5 listopada 2022

Październik


Trzy książki miesięcznie to chyba taki mój standard. Wprawdzie w październiku byłam mocno zapracowana, ale gdybym mniej czasu poświęcała na seriale to pewnie spokojnie wcisnęłabym jeszcze jedną książkę albo nawet dwie. Jak wy podchodzicie do tej kwestii? Staracie się czytać w niemal każdej wolnej chwili czy często odpuszczacie na rzecz innych spraw? Kiedyś czytałam dużo więcej, ale obecnie moją uwagę odciągają też platformy streamingowe z mnóstwem seriali i filmów; gry, które powinnam śledzić również z zawodowych powodów i do tego dochodzi jeszcze ruch. Nie jestem sportsmenką i nie przepadam za aktywnością fizyczną, ale ruch jest potrzebny, więc zdarza się, że zamiast rozłożyć się z książką na kanapie, idę na długi spacer. Wracając jednak do przeczytanych tytułów, udało mi się poznać trzy powieści i każdą uznaję za udaną lekturę! 


📒Szczelina – Josef Karika

📒Skaza – Robert Małecki (recenzja wkrótce)

📒Zamknij wszystkie drzwi – Riley Sager (recenzja wkrótce)

Szczelinę polecam teraz wszystkim znajomym lubiącym horrory. Jeśli nie jesteście przekonani to zerknijcie na mój post, tam dokładnie wyjaśniam, dlaczego to jest tytuł wart uwagi. Recenzje pozostałych dwóch książek opublikuję na dniach, ale już teraz mogę zdradzić, że kryminał Małeckiego zdobył moje uznanie. Wreszcie znalazłam polskiego autora, którego historia o morderstwie przypadła mi do gustu. Na pewno będę w najbliższym czasie zgłębiać twórczość Małeckiego. Zamknij wszystkie drzwi to lekkie rozczarowanie, ponieważ spodziewałam się horroru, a dostałam raczej mieszankę powieści gotyckiej z thrillerem. Też było okej, a moje lekkie ukłucie zawodu było bardziej spowodowane hype’em na książki Sagera niż błędami popełnionymi przez autora. W każdym razie październik uznaję za udany pod względem czytelniczym i mam nadzieję, że w tym miesiącu też trafię na ciekawe lektury😄.

Film

W zeszłym miesiącu widziałam tylko dwa filmy, ponieważ seriale zupełnie zdominowały pierwsze jesienne wieczory. Wybrałam się do kina na Amsterdam głównie za namową mamy, która chciała ten film obejrzeć. Tak do końca nie wiem, co o nim sądzić, bo film jest dość osobliwy. Na plus zasługuje umiejscowienie akcji w latach 30. XX wieku oraz plejada gwiazd, bo naprawdę (prawie) wszyscy zagrali świetnie.

Wielkie brawa dla Christiana Bale’a Johna Davida Washingtona i Anyi Taylor-Joy. Niespecjalnie podobała mi się Margot Robbie w roli Valerie, ale kładę to też na karb mojego ogólnego braku sympatii do jej gry aktorskiej. Fabuła jest miksem gatunkowym, na który składają się elementy komedii, kryminału i filmu  szpiegowskiego oraz rzekomo autentycznych historycznych wydarzeń. Momentami to bardzo fajnie współgra, a momentami czułam dłużyzny i złapałam się na tym, że zerkam w kinie na zegarek, zastanawiając się ile do końca. Całość jest też dość nietypowo sfilmowana, tzn. mamy bardzo dużo zbliżeń i półzbliżeń, a kamera w większości podąża za bohaterami, więc mamy długie ujęcia śledzące, do których musiałam się trochę przyzwyczaić. Amsterdam nie jest filmem wybitnym, ale nie żałuję, że wybrałam się do kina. Mimo wszystko dobrze spędziłam czas, a gatunkowo jest to dość odległa rzecz od tego, co oglądałam ostatnio, więc wyjście ze strefy komfortu mam zaliczone.

W Halloween obejrzałam też nową wersję Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Początek jest intrygujący, bo do opustoszałego miasteczka przyjeżdża czwórka znajomych, z czego dwie osoby to influencerzy, którzy wykupili większość budynków i chcą zrobić z tego miasta jakąś hipsterską enklawę. Przyjeżdżają potencjalni klienci i oczywiście wówczas ujawnia się, zaginiony od 50 lat, Leatherface. Twórcy wyraźnie inspirowali się remake’iem Halloween bo też mamy motyw slasherowego zabójcy, który przez dekady nie dawał znaku życia, a mimo tego final girl wciąż ma się na baczności i planuje dokonanie zemsty. Niestety ten film ma pełno nielogiczności fabularnych, a na dodatek twórcy nie zadbali, żeby widzowie zżyli się z bohaterami. Było mi zupełnie obojętne, kto zginie, a kto przetrwa.  Co więcej Leatherface jest przesadnie sprytny, silny i wciąż żywotny mimo podeszłego wieku. Nie kupuję tego, mimo że doskonale znam konwencję slashera i wiem, że morderca zawsze wraca. Nie polecam, lepiej obejrzeć pierwszy film z serii.

Seriale

Październik był zdecydowanie serialowym miesiącem. Dokończyłam oglądanie Gry o tron. Jestem zadowolona, że nadrobiłam ten tytuł i teraz spokojnie będę mogła wrócić do Rodu smoka. Nie stanę się wielką fanką Gry o tron, mimo że serial ma mocne punkty i niektóre postaci są naprawdę świetnie poprowadzone. Oczywiście dołączam do grona rozczarowanych zakończeniem. Dokopałam się do informacji, że pierwotnie planowano 10 sezonów, a potem koncepcja się zmieniła i stąd ten byle jaki finał. Nie wiem czy to prawda, ale rzeczywiście przemiana (SPOILER) Daenerys woła o pomstę do nieba. Uważam, że strasznie skrzywdzono tę postać, przerabiając ją na dyktatorkę owładniętą obsesją „wyzwalania” ludności. Nie rozumiem też pomysłu na Aryie, z której nagle zrobiono podróżniczkę. Cieszę się, że przetrwała do końca, ale dziwny jest ten jej wątek. I moim zdaniem wielki przegrany, czyli Jon Snow. Powrócił zza grobu, zabił ukochaną dla dobra ludu, poświęcił wszystko i… wylądował na murze. W ogóle z jakiej racji ten mur skoro dzicy już nie są dzicy, a white walkers zostali pokonani? (KONIEC SPOILERÓW) Jeśli macie ochotę pogadać w komentarzach o finale (i nie tylko) to ja chętnie.

Obejrzałam też Pierścienie władzy. Mam do tego serialu obojętny stosunek. Rzeczywiście nie jest najlepiej napisany, ma dziury logiczne i widać jakąś taką sztuczność w prowadzeniu niektórych wątków. Natomiast nie jestem znawczynią twórczości Tolkiena, nie przeszkadzają mi żadne odstępstwa od książek, co więcej uważam, że nowe interpretacje są ciekawsze niż powielanie materiału źródłowego. Zapoznałam się też z kilkoma internetowymi omówieniami oraz dyskusjami na temat serialu i zadziwia mnie hejt jaki wylewa się na postać Galadrieli. Mam wrażenie, że gdyby to był facet to widzowie byliby bardziej wyrozumiali. W końcu motyw ostatniego sprawiedliwego, którego działania napędzane są zemstą jest powszechny w kulturze popularnej. Dzielny wojownik, waleczny żołnierz, samotny buntownik itd. A skoro mamy kobietę w tej roli to trzeba wyśmiać i narzekać, że jako to tak, przecież Galadriela w filmach Jacksona była inna. W jednym z takich omówień usłyszałam nawet, że w tę postać powinna się wciąż wcielać Cate Blanchett, bo nikt inny niegodny😉. Moim zdaniem nie ma to sensu. Pierścienie władzy uważam za przeciętny serial i nie mam jakichś wielkich oczekiwań, ale pewnie drugi sezon też obejrzę.

W zeszłym miesiącu skończyłam też pierwszy sezon The Expanse. Czytałam jedną książkę z serii i chciałam zobaczyć jak ta historia prezentuje się na ekranie. Uważam, że serial jest ciekawszy, bardziej dynamiczny niż Przebudzenie Lewiatana. Nie jest to wysokobudżetowa produkcja zachwycająca efektami specjalnymi, ale ogląda się przyjemnie. Jestem zaciekawiona głównym wątkiem, więc na pewno będę śledzić dalsze losy bohaterów. Sezonów jest aż sześć, czyli mam co oglądać.

Teatr

Nietypowo dodaję tę kategorię, bo nie jestem specjalistką ani znawczynią teatru, ale przed pandemią regularnie chodziłam na przedstawienia. Najczęściej wybierałam komedie albo klasyczne widowiska, które nigdy mi się nie nudzą. Bardzo się cieszę, że wreszcie w październiku zmobilizowałam się do takiego wyjścia, bo najpierw była pandemia i obostrzenia, które mnie odstraszały, a potem jakoś tak zasiedziałam się w domu. Zrobiliśmy rodzinny wypad do Teatru Powszechnego w Łodzi na komedię napisaną przez Juliusza Machulskiego o niewiele mówiącym tytule Atrament. Wczoraj. Żyrafa.

Mam mieszane odczucia, bo jednak nie nazwałabym tego spektaklu komedią, a raczej dość przygnębiającym studium rodziny rozdartej przez chorobę. Nie śmieszyły mnie żarty z osoby chorej na alzheimera, chociaż rozumiem, że to miała być raczej lekka opowieść z błyskotliwymi dialogami i oswojeniem tematu starości i przemijania. Nie do końca to wyszło. Niemniej aktorzy spisali się świetnie. Zawsze jestem pod wielkim wrażeniem gry na żywo i tym razem nie było inaczej. Wielkie brawa należą się całej obsadzie, ale szczególnie poruszyła mnie Zofia Plewińska w roli chorej i opuszczonej przez bliskich seniorki, a także Beata Ziejka doskonale wcielająca się w obrotną panią Czesławę. Sam spektakl nieco mnie rozczarował, ale magia teatru zrobiła swoje i mimo wszystko cieszę się, że zasiadałam na widowni.

Jak wam minął październik?😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz