Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 536
Pierwsze wydanie: 2014
Polska premiera: 2014
Sięgając po Przebudzenie podejrzewałam, że lektura może mnie rozczarować, ponieważ to nie jest King w wydaniu, które lubię najbardziej. Z licznych recenzji przeczytanych na długo przed zagłębieniem się w historię Jamiego Mortona, dowiedziałam się, że po raz kolejny pisarz nie uczynił grozy głównym tematem swojego dzieła. Zostałam ostrzeżona, że znów wątki obyczajowe wysuwają się na pierwszy plan, a słynne kingowskie gawędziarstwo przekracza dopuszczalne granice. Zapamiętałam też przypuszczenia, że poprzez tę powieść autor przyznaje się do własnych lęków związanych ze starością i nieuchronnie zbliżającą się śmiercią. To wszystko nie napawało optymizmem, ale mimo tego postanowiłam do Przebudzenia podejść w sposób neutralny – bez uprzedzeń i bez dużych oczekiwań. Byłam gotowa na spotkanie z powieścią odbiegającą poziomem oraz tematyką od moich ulubionych tytułów. Planowałam po prostu „odhaczyć” kolejną książkę pisarza i tym samym zbliżyć się do realizacji celu, jakim jest poznanie całej jego twórczości.
Możliwe, że dla lepszego efektu powinnam dopiero pod koniec recenzji zdradzić czy książka ostatecznie przypadła mi do gustu, czy też podzieliła los Doktora sen, który do dzisiaj odbija mi się literacką czkawką. Jednak nie będę silić się na budowanie napięcia i napiszę wprost, że Przebudzenie pozytywnie mnie zaskoczyło. Wprawdzie powieść nie dołączyła do grona moich ulubionych dzieł Kinga i nie łudzę się, że za kilka miesięcy będę dokładnie pamiętać każdy jej szczegół, ale mimo tego lektura sprawiła mi przyjemność. Głównym bohaterem jest wspomniany już wcześniej Jamie Morton, który w wieku sześciu lat poznaje pastora Charlesa Jacobsa. Mężczyzna wraz z żoną i synkiem został ciepło przyjęty przez mieszkańców Harlow i jako dobry pastor szybko zyskał sympatię wiernych, ale to z Mortonami utrzymuje najbardziej serdeczne kontakty, szczególną uwagą obdarzając rezolutnego sześciolatka. Niestety pewnego niedzieli, nazywanej później dniem Złego Kazania, Jacobs wygłasza szokującą i przerażającą opinię. Bluźniercze słowa kosztują go posadę, dlatego wkrótce znika z życia małego Jamiego. Ale nie na zawsze, ponieważ losy obu bohaterów są w przedziwny sposób połączone i pastor pojawia się w życiu dorosłego już Mortona w najmniej spodziewanych momentach. Początkowo jawi się jako opiekun, wybawca, troskliwy przyjaciel, który pomoże stanąć na nogi, wyjść z nałogu i zacząć wszystko od nowa. Jednak z czasem Jacobs pokazuje też swoją drugą, mroczną naturę, udowadniając, że na tym świecie nie ma nic za darmo.
Początek książki nie zapowiada się specjalnie fascynująco, ponieważ przez ponad sto stron główny bohater opowiada o czasach swojego dzieciństwa, relacjonując okoliczności pierwszego spotkania z pastorem oraz szczegółowo opisując życie toczące się w małym, amerykańskim miasteczku lat 60. XX wieku. Oczywiście King ma dar do snucia tego typu narracji i przyznaję, że nawet w trakcie swoistego wprowadzenia nie czułam się znudzona, co nie zmienia faktu, że opowieść przedstawiona z perspektywy dziecka jeszcze nigdy mnie nie zachwyciła. Niemniej doceniam charakterystykę życia rodzinnego oraz specyfiki małych miasteczek w świecie, którego dzisiaj już nie ma. Autor opisuje senną mieścinę pozbawioną asfaltowych dróg, wspomina o dzieciakach całe dnie ganiających po okolicy oraz niedzielnych spotkaniach w kościele metodystów. W tle pojawia się co jakiś czas Charles Jacobs, ale jego rola jest dla czytelnika wciąż tajemnicza. Bardzo długo zastanawiałam się w jaki sposób sympatyczny, energiczny, mocno oddany swojej pracy pastor może zagrozić Jamiemu. Rozmyślałam o tym, co musi się wydarzyć, żeby przyjaciel domu, który niejednokrotnie pomagał Mortonom, zmienił się we wroga. Śledząc losy bohatera, przyglądałam się też zachowaniu pastora. Podziwiałam jego pasję do elektryczności oraz zdolność tworzenia różnego rodzaju przydatnych urządzeń, zazdrościłam religijnego zapału, ale wciąż próbowałam zdemaskować jego sekret.
Na rozwiązanie zagadki trzeb poczekać w zasadzie do samego finału, chociaż nieco wcześniej pojawiają się pewne przesłanki, pozwalające podejrzewać, z jakimi mocami i siłami igra Jacobs. Kiedy myślę o Przebudzeniu, mam wrażenie, że większość opisanych zdarzeń nie jest ani specjalnie intrygująca, ani odkrywcza, a mimo wszystko książkę przeczytałam błyskawicznie. King przeskakuje do kolejnych etapów życia bohatera w dobrym momencie. Nie pozwala czytelnikowi znudzić się losami Jamiego ani nabrać pewności, że wszystko na jego temat już wie. W gruncie rzeczy powieść traktuje o przemijaniu, śmierci i nostalgicznej tęsknocie za beztroskimi czasami dzieciństwa, ale historia nie przytłacza. Wątek fantastyczny jest zarysowany dość subtelnie, dopiero z czasem nabiera mocy, aż chciałoby się powiedzieć, że dojrzewa i starzeje się razem z postaciami. Kulminacja emocji następuje w finale, będącym typowym kingowskim tąpnięciem. Na zewnątrz szaleje burza z piorunami, a w pewnym budynku budzi się groza w najczystszej postaci. To doświadczenie nie tylko przeraża bohaterów, ale też odbiera im nadzieję i sens życia. Nie mogę zdradzić więcej, jednak w moim odczuciu zakończenie jest naprawdę mocne, trudne do zaakceptowania.
Jak już wspomniałam powieść mnie zainteresowała, chociaż nie jest pozbawiona wad. Żałuję, że nie pojawiło się wyjaśnienie skąd Jacobs czerpie wiedzę na temat tak zwanej tajemniczej elektryczności i czym w ogóle owa siła jest. Nie przekonało mnie wspomnienie starożytnych myślicieli czy szatańskich ksiąg jako źródło informacji, ponieważ oczekiwałam rozwinięcia tematu i niejako urealnienia tego motywu. Wiadomo, że pastor umie igrać z mocą osadzoną gdzieś pomiędzy światem nauki a metafizyki, ale sekretem pozostaje chociażby sposób w jaki ją opanował. Uważam, że w tym względzie autor poszedł na łatwiznę, tworząc postać na poły szalonego, na poły genialnego naukowca-czarnoksiężnika, którego działania owiane są tajemnicą. Czytelnik poznaje jedynie ich skutki, ale nic ponadto. W powieści silnie zaakcentowany został także wątek religijny, a zwłaszcza aspekty związane z utratą wiary i nadziei, że na dobrych ludzi czeka po śmierci nagroda. Kiedy bohaterowie tracą oparcie w wierze, odczuwają pustkę, bezsens istnienia, ale także niszczycielski gniew, który może obrócić się przeciwko nim.
Obecny jest również często eksplorowany przez Kinga temat uzależnienia i konsekwencji podporządkowania swojego życia nałogowi. W oczy rzucają się także liczne nawiązania zarówno do klasyków grozy, jak i wcześniejszych książek pisarza. Bez problemu można rozszyfrować odniesienia do Frankensteina, twórczości Lovecrafta oraz dzieł samego Kinga, kiedy mowa chociażby o miasteczku Castle Rock czy parku rozrywki Joyland. Przebudzenie oceniam jako dobrą, ale na pewno nie najlepszą powieść w dorobku mistrza horroru. Fani autora mogą po nią sięgnąć bez obaw, spodziewając się kolejnej porządnie napisanej historii, w której wątek obyczajowy zdaje się ważniejszy niż wydarzenia rodem z koszmaru, choć ostatecznie i na grozę przychodzi odpowiedni moment.
Ocena: 4 / 6
Przeczytane książki Stephena Kinga:
Cmętarz zwieżąt
Lśnienie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz