Moja przygoda z twórczością Stephena Kinga zaczęła się w trakcie pomaturalnych wakacji, kiedy sięgnęłam po Cmętarz zwieżąt i przepadłam na długie godziny, wiedząc, że właśnie natknęłam się na powieść, którą na długo zapamiętam. Od tego czasu przeczytałam kilkanaście książek Kinga, wybierając zarówno starsze, jak i nowo wydane tytuły, ale jakoś nigdy nie wpadł mi w ręce zbiór opowiadań autorstwa mistrza grozy. Być może zawiniło tu moje upodobanie do dłuższej formy literackiej albo przeświadczenie, że taka gaduła jak King nie sprawdzi się w pisaniu mniej rozbudowanych historii. Pewnie jeszcze długo omijałabym zbiory opowiadań, gdyby nie fakt, że tę książkę otrzymałam w prezencie. Oczywiście mój egzemplarz odleżał swoje na półce, wciśnięty na któryś z niekończących się stosów lektur do przeczytania, aż w końcu postanowiłam zapoznać się z czterema historiami zebranymi w tomie Jest krew.
Zacznę od ogólnej konstatacji, że poznane opowiadania nie wywarły na mnie piorunującego wrażenia. Oczywiście King poniżej pewnego poziomu nie schodzi, więc każdą z historii czytałam z zainteresowaniem, ale wiem, że pisarza stać na więcej. W książce pojawia się sporo horrorowych tropów, jednak w niezbyt strasznym wydaniu. Być może tak właśnie miało być, bo zdaję sobie sprawę, że King nie tworzy tylko opowieści grozy, ale uprzedzam, że nie jest to lektura dostarczająca mocnych wrażeń. Brakowało mi tego charakterystycznego uczucia niepokoju i przeświadczenia, że lada moment bohaterów spotka jakieś przerażające, tragiczne wydarzenie odciskające piętno na ich dalszym życiu. W tytułowym opowiadaniu tego typu motywów i sugestii jest najwięcej, ale paradoksalnie Jest krew oceniam jako najsłabszą historię z całej książki.
Pozostałe historie wypadają lepiej, chociaż też nie bez zastrzeżeń. Otwierające zbiór opowiadanie zatytułowane Telefon pana Harrigana uważam za niezły wstęp do całości, który zaostrza apetyt czytelnika. To taka opowiastka grozy w wersji light, bo chociaż dostajemy bohaterów uwikłanych w trudne do wyjaśnienia, nadprzyrodzone zdarzenia, to jednak brakuje jakiegoś mocniejszego akcentu albo wyraźnego tąpnięcia na koniec, żeby czytelnik zapamiętał sobie, że nie warto igrać z czymś, czego nie potrafi logicznie wytłumaczyć. Zamiast tego pisarz zaserwował opowieść o chłopcu przyjaźniącym się ze starszym mężczyzną oraz pewnym telefonie mogącym połączyć światy żyjących i zmarłych. Nie czyta się tego źle, ale też nie jest to tytuł zapadający w pamięć. Życie Chucka, czyli drugi utwór w zbiorze zaczyna się bardzo sugestywnym opisem umierającej planety, a wraz z nią upadającej cywilizacji. King wrzucił swoich bohaterów do świata, w którym już nie ma nadziei na ocalenie. Część Stanów Zjednoczonych została strawiona przez pożary, część zniszczona w wyniku potężnych trzęsień ziemi, a to co jeszcze zostało w żaden sposób nie jest w stanie ocalić ludzkości. Opis przerw w dostawie prądu, końca sieci internetowej, przedziwnych zjawisk pogodowych oraz pojawiających się znikąd dziur w ziemi pochłaniających całe ulice wielkiego miasta, naprawdę mocno podziałał na moją wyobraźnię. Niestety druga połowa opowiadania koncentruje się na życiu mężczyzny o imieniu Chuck, które w żaden sposób nie jest tak interesujące jak apokaliptyczny początek historii. Niemile zaskoczył mnie kierunek w jakim pisarz pociągnął wszystkie wątki i mam wrażenie, że początek i koniec zupełnie się ze sobą nie łączą.
Najbardziej przypadło mi do gustu ostatnie opowiadanie zatytułowane Szczur. Uważam, że jest dopracowane, spójne i ciekawe, mimo że zawiera ograny na wiele sposobów motyw paktowania ze złem. King po raz kolejny sięga po postać zmagającą się z kryzysem twórczym, odsłania tajniki pisania powieści, a także przybliża problemy blokujące umysł świetnie zapowiadającego się literata. Wszystko to okrasza aurą niesamowitości oraz grozą wywołaną zarówno przez opis potężnej nawałnicy nacierającej na maleńką chatkę w lesie, jak i przywołanie niepokojących wydarzeń powoli kumulujących się wokół głównego bohatera. To jest właśnie King w najlepszym wydaniu. Jest strasznie, ale też realistycznie, bo to, co przydarza się mężczyźnie można do pewnego stopnia wyjaśnić, zrzucając na karb stresu i gorączki. Po skończonej lekturze pozostaje jednak pewna zadra; sugestia, że nie wszystko można zbyć machnięciem ręki i jakby nigdy nic wrócić do dawnego życia. Bardzo mi się ta krótka historia podobała i żałuję, że reszta utworów nie została utrzymana w tej konwencji. Na półce mam jeszcze jeden zbiór opowiadań Kinga, ale na razie zostanę przy powieściach.
Ocena: 4 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz