9 sierpnia 2015

Gone. Faza szósta: Światło - Michael Grant


Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 376
Rok pierwszego wydania: 2013
Rok polskiej premiery: 2013

Mam nauczkę, żeby nie rozwlekać czytania jednej serii na lata. Wielokrotnie pisałam o tym, że jestem dziwnym typem czytelnika, który każdy, nawet krótki cykl, poznaje w tempie około jednej powieści na półtora roku. Nie pytajcie skąd się ten nawyk wziął, bo nie znam odpowiedzi, ale faktem jest, że nawet, jeśli historia mi się podoba, to i tak szybko po kontynuację nie sięgam. I teraz mam za swoje, bo wreszcie zabrałam się za ostatni tom Gone i okazało się, że po kilkunastu miesiącach od lektury piątej części, prawie wszystkie informacje o postaciach oraz wcześniejszych wydarzeniach po prostu wywietrzały mi z głowy. Nie mówiąc już o tym, że po początek serii sięgnęłam jeszcze przed założeniem bloga, czyli jakieś pięć lat temu, więc nie ma szans, żebym dobrze orientowała się w początkach opowieści. Jestem na siebie zła, bo czytając tę książkę, cały czas miałam wrażenie, że coś mi umyka, że nie jestem w stanie zaangażować się w finał historii, która przecież zawsze mnie interesowała, ponieważ nie pamiętam ani przeszłości bohaterów, ani powodów napiętych relacji między poszczególnymi osobami. Światło nie porwało mnie tak jak się spodziewałam, ale tym razem to raczej nie wina pisarza, bo Michael Grant stylu nie zmienił.

Opis fabuły musze zacząć od spoilera, dlatego fragment tekstu zaznaczam na biało, żeby przypadkiem nie wpadł w oczy tym, którzy jeszcze są przed lekturą piątej części. Mieszkańcy ETAP-u spodziewają się, że lada chwila bariera oddzielająca miasteczko Perdido Beach od reszty świata, może zniknąć. Na razie stała się przezroczysta, co wprowadziło do tej niewielkiej społeczności złożonej wyłącznie z dzieci i nastolatków ogromny chaos, ponieważ okazało się, że po drugiej stronie życie toczy się normalnie. Za kopułą zgromadziły się rodziny uwięzionych w środku, co spowodowało, że w ETAP-ie wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, gdyż tęsknota za bliskimi wzięła górę nad rozsądkiem i koniecznością dbania chociażby o zdobywanie pożywienia. Najstarsi bohaterowie mają niewiele ponad piętnaście lat, a przez prawie rok przebywania pod kopułą stanowiącą ich mikro świat, musieli radzić sobie z niewyobrażalnymi dla większości dorosłych trudnościami. Przeżyli głód, epidemię tajemniczego wirusa, atak zmutowanych robaków oraz konflikty wybuchające z powodu walki o władzę, chciwości lub poddania się czystemu złu, które zalęgło się na dnie opuszczonej kopalni. Teraz przyszedł czas na decydujące starcie, bo Ciemność urosła w siłę jak nigdy dotąd. Gaiaphage ma ludzkie ciało i posiada niewyobrażalną moc, ale dzieciaki nie poddadzą się bez walki. Nadchodzi koniec gry i wszyscy o tym wiedzą.

Jak już wspomniałam, szósta i ostatnia część nie odbiega od schematu zastosowanego we wcześniejszych tomach. Michael Grant swoim zwyczajem postawił na pędzącą akcję, dzięki czemu powieść pochłania się w błyskawicznym tempie oraz na zbliżające się zagrożenie, mogące doprowadzić do śmierci większości nieletnich mieszkańców Perdido Beach. W każdej powieści z serii protagniści muszą zmierzyć się z nowymi kłopotami, które teoretycznie zdają się problemami nie do rozwiązania. Ostatecznie jednak autor potrafi tak odwrócić sytuację, że jakieś wyjście zawsze się znajduje, mimo że często wymaga podjęcia trudnych decyzji oraz wybrania tak zwanego mniejszego zła. Tym razem wiadomo, że starcie z Ciemnością będzie rozstrzygające i trochę zabrakło mi tego początkowego dreszczu emocji, kiedy w ETAP-ie panuje kruchy, z trudem osiągnięty spokój, a ja wiem, że za moment zdarzy się coś, co znów wprowadzi strach, chaos i rozgoryczenie. W szóstej odsłonie cyklu ten moment wyczekiwania nie jest tak mocno zaznaczony, bo w zasadzie od początku wiadomo, co musi się zdarzyć i moim zdaniem to wpływa na odbiór opisanych wypadków. Sama przyłapałam się na tym, że chciałam jak najszybciej dowiedzieć się jak to wszystko się zakończy, a po drodze gdzieś zgubiłam zainteresowanie poszczególnymi zdarzeniami, dopiero prowadzącymi do wielkiego finału.

Światło pełne jest większych i mniejszych potyczek pomiędzy bohaterami. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że podział na dobrych i złych jest dość oczywisty. Niemniej w miarę zagłębiania się w fabułę, zdałam sobie sprawę, że prawie wszyscy protagoniści, choć raz działali na granicy moralności. Jedni przekroczyli ją już dawno i zabrnęli tak daleko, że nic nie powstrzyma ich przed sianiem zła, ale inni wciąż borykają się z wyrzutami sumienia i konsekwencjami takich, a nie innych wyborów. Podoba mi się ta niejednoznaczność sprawiająca, że nie tak łatwo ocenić i zaszufladkować daną postać. Zwłaszcza że niektórzy przechodzą zaskakujące przemiany, co stanowi dodatkową wartość tej opowieści. Jestem nieco zaskoczona, że coś na kształt sympatii wzbudzili we mnie Caine i Diana, którzy dotąd funkcjonowali jako czarne charaktery. Przeżycia z ostatnich dwóch tomów odcisnęły na nich ogromne piętno, co poskutkowało ciekawą metamorfozą wynikającą z przewartościowania priorytetów. Mam wrażenie, że Diana i Caine to o wiele bardziej intrygująca para niż Sam i Astrid, którzy zdawali mi się często nieco mdli, nijacy i mało charakterni.

Niestety o innych nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo jak już sygnalizowałam, nie pamiętam wcześniejszych wydarzeń z udziałem Dekki, Dahry, Taylor, Quinna, Edilia i jeszcze kilku innych ważnych postaci. W związku z tym nie jestem w stanie ocenić czy zakończenie ich wątków jest satysfakcjonujące. Ogromnie mnie to irytuje, ale pretensje mogę mieć głównie do siebie, bo trudno, żeby Grant za każdym razem streszczał, co zdarzyło się w kilku poprzednich książkach. Finał uważam za sensowny, chociaż spodziewałam się nieco większego dramatyzmu i mniej pozytywnego rozwiązania, ale w sumie nuta optymizmu też jest potrzebna, więc może to dobrze, że autor tak zadecydował. Gone to cykl dla młodzieży, ale sądzę, że starszym odbiorcom również może się podobać, ponieważ protagoniści zostali wrzuceni w rzeczywistość, która przerosłaby niejednego dorosłego. Poza tym czytelnicy mają okazję śledzić jak postaci dorastają, dojrzewają, zmieniają się, więc po czasie nie przypominają zwyczajnych nastolatków.

Z sympatią będę wracać myślami do serii opowiadającej o życiu wewnątrz anomalii, która niespodziewanie pojawiła się w niewielkim miasteczku w Kalifornii. Zaangażowałam się w historię nastolatków i dzieci obdarzonych niezwykłymi mocami, zmuszonych do zmierzenia się z nieznanym dotąd niebezpieczeństwem, ale cieszę się, że to już ostatnia część, ponieważ odczuwam lekkie zmęczenie tematem. Niemniej jako całokształt Gone wypada dobrze, więc polecam czytelnikom chcącym poznać opowieść o tajemniczych mutacjach, próbach zbudowania mikospołeczeństwa oraz walce dobra ze złem. 

Ocena: 4 / 6

Cykl "Gone"
1. Faza pierwsza: Niepokój

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz