22 sierpnia 2015

The Following, sezon 1


Liczba sezonów: 3
Lata emisji: 2013-2015
Obsada: m.in. Kevin Bacon, James Purefoy,
 Natalie Zea, Valorie Curry

Jeszcze do niedawna nie poświęcałam wielkiej uwagi serialom. Uważałam, że śledzenie kolejnych sezonów zabiera zbyt dużo czasu, a ponadto irytowało mnie, że większość z telewizyjnych produkcji albo zostaje zawieszona i opowieść urywa się w bezsensownym momencie (Jericho), albo staje się zbyt przekombinowana i wyraźnie widać, że po czasie scenarzyści już sami nie wiedzą, co wymyślać, żeby jeszcze coś z danego tytułu wycisnąć (Prison Break). Jednak po obejrzeniu Breaking Bad zainteresowałam się serialami na nowo i odkryłam, że wśród nich są historie prezentujące nową jakość i grzechem byłoby nigdy ich nie poznać. Jeszcze stanowczo za wcześnie, żeby stwierdzić czy The Following stanie się jednym z moich ulubionych tytułów, ale z całą pewnością mogę przyznać, że pierwszy sezon dostarczył mi ogromnej dawki emocji, napięcia oraz informacji o tym jaką władze nad innymi może zyskać człowiek wyróżniający się charyzmą i doskonałą znajomością ludzkich słabości.


Wszyscy najważniejsi bohaterowie pierwszego sezonu.

Seryjny morderca Joe Carroll od kilku lat przebywa w jednym z najlepiej strzeżonych zakładów karnych w Stanach Zjednoczonych. Mężczyzna odpowiada za śmierć co najmniej czternastu młodych dziewczyn, które zamordował z niezwykłym okrucieństwem, więc nigdy nie powinien opuścić więziennych murów.
Joe Carroll jeszcze przed zdemaskowaniem.
Dzieje się jednak inaczej, ponieważ Carroll nie jest zwyczajnym szaleńcem zabijającym bez planu i wcześniejszego przygotowania. To nieprawdopodobnie przebiegły i inteligentny człowiek, któremu udaje się uciec z celi śmierci. Po piętach depcze mu zespół agentów FBI, na czele z byłym pracownikiem Ryanem Hardym, będącym ekspertem od sprawy Carrolla. To właśnie on przed laty rozpracował zagadkę i jako pierwszy zorientował się, że miły i charyzmatyczny profesor literatury jest również nieobliczalnym psychopatą. Teraz historia się powtarza. Hardy znów musi stawić czoło zabójcy, tyle że tym razem Carroll w zanadrzu ma szatański plan oraz armię pomocników tworzących specyficzną sektę zogniskowaną wokół niego, karmiącą swoje chore ideały twórczością Edgara Alana Poe, która służy im za inspirację w popełnianiu wszystkich makabrycznych zbrodni.

Nawiązań do twórczości Poego nie da się przeoczyć.

W tym serialu urzekły mnie głównie trzy rzeczy – pomysł na wplecenie do intrygi motywów z literatury, szalone tempo akcji oraz ciekawi i wyraziści główni bohaterowie. Joe Carroll to nie pierwszy fikcyjny seryjny zabójca, którego działania podyktowane są wypaczoną interpretacją jakiegoś tekstu literackiego, jednakże w The Following świetnie pokazano jak każdy krok psychopaty związany jest z konkretnym opowiadaniem Poego.
Moja ulubiona żeńska postać.
Od razu muszę uspokoić tych, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z dziełami pisarza, że nieznajomość jego noweli w żaden sposób nie utrudnia podążania za fabułą serialu, ponieważ każde nawiązanie do opowiadań, każda symboliczna scena czy cenna informacja ukryta w cytatach, prędzej czy później zostaje objaśniona. Sama ubolewam nad tym, że jeszcze nie sięgnęłam po twórczość Poego, ale nie przeszkadzało mi to z uwagą śledzić kolejnych wydarzeń. Zresztą w tej historii nie chodzi tylko o odniesienia do konkretnych tytułów, ale o specyficzną grę pomiędzy mordercą, a ścigającym go byłym agentem, przypominającą klasyczną, powieściową walkę dobre ze złem. Smaczku dodaje fakt, że jest to bardzo świadoma walka, ponieważ Joe Carroll ma obsesję na punkcie archetypów i motywów literackich, co oznacza, że widzi siebie i wszystkich uwikłanych w sprawę ludzi jako bohaterów wyjątkowej książki.

Jak widać Clare też potrafi pokazać pazurki.

Uwielbiam rozmowy prowadzone między Carrollem a Hardym. Bohaterowie stoją po dwóch stronach barykady, ale z czasem widać, że w pewnych kwestiach są do siebie podobni. Na początku wydaje się, że mamy do czynienia z obłąkanym, złym do szpiku kości mordercą i szlachetnym, gotowym poświęcić własne zdrowie, a nawet życie stróżem prawa, ale nie wszystko jest tak proste i czarno-białe. Ryan skrywa wiele tajemnic; broni dostępu do siebie i stara się nie angażować w żadne związki, byle tylko nie być narażonym na cierpienie.
Ryan i Joe - pierwsze spotkanie.
Woli być sam niż cieszyć się ulotnym szczęściem, które jego zdaniem prędzej czy później zostanie przerwane przez jakąś tragedię. Joe natomiast jest nieobliczalnym i porywczym szaleńcem, mającym ogromny talent oratorski oraz zdolność porywania tłumów. Mężczyzna był świetnym wykładowcą, wiedział jak zainteresować i zainspirować swoich studentów. Potrafił też podporządkować sobie innych ludzi na tyle, by zostać ich mentorem i stworzyć sektę złożoną z osób bezgranicznie mu oddanych. Nigdy nie byłam specjalną fanką Kevina Bacona, bo wydawał mi się zimny, jakby nieco drewniany i sztuczny w swoim aktorstwie, ale w roli Hardy’ego dobrze się sprawdza. Jeden rzut oka na jego twarz wystarcza, bym przypomniała sobie, że Ryan wiele przeszedł w przeszłości i w gruncie rzeczy jest zgorzkniałym człowiekiem, który nie oczekuje od życia już niczego dobrego. Nie wyobrażam sobie również, żeby odtwórcą Carrolla był ktoś inny niż James Purefoy, będący stworzonym do wcielenia się w postać czarującego, charyzmatycznego, lecz śmiertelnie niebezpiecznego szaleńca. Ci bohaterowie kradną niemal całe show dla siebie, ale wcale mi to nie przeszkadzało.

Ryan Hardy w roli konsultanta od sprawy Carrolla.

Muszę także pochwalić umiejętnie wprowadzone retrospekcje, wyjaśniające pewne istotne zdarzenia z przeszłości protagonistów i dające widzowi szerszy ogląd na wiele wątków. Te sceny są krótkie, ale treściwe, dlatego pokazują dokładnie tyle ile trzeba. Nie ma mowy o irytującym wydłużaniu lub smętnych wstawkach, co bardzo mi się podobało.
Morderstwo jako sposób na przekazanie wiadomości.
We wcześniejszym akapicie skupiłam się na dwóch głównych postaciach, ale warto też wspomnieć o ukazaniu osób należących do wspominanej sekty. Wprawdzie w niektórych przypadkach zabrakło mi dokładniejszego wyjaśnienia, dlaczego ludzie przyłączyli się do mordercy, ale ogólnie uważam, że mechanizm działania takiej grupy został dobrze przedstawiony. Większość jej członków nie odgrywa większej roli, ale kilka osób potrafi naprawdę napsuć widzowi krwi. Za najbardziej szokujące momenty uważam te z udziałem Emmy, Jacoba i Paula. Ta trójka jest niczym z piekła rodem i gwarantuje, że ich sposób myślenia i wyznawane wartości mocno wami wstrząsną. Oczywiście pojawia się także wątek miłosny, ale nie dominuje i jest zgrabnie wpleciony w główną oś fabularną, więc przyznam, że nawet ja kibicowałam bohaterom w dojściu do ładu z własnymi uczuciami i niesprzyjającymi miłości okolicznościami.

Wątek związany z tą trójką uważam za absolutnie szokujący i niespodziewany.

Wspominałam już, że członkowie sekty są nieobliczalni?
Twórcy serialu postawili na niesamowicie dynamiczny scenariusz, co oznacza, że dosłownie każdy z piętnastu odcinków jest pełen napięcia i nieprzewidywalnych zdarzeń. Nie zliczę ile razy dałam się zaskoczyć i z wyrazem zdumienia na twarzy śledziłam kolejne zwroty akcji. Oglądając The Following po prostu nie można się nudzić, bo w tej produkcji w zasadzie nie ma spokojniejszych momentów. Obławy, pościgi, samotne wyprawy Ryana, który nie zawsze trzyma się przepisów, przesłuchania obłąkanych wyznawców Carrolla, odkrywanie kolejnych tajemnic, a przede wszystkim atmosfera niepewności i zagrożenia wynikająca z faktu, że nawet wśród policjantów znajdują się członkowie sekty – wszystko to sprawia, że odcinek trwający nieco ponad czterdzieści minut mija niczym mgnienie oka. Na dodatek częste cliiffhangery nie pozwalają na oderwanie się od serialu, dlatego najlepiej od razu mieć pod ręką cały sezon. Zwłaszcza, że zakończenie ostatniego epizodu wbija w fotel!

Mike Weston zaczyna jako sidekick Ryana, ale z czasem robi się z niego ciekawa postać.

Oczywiście nie jest to produkcja bez wad, jednak moim zdaniem plusów jest zdecydowanie więcej, dlatego warto przymknąć na oko na nieco naciągane rozwiązania, takie jak chociażby swego rodzaju nieudolność agentów FBI, którzy nie są w stanie wyśledzić czy namierzyć większości podejrzanych telefonów. Rozumiem, że członkowie sekty są sprytni, ale ludzie pracujących w służbach specjalnych też powinni znać różne techniczne sztuczki umożliwiające przechwytywanie wiadomości i łamanie szyfrów. Drażniło mnie też to, że czasami bohaterowie nie zachowywali się zbyt racjonalnie, podejmując klasyczne złe decyzje w stylu samodzielnego przeszukiwania podejrzanego budynku czy rozdzielania się w najbardziej niebezpiecznych i „gorących” momentach. Jednak nie czepiam się tego tak bardzo, bo większość komplikacji spotykających zarówno zespół Ryana jak i sektę Carrolla ma swoje logiczne uzasadnienie, a drobne wpadki nie są w stanie przyćmić pozytywnego wrażenia jakie wywarła na mnie ta produkcja. 

Ocena: 8.5 / 10 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz