Wydawnictwo: Centrala
Liczba stron: 156
Na początku tego roku napisałam
notkę, w której wypunktowałam kilka czytelniczych postanowień. Jednym z nich
było zapoznanie się z gatunkami do tej pory omijanymi. Muszę przyznać, że jak
na razie całkiem nieźle wywiązuję się z wyznaczonego sobie zadania, ponieważ
skusiłam się już na książki fantasty, science fiction, a nawet biografię.
Postanowiłam więc pójść krok dalej i sięgnęłam po powieść graficzną. Rysunkowe
opowiadania nigdy nie znajdowały się w kręgu moich zainteresowań, więc od razu
przyznam się, że nie jestem ani ekspertką od komiksów, ani ich stałą
czytelniczką. W związku z tym nie czuję się zbyt komfortowo opiniując dzieło
młodego holenderskiego rysownika Barta Nijstada. Jednak skoro dzielę się z wami
przemyśleniami dotyczącymi każdej przeczytanej lektury, to i o Komarowie kilka słów napiszę.
Powieść składa się z trzech
rozdziałów i epilogu poprzedzonych prologiem. Ciężko mi streścić jej fabułę,
ponieważ historia zbudowana jest z kilku, dość swobodnie potraktowanych wątków,
które niekoniecznie łączą się w jakąś logiczną całość. Akcja rozgrywa się w
tytułowym Komarowie – mieście nazwanym tak od czasu, gdy nad kościelną wieżą
pojawił się rój złożony z tysięcy dokuczliwych owadów. Czytelnik poznaje
młodego chłopaka, który zostaje zatrudniony w miejscowej fabryce asfaltu;
lokalnego działacza walczącego o zamknięcie zakładu produkującego asfalt oraz
jego nastoletniego syna przeżywającego pierwsze seksualne fascynacje. Ważną
postacią jest również niepełnosprawna kobieta spędzająca czas na lepieniu figur
o dziwnym i niepokojącym kształcie. Bohaterowie zajęci są swoim życiem
składającym się z codziennych, rutynowych czynności i nie zauważają, że lada
chwila Komarów pogrąży się w apokaliptycznym chaosie.
Bart Nijstad stworzył bardzo
nietypową, może nawet powinnam napisać awangardową historię, która niestety nie
zdobyła mojego uznania. Najbardziej przeszkadzał mi brak spójności fabuły. W
każdym rozdziale autor położył nacisk na coś innego, więc związek pomiędzy
kolejnymi częściami jest bardzo luźny. Podobały mi się wątki podjęte na
początku powieści – przybycie młodego chłopaka do Komarowa i próby odnalezienia
się w nowej rzeczywistości oraz konflikt pomiędzy pracującymi w fabryce, a
resztą miasta. Między wierszami można odczytać także krytykę rasizmu oraz
przemocy używanej do zaprowadzenia w społeczności porządku. Żałuję jednak, że
każdy taki motyw czy wątek właściwie do niczego głębszego nie prowadzi. Nijstad
sytuuje bohaterów w jakiejś problematycznej sytuacji, pokazuje pewne zdarzenia,
stanowiące konsekwencje ich czynów, ale nic dalej za tym nie idzie. Mam
wrażenie, że z każdą stroną logika historii gdzieś się rozmywa. Możliwe, że po
prostu nie potrafię dostrzec drugiego dna w tym komiksie, a może jest on zbyt
hermetyczny dla laika, więc w takim przypadku chyba nie powinniście sobie brać
mojej opinii do serca. Niestety nic nie poradzę na to, że powieść graficzna
młodego Holendra bardziej mnie rozczarowała i zdezorientowała niż
usatysfakcjonowała.
Komarów wyróżnia specyficzna, ciężka atmosfera kreowana przez
szare, ponure, bardzo przygnębiające rysunki. Bohaterowie zajmują się
zwyczajnymi czynnościami i tak naprawdę niewiele można o nich powiedzieć, ale
patrząc na kolejne kadry, miałam wrażenie, że wszyscy są sfrustrowani, źli i w
depresyjnym nastroju. Historia opowiadana jest głównie za pomocą rysunków,
ponieważ tekst pojawia się niezwykle rzadko. Redukcja przekazu niemal do samego
obrazu nie pomaga w interpretacji, więc może dlatego nie odebrałam tego dzieła
pozytywnie. Komiks Barta Nijstada czasami jest surrealistyczny i groteskowy, a
czasem do bólu realistyczny. Przyznam, że śledząc poszczególne kadry często czułam
się zagubiona, a nawet trochę zniechęcona. W 2012 roku ta praca została
nagrodzona na Międzynarodowym Festiwalu Kultury Komiksowej Ligatura, więc nie
neguję tego, że przedstawia dużą wartość. Po prostu ja nie jestem w staniej jej
dostrzec i dlatego komiksowym laikom odradzam sięganie po Komarów.
*Obrazki pochodzą ze strony picturebook.pl.
Ocena: 2,5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz