Liczba sezonów: 1
Lata emisji: 2020
Liczba odcinków w sezonie: 7
Obsada: Anya Taylor-Joy, Marielle Heller, Moses Ingram,
Marcin Dorociński, Thomas Brodie-Sangster, Harry Mellink
Nie będę ukrywać, że wobec Gambitu królowej miałam ogromne
oczekiwania wywołane mnóstwem entuzjastycznych recenzji jakie w ciągu ostatnich
miesięcy czytałam w internecie oraz opiniami rodziny i znajomych, którzy
również bardzo chwalili ten serial. Do oglądania zasiadłam zatem pełna
entuzjazmu, nastawiona na poznanie fascynującej opowieści, dzięki której szachy
wróciły do łask, stając się nagle modnym sposobem spędzania wolnego czasu.
Niestety pierwsze odcinki sprawiły, że historia Elizabeth Harmon wydała mi się
nieco sztampowa. Nie mam na myśli konkretnie
postaci szachistki zmuszonej na każdym kroku udowadniać, że jest godna
rywalizacji z mężczyznami, ale raczej sposobu w jaki ta opowieść została
skonstruowana.
Pomyślcie, ile razy spotkaliście
się z bohaterem-geniuszem, który początkowo jest niedoceniany, niezrozumiany
lub wyśmiewany przez otoczenie, ale nagle jego los odmienia się za sprawą
kogoś, kto dostrzega w protagoniście coś niezwykłego. Albo przełomem staje się
jakiś wyjątkowy splot okoliczności stawiający geniusza w świetle reflektorów.
Następnie taka historia zazwyczaj obiera nieco bardziej mroczny kierunek,
zwracając uwagę odbiorców na pewne niepokojące skłonności i zachowania
bohatera, przez które albo staje się on zagrożeniem dla innych, albo dla samego
siebie, gdyż sabotuje własny sukces. Wiecie, genialne umysły, które cierpią z
powodu innych niedostatków i problemów takich jak np. niestabilność
emocjonalna, skłonność do nałogów, nieumiejętność nawiązywania relacji i tego
typu sprawy. Chodzi mi o to, że w takich historiach dość łatwo można przewidzieć
pewne punkty węzłowe oraz wydarzenia, przez co całość staje się mniej
emocjonująca. Kiedy zorientowałam się, że Gambit
królowej jest właśnie tego rodzaju opowieścią, nie umiałam w pełni
zaangażować się w losy Beth. Czekałam na te wymienione punkty kulminacyjne,
wiedząc, że w którymś momencie dziewczyna zostanie dostrzeżona, potem będzie
musiała zmierzyć się z jakąś traumą, a w końcu zacznie zaniedbywać szachy,
staczając się z drogi sukcesu. Jedyną niewiadomą było zakończenie, ponieważ bohaterka
albo może załamać się i zaprzepaścić karierę, albo osiągnąć oszałamiający
sukces, a wraz z nim równowagę życiową.
Nie chcę przez to powiedzieć, że
serial mi się nie podobał, bo koniec końców uważam go za udaną produkcję. Po
prostu chyba zbyt wiele oczekiwałam od Gambitu
królowej jeszcze przed obejrzeniem, co przeszkodziło mi zanurzyć się w tej
historii. Porwały mnie dopiero ostatnie dwa odcinki, kiedy wreszcie zaczęłam emocjonować
się pojedynkiem z Borgowem oraz przejmować dalszymi losami Beth. I tutaj znów
muszę lekko ponarzekać, ponieważ mam ambiwalentny stosunek do zakończenia. Z
jednej strony jestem zadowolona z finału, bo chciałam, żeby protagonistka
wyszła na prostą, jednak z drugiej, gdzieś tłucze mi się po głowie myśl, że
ostatnie sceny są zbyt bajkowe, ugrzecznione i lekko naiwne. Jeszcze chwila i
wszyscy bohaterowie rzuciliby się sobie w objęcia, a potem odeszli w stronę
zachodzącego słońca, żyjąc długo i szczęśliwie.
Oczywiście serial ma też mnóstwo
zalet sprawiających, że ostatecznie oceniłam go bardzo pozytywnie. Największy
plus to fenomenalna gra aktorska Taylor-Joy, która bezbłędnie odegrała rolę
genialnej, bezkompromisowej, lekko odrealnionej oraz nieumiejącej nawiązywać
kontaktów z innymi Elizabeth Harmon. Aktorkę widziałam już w kilku produkcjach,
ale dopiero teraz przekonałam się jak duży ma talent. Nie wyobrażam sobie
nikogo innego na jej miejscu i myślę, że to dzięki niej kibicowałam postaci
Beth, mimo że momentami protagonistkę naprawdę trudno było lubić. Anya
Taylor-Joy potrafi jednym, znaczącym spojrzeniem lub delikatnym grymasem twarzy
opowiedzieć widzowi co się właśnie dzieje z jej postacią. Warto obejrzeć Gambit królowej tylko po to, by tego
doświadczyć. Doceniam także wątek feministyczno-emancypacyjny, opowiadający nie
tylko o młodej szachistce przecierającej szlaki w męskim świecie, ale również o
kobiecej przyjaźni, zdobywaniu własnej pozycji zawodowej i finansowemu
uniezależnieniu się od męża.
Twórcy serialu zadbali o to, by
zaprezentować modę oraz wystrój wnętrz lat 60. w sposób maksymalnie atrakcyjny.
Bohaterowie noszą charakterystyczne fryzury i makijaże, zakładają ubrania w
krzykliwych kolorach oraz spędzają czas w pokojach, w których dominują wzorzyste
tapety oraz jaskrawe obicia mebli. Bardzo
przyjemnie się na to patrzy, mimo że taka stylizacja jest nieco przesadzona w
stosunku do rzeczywistej mody tamtych lat. Na koniec muszę pochwalić również
sceny pojedynków szachowych, ponieważ zostały zrealizowane tak, że emocje
sięgają zenitu. Opanowałam zaledwie podstawy gry w szachy, więc wierzę twórcom
na słowo, że przedstawione rozgrywki rzeczywiście mają logiczny sens, ale nawet
gdyby tak nie było, to magia ekranu zrobiła swoje. Z zapartym tchem śledziłam
momenty, w których Beth gra, przekonując się jak piękna oraz emocjonująca może
być każda kolejna partia. Jeśli jeszcze nie widzieliście Gambitu królowej to oczywiście polecam, ale chyba lepiej będzie jak
podejdziecie do tego serialu bez tych obciążających oczekiwań i spodziewanej
wspaniałości. Po prostu cieszcie się historią. Natomiast jeśli jesteście już
zaznajomieni z produkcją, dajcie koniecznie znać jakie wrażenie na was wywarła. Ocena: 8 / 10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz