy. Jestem przekonana, że Krwawnica znajdzie swoich odbiorców, jednak mnie ta historia zupełnie nie przekonała i zaraz wyjaśnię, dlaczego zachwytów nie było. Streszczenie fabuły zapowiada się dobrze, ponieważ obiecuje wszystkie motywy, które zazwyczaj wzbudzają moją ciekawość. Mamy byłego policjanta, który wraz z żoną przeprowadza się na wieś, by zacząć nowe życie. Jest zamknięta społeczność niechętnie spoglądająca na nowych przybyszów oraz tajemnica z przeszłości związana z nowym domem Dzikowskich. Wszystko razem, odpowiednio poprowadzone, powinno zapewnić spójną historię z pogranicza kryminału i thrillera. Niestety Gorzka obrał kurs na schematyczny sensacyjniak okraszony tanią erotyką i niewiarygodnymi zbiegami okoliczności.
Z przykrością stwierdzam, że podobały mi się tylko pomysł na historię oraz sam początek powieści, kiedy Rafał i Weronika przyjeżdżają do wsi o wdzięcznej nazwie Bagniska. Dalszy rozwój wydarzeń oraz kreacja bohaterów zupełnie mnie nie przekonały. Przede wszystkim mam trochę dość tak nachalnie poprowadzonego wątku niegościnnych, zacofanych wręcz mieszkańców wioski, którzy pierwsze o co zapytają Dzikowskich to nieobecność na niedzielnej mszy. Akcja rozgrywa się w czasie pandemii, więc następny punkt dyskusji to chipy w szczepionkach oraz wspomnienie o „złodzieju Tusku”, żeby odbiorca nie miał już wątpliwości jaki światopogląd prezentuje rozmówca głównego bohatera. Dla mnie taka ekspozycja jest zwyczajnie prostacka, bo autor jednym dialogiem portretuje lokalsów jak ze skeczu kabaretowego, wyposażając ich w szereg najbardziej stereotypowych cech. Później wystarczy dorzucić jeszcze uwagę, że w Bagniskach „maseczki się nie przyjęły” oraz pokazać jak władze gminy gną się w ukłonach przed proboszczem. Wszystko jest przerysowane, wręcz karykaturalne, a przez to odpychające. Nie mam problemu z wątkiem pt. konserwatywni mieszkańcy wsi kontra przybysze w wielkiego miasta, ale niech to będzie pokazane inteligentnie. Wolałabym poczytać o społeczności, którą trudno rozgryźć na pierwszy rzut oka; o tym jak bohaterowie czują się niemile widziani, mimo że teoretycznie nie mają do tego podstaw. Dzięki temu czułabym gęstniejącą atmosferę zagrożenia oraz mogłabym zastanawiać się czy naprawdę coś jest na rzeczy, czy raczej Dzikowscy są przewrażliwieni. Autor jednak nie pozostawia nic wyobraźni, podstawiając czytelnikowi pod nos popularne schematy.
Budowanie napięcia oraz atmosfery zagrożenia też nie wyszło zbyt dobrze. Na początku można przejąć się tym, że ktoś namazał na ścianie niepokojące hasło, a po zmroku bohaterom wydaje się, że w gęstym lesie czai się jakaś postać i obserwuje co robią, ale z czasem te incydenty powszednieją. Moim zdaniem zdecydowanie zbyt wiele tu takich straszaków, które do niczego nie prowadzą. Bohaterowie nieustannie wyjeżdżają z Bagnisk albo do nich wracają, obchodzą teren albo zestresowani zamykają się w domu, a kiedy sytuacja naprawdę eskaluje to czytelnik nie ma siły martwić się ich losem, bo przecież nieustannie „coś” się dzieje. Gorzka postawił też na bardzo sensacyjny charakter tej opowieści. W toku rozwoju historii dowiadujemy więcej o przeszłości Rafała Dzikowskiego, przez co staje się on archetypem twardego, porywczego gliny z konszachtami w półświatku. Mężczyzna jest niczym postać z filmów akcji lat 90., w których typ na zawołanie obija gęby przestępców, ale kiedy sytuacja tego wymaga, sam działa poza prawem. Mnie taka kreacja protagonisty raczej zmęczyła niż zaciekawiła. Dodatkowo Dzikowski jawi się jako macho, który musi bronić swojej kobiety przed złem tego świata, chociaż sam swobodnie podchodzi do kwestii wierności małżeńskiej. Nie kupuję kolejnego sztampowego motywu, wedle którego bohater nie wie z kim spał ostatniej nocy, ale nie przejmuje się tym na tyle, by wyjaśnić sytuację. Nie mogę zapomnieć też o wizji kobiecej przyjaźni, która według autora polega na tym, że dwie babki radośnie pluskają się na golasa w jeziorze albo paradują po domu w samej bieliźnie. Ten wątek ma wprawdzie podwójne dno, ale można było sobie tę tandetną erotykę darować.
W Krwawnicy jest jeszcze zagadka kryminalna do rozwiązania. Protagonista ma pełne ręce roboty, bo trup ściele się gęsto, a miejscowa policja nie jest w stanie nic sensownego zrobić. O ile w pierwszej części powieści nie dzieje się nic konkretnego, o tyle później akcja niesamowicie przyśpiesza. Co chwilę albo morderca atakuje, albo odnalezione zostają ciała zaginionych przed laty osób. Niestety nie odczuwałam ani napięcia związanego z tymi wydarzeniami, ani troski o bohaterów, ponieważ żadna z postaci nie wzbudziła mojej sympatii. Rozwiązanie intrygi kryminalnej, jak również pewne tajemnice z przeszłości Weroniki Dzikowskiej czy jej przyjaciółki Edyty, są dość zaskakujące, ale w taki sposób, którego nie lubię. Autor postanowił bowiem upchać wiele wątków w jednej powieści i mam wrażenie, że gdyby na koniec okazało się, że wszystkich porwali kosmici, to byłoby to tak samo uzasadnione wyjaśnienie jak finał zaproponowany przez Gorzkę. Wygląda na to, że nie jestem targetem Krwawnicy, a być może w ogóle twórczości autora, więc na razie daję sobie spokój z jego książkami.
Ocena: 2 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz