23 stycznia 2013

Gestapo - Sven Hassel


Wydawnictwo: Erica 
Liczba stron: 448

Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Można się z tym powiedzeniem zgadzać lub nie, ale czasami warto wziąć pod uwagę taką przestrogę, chociażby w sytuacji, gdy do przeczytania jakiejś książki zachęca nas jedynie ciekawość i chęć zgłębienia gatunku, na który zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Bardzo rzadko sięgam po powieści sytuujące akcję w czasach II wojny światowej, niebędące romansowo-obyczajową historią, w której oprócz wojennego tragizmu dostrzec można bohaterstwo i poświęcenie. Zrobiłam wyjątek dla książki Gestapo Svena Hassela, ale pożałowałam tego już po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron.

Książki Hassela powstały w parciu o jego własne doświadczenia wojenne. Autor walczył na wielu frontach, przebywał w obozach jenieckich, otrzymał liczne odznaczenia, był też kilkukrotnie ranny. Na jego twórczość składa się cykl powieści o żołnierzach niemieckiej kompanii karnej, w której również służył podczas wojny. Tym razem Mały, Sven, Stary, Porta, Barcelona i Legionista zostają ulokowani w Hamburgu, aby wspomóc działania gestapowców. Tajnej policji obawiają się wszyscy. Zwykły obywatel, żołnierz czy nawet oficer może zostać aresztowany w każdej chwili, mimo że nie popełnił żadnego przestępstwa. Na przykładzie procesu nad leutnantem Ohlsenem Hassel pokazuje jak działała machina sądów wojennych, w jaki sposób traktowano więźniów oraz za jakie przewinienia skazywano ludzi na karę śmierci przez rozstrzelanie, powieszenie lub ścięcie.

Gestapo napisane jest takim językiem, że naprawdę dziwię się sobie, że przez przebrnęłam przez tę historię. Wspominałam kiedyś, że wulgaryzmy w literaturze mnie nie rażą pod warunkiem, że są uzasadnione. Oczywiście, w przypadku książki o brutalnych, pozbawionych sumienia i jakichkolwiek skrupułów bohaterach można stwierdzić, że przekleństwa są wręcz pożądane i niejako stanowią integralną cześć opowieści wojennych. Niemniej w powieści Hassela jest ich tak dużo, że często po prostu prześlizgiwałam się wzrokiem po stronie najeżonej rynsztokowym słownictwem, ponieważ nie miałam ochoty zanurzać się w ordynarne i płytkie dialogi. Ktoś może powiedzieć, że ta książka jest właśnie taka ze względu na opisywana tematykę. Nie będę się spierać. Możliwe, że taki był autorski zamiar, ale i tak niczego to w mojej opinii nie zmieni. Styl tego „dzieła” jest fatalny, dawno nie czytałam czegoś tak źle napisanego.

Wulgarny język to dopiero początek całej listy minusów, którymi odznacza się Gestapo. Zasadniczo narratorem w powieści jest Sven, będący alter ego autora, jednak często opowieść urywa się bez ostrzeżenia, a wydarzenia w kolejnym rozdziale zostają przedstawione przez narratora wszechwiedzącego. Nie byłoby w tym zabiegu nic denerwującego, gdyby Hassel zachował jakiś logiczny porządek lub rozpoczął historię wprowadzeniem rzucającym światło na życiorysy bohaterów. Zamiast tego serwuje bezładną, często kilkunastostronicową rozmowę, z której nic interesującego i ważnego nie wynika. Żołnierze przechwalają się erotycznymi podbojami, przerzucają kolejnymi przekleństwami i wspominają ludzi, których zabili dla rozrywki. Biorą udział w jakichś akcjach, ale nie wiadomo dokąd się udają, kogo na swojej drodze spotykają i jakie są konsekwencje ich działań. Brakuje tej historii spójności. Poszczególne rozdziały przypominają bardziej jakieś makabryczne wojenne puzzle, których nie sposób nigdzie dopasować. Hassel nie sili się na portrety psychologiczne swoich postaci. Jedni są bardziej zdegenerowani od drugich. Bohaterowie nie zwracają uwagi kogo i dlaczego mają zlikwidować. Zabijają na rozkaz albo dla własnej sadystycznej przyjemności. Gdy ktoś im podpadnie, może być pewien, że prędzej czy później przyjdą po niego i wezmą krwawy odwet. Nie sposób jakiejkolwiek postaci żałować, można jedynie ubolewać nad tym, że porządni i normalni ludzie spotykali często na swojej drodze takich zwyrodnialców.

Jedyny plus jaki dostrzegłam w recenzowanej książce to obnażenie bezwzględności niemieckich żołnierzy i policjantów. Przyjęło się, że to Rosjanie byli tymi nieokrzesańcami, którzy bili, gwałcili, rabowali i mordowali bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Z opowieści Hassela wynika, że Niemcy w niczym im nie ustępowali, co oznacza, że każdy żołnierz, bez względu na narodowość, mógł zamienić się w psychopatę czerpiącego przyjemność z cierpienia innych. Rozdziały poświęcone uwięzionemu Ohlsenowi mają większy sens niż reszta książki, ponieważ to właśnie w nich opisane zostały niezwykle brutalne metody łamania psychiki oskarżonych żołnierzy. Tortury, wielogodzinne ćwiczenia fizyczne oraz wyzwiska powodowały, że nawet najtwardsi tracili wolę życia. Najbardziej przerażające jest to, że w powieści pojawiają się wątki z biografii autora oraz osób, które razem z nim walczyły w karnym batalionie. Jednak w ogólnym rozrachunku książka Hessela wypada marnie. Nie potrzeba tanich chwytów do tego, by zilustrować czytelnikowi wojenne okropieństwa. Nie polecam tej powieści. Jestem przekonana, że na rynku można znaleźć znacznie bardziej wartościowe i lepiej napisane książki traktujące o życiu żołnierzy w czasie II wojny światowej.

Ocena: 1 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Erica.


70 komentarzy:

  1. No cóż... jeśli chodzi o tematykę II wojny światowej, to zdecydowanie wolę literaturę faktu i wspomnieniową, niż fabularną. Mam jakiś uraz do takiego spojrzenia na wojnę i Holokaust, a skoro na dodatek ta książka to według Ciebie jakieś nieporozumienie, tym bardziej będę się od niej trzymać z daleka:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem też wybiorę literaturę faktu. Takich książek jak "Gestapo" mam dość.

      Usuń
    2. Następnym razem też wybiorę literaturę faktu. Takich książek jak "Gestapo" mam dość.

      Usuń
  2. Jeśli autor pisze jedynie "w oparciu" o swoje doświadczenia, czyli nie jest to dziennik czy dokument, to rzeczywiście 448 stron wulgaryzmów o II wojnie światowej to z założenia projekt mało trafiony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem również, ale książka ma podobno swoich zwolenników. Niestey do mnie zupełnie nie przemówiła. Nie, nie jest to ani dziennik, ani dokument.

      Usuń
    2. Czasem i takie książki mają swoich zwolenników - ważne jednak, że czytają, a nie tylko komp i seriale :)

      Usuń
  3. Też czytałam "Gestapo", porzuciłam je. Ale nie dlatego, że jest to książka zła, ale jest przerażająca. Jednostka, w której służył Hassel, to jednostka karna. Składała się z najgorszych degeneratów. Budziła przerażenie wśród innych niemieckich dowódców. Przenoszenie jej zachowania na wszystkich żołnierzy jest błędne. Hassel podczas służby w tej jednostce przeżył załamanie nerwowe.
    Nie oceniałabym tej książki tak surowo. Jest pisana jako powieść łotrzykowska - stąd rozdziały w formie urwanych opowieści. A co do języka? No cóż, Hassel opisywał, to co widział. To była jego forma terapii. Dopiero wygładzenie jej nazwałabym tanim chwytem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o wygładzenie, ale dla mnie epatowanie takim językiem jest zupełnie niepotrzebnie. W tej książce nie ma ani jednego pozytywnego bohatera (może z wyjątkiem Ohlsena). W moim odczuciu wszyscy zachowują się tak samo. Nie podobała mi się ta książka zupełnie, więc zdania nie zmienię.

      Usuń
    2. Przecież w życiu nie zawsze są pozytywni bohaterowie. Na wojnie jest ich jeszcze mniej. Ta książka to katharsis Hassela. To, że Ci się nie podobała, to rozumiem (mi też nie przypadła do gustu), ale nie można jej oceniać jako książki obiektywnie złej. Napisana jest dobrze. To jakby mówić, że książki Kosińskiego są złe, bo epatują okrucieństwem.

      Usuń
    3. Nie napisałam w recenzji przecież, że odejmuję tej książce punkty, bo nie ma pozytywnych bohaterów. Ten fragment: "W tej książce nie ma ani jednego pozytywnego bohatera (może z wyjątkiem Ohlsena). W moim odczuciu wszyscy zachowują się tak samo." jest komentarzem do Twojej wypowiedzi. Moje recenzje nie mają być obiektywne, nie jestem krytykiem literackim, dlatego piszę subiektywnie o tym, co mi się podoba lub nie. Moim zdaniem nie jest napisana dobrze, bo wiele stron nie wnosi nic, absolutnie nic do całej historii. Poza tym już wspomniałam w tekście, że książka jest chaotyczna i niespójna. Jak mogłabym wystawić tej książce wyższą ocenę skoro nie znajduję w niej wielu wartości?

      Usuń
  4. Ja niestety nie znoszę literatury, w której akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej i jedynie wplecione wątki romansowe są w stanie zmienić moje zdanie w tej kwestii, jednak widzę, że w przypadku powyższej książki mogę spokojnie spasować, gdyż, skoro ty odebrałaś ją tak negatywnie, to ja chyba również nie zapałałabym do niej nadmiernym entuzjazmem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zraziłabyś się tylko do tematyki, gdybyś zaczęła czytać "Gestapo". Zdecydowanie nie polecam.

      Usuń
  5. Uff to to się oberwało powieści i dobrze, bo wyliczone przez ciebie uwagi były jak najbardziej na miejscu. Książki nie znam, ale nie zamierzam poznawać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oberwało jej się to prawda, ale naprawdę dawno nie czytałam książki, którą odebrałabym tak negatywnie.

      Usuń
  6. Samo słowo "gestapo" wzbudza we mnie dreszcze. Staram się unikać takich książek, gdyż po ich lekturze nie czuję się za dobrze. Ludzkie okrucieństwo nie zna granic...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po lekturze tej książki z pewnością nie można czuć się dobrze. Okrucieństwa jest tu bardzo wiele, więc jeśli unikasz takich lektur, to tę również lepiej pomiń. Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Ja tematykę IIWŚ sobie cenię, ale jakoś do książek tego pana mnie nie ciągnie i chyba już wiem dlaczego po Twojej recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że już więcej nie skuszę się na twórczość Hassela. Wiem, że często sięgasz po książki poruszające tematykę II wojny, może poleciłabyś mi jakąś? Taką, którą najbardziej cenisz?

      Usuń
  8. Widze, ze zmarnowano material na dobra ksiazke. Tytul i okladka mnie przyciagnely, natomiast Twoja recenzja krzyczy "w tyl zwrot!".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka przyciągnęła i mnie, ale niestety rozczarowałam się. W moim odczuciu zmarnowałam kilka dni na lekturę tej książki.

      Usuń
  9. Po przeczytaniu Twojej recenzji nie mam najmniejszej ochoty na tą pozycję, choć lubię od czasu do czasu przeczytać pozycje o tematyce II wojny światowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakaś książka o II wojnie szczególnie utkwiła Ci w pamięci?

      Usuń
  10. Oj, ocena odstraszająca i tytuł także:(

    OdpowiedzUsuń
  11. O IIWŚ to bardziej do tej pory oglądałem niż czytałem. W sumie podobają mi się te klimaty( o ile nie brzmi to tak jak bym lubił wojny ) i sięgne po jakąś wojenną książkę. Nie będzie to chyba "Gestapo". O ile na początku myślałem, że skoro jest poparta własnymi przeżyciami autora, to będzie dobrze, to czytając resztę recenzji zawiodłem się. :)
    A wulgaryzmy są do przyjęcia jeśli nie są wymuszone, jakby na siłę próbowało się kogoś "utwardzić" a tutaj jak piszesz jest ich za dużo: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też więcej oglądałam, ale postanowiłam zmierzyć się z książkami i źle zrobiłam wybierając "Gestapo".

      Usuń
  12. Mnie przypadła do gustu bo lubię literaturę wojenną.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmm, historia nie jest moją mocna stroną, dlatego nie napiszę, że ta książka jest moim numerem jeden na liście lektur pożądanych, tym bardziej że mankamentów w niej bez liku, ale... zaryzykowałabym, choćby po to, by przyjrzeć się stylowi autora i może spróbować poukładać te porozsypywane puzzle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko masz ochotę się zmierzyć z tą powieścią to nie będę odwodzić Cię od tego pomysłu, bo chętnie przeczytam Twoją recenzję :) Jestem ciekawa czy jakie wrażenie wywarłaby na Tobie :)

      Usuń
  14. No cóż... na pewno nie przeczytam. Svena Hassela książkę czytałam jedną i średnio mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OD tej pory też będę trzymała się z daleka od jego książek.

      Usuń
  15. Podobnie jak Isadora lubię czytać o II wojnie światowej, ale tylko literaturę faktu. Niedawno pisałam o "Dzienniku norymberskim", teraz poluję na "Sprawiedliwość w Dachau" i chcę obejrzeć serial o narodzinach zła w Hitlerze. Jeśli chodzi o beletrystykę, to musi to być bardzo dobra książka, bym zechciała po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że właśnie po takie książki sięgnę. Beletrystykę w tym temacie sobie odpuszczę raczej.

      Usuń
  16. A właśnie chciałam sobie kupić kilka książek Pana Hassela. Jak się cieszę, że trafiłam na Twoją recenzję przed zrealizowaniem swoich planów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej zobacz jakie one są zanim kupisz, bo można się strasznie naciąć.

      Usuń
  17. O rety, aż tak źle? Szkoda, bo tematyka interesująca. Książki o II wojnie światowej zwracają moją uwagę. Jednak biorąc pod uwagę Twoją opinię, to raczej nie będę ryzykować, chociaż paradoksalnie taka negatywna recenzja powoduje, że książkę chce się mimo wszystko przeczytać i samemu się przekonać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej ocenie źle, ale może jestem odosobniona w odczuciach, więc jeśli Cię ciekawią książki Hassela to zaryzykuj :)

      Usuń
  18. Uuuu... A miałam nadzieję na ciekawą (niełatwą, ale ciekawą) literaturę faktu.

    OdpowiedzUsuń
  19. O matko...
    Odpuszczam sobie zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
  20. Swego czasu miałam dostać ją do recenzji ale za sprawą jakiejś pomyłki trafił do mnie kryminał ;-) Wtedy nie byłam pewna czy się cieszyć czy martwić, teraz już wiem... Spodziewałam się czegoś zupełnie innego i po Twojej recenzji dochodzę do wniosku, że przeżywałabym przy niej prawdziwe męki... Wygląda na to, że ktoś na górze nade mną czuwa ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie niestety sama zgotowałam takie męki, bo chciałam przeczytać coś innego niż zazwyczaj i wybrałam to :P

      Usuń
  21. Szkoda, że książka tak słabo wypadła w Twoich oczach, bo już liczyłam na to, iż może to być napisane tak, że wciągnie czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie wciągnęło zupełnie, wymęczyłam się przy tej książce.

      Usuń
  22. Będę omijać tę książkę szerokim łukiem. Z pewnością raziłyby mnie występujące w niej liczne wulgaryzmy.

    OdpowiedzUsuń
  23. Mnie do Hassela nie ciągnie i widzę, że słusznie. Nie lubię wojennych książek.

    OdpowiedzUsuń
  24. I tak nie miałam na nią najmniejszej ochoty. ; )

    OdpowiedzUsuń
  25. Jedynie, co mnie początkowo zachęciło, jak tu weszłam to okładka i tematyka książki. A raczej tytuł, który zasugerował mi ową tematykę. Liczyłam na interesującą opinię. Jak mocno ściągnęłaś mnie na ziemię swoją recenzją! Teraz wiem, że nie mogę oceniać takich książek po okładce, a nawet będę je omijać. Ot co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, można się nieźle przejechać na ocenianiu po okładce. Mnie też tematyka zwiodła, bo liczyłam na coś wartościowego.

      Usuń
    2. A tu psikus i to dość... niefortunny. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę świetnie.
      Jeżeli chodzi o adres... Może usuń mnie z tej listy i ponownie dodaj, ale z nowym adresem? Wówczas nie powinno być problemów. :)

      Usuń
    3. Tak zrobiłam, ale jak dodaje do blogrolla Twój nowy adres to pojawia mi się ta strona "Zmiana adresu", a nie nowa.

      Usuń
  26. Dosiaczku, ale to zaleta :) Jesteś wymagającym i świadomym czytelnikiem, jak już chwalisz do wiadomo, że trzeba brać to na poważnie :)

    OdpowiedzUsuń
  27. takim książką z automatu mówię nie. absolutne i kategoryczne.

    OdpowiedzUsuń
  28. szkoda, że książka wypadła tak słabo bo lubię taką tematykę i myślałam początkowo, że to wartościowa pozycja :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Książka chyba nie jest dla mnie, nie przepadam za wulgarnym językiem, a i ta tematyka wydaje mi się nieco za trudna.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dobry Wieczór ;)
    Chcialem tylko dwa lub trzy grosze od siebie dorzucić. Svenową wojaczkę zacząłem od początku (legion potępieńców), aktualny progress to własnie kniga o tytule "Gestapo". Po przeczytaniu w.w. recenzji, zacząłem ją analizować pod innym kątem niz dotychczas. Co najciekawsze ani język ani tez brutalnosc nie przeszkadzała mi, a jedynie naiwna fabuła tego tomu. Nie mogę za nic w świecie uwieżyć ze leutnant Ohlsen chce ocalić ruskich jeńców... taki smieszny motyw nie wyszedl wogóle hasselowi. Ale do rzeczy, na plus Mały w koncu potrafi nawiązać dłuższą konwersacje, co więcej ma zacięcie filozoficzne w pewnych momentach, realia wojenne, jakby nie było to jest batalion karny, wiec siłą rzeczy bohaterowie to zwyrole, degeneraci i sadysci. Minusów jest coraz wiecej ponieważ wciąż pisze o tym samym, snieg, ruscy, i te historie stają sie coraz bardziej nieprawdopodobne... Dwa słowa ode mnie, jeśli ktoś chce poczuć magię płynącą z ksiazek Hazzela, to po prostu polecam zacząć od batalionu potępionych, ponieważ tylko wtedy mozemy zaobserwować ewolucję kunsztu pisarskiego, charakterów postaci i mniej wiecej, jesli sie tylko da tak to nazwać to utożsamic z bohaterami. Pozdrawiam dlugoszkamil@yahoo.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór :)
      Nie czytałam "Legionu potępieńców" i przyznam, że na razie nie mam ochoty sięgać po tę książkę, mimo że Twoim zdaniem byłoby to wskazane. Obawiam się, że po prostu nie po drodze mi z twórczością Hassela. Motyw z ratowaniem jeńców rzeczywiście niezbyt wiarygodny, ale przynajmniej był to w miarę spójny wątek. Tego zacięcia filozoficznego niestety nie dostrzegłam, dla mnie to wyjątkowo antypatyczna postać.

      Usuń
  31. Re:
    Z tym zacięciem filozoficznym to była ironia, Mały w poprzednich częsciach, każdą napotkaną kobiete uważał za dziwke, a szpital za burdel w przebraniu. Nawiązując do obecnej sytuacji, gdzie ten bohater układa pełne zdania, co więcej nawet zaczyna myśleć o bezsensie całej wojny, jest to jak najbardziej ewolucja i jakis postęp ;)
    Ps.
    Gratuluje gustu, widzę ze czytasz dużo i książki nie_z_jednej półki. Brakuje mi tylko Wilbura Smitha. Jesli masz naprawde dużo czasu na czytanie i chcesz stracic pare miesięcy na podróż poprzez afrykę polecam zacząć sage Courtneyow od "Gdy poluje lew" a skonczyc na opowiadaniach szalensto na morzu. Pozdrawiam dlugoszkamil@yahoo.pl anonimowy czytelnik ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. A widzisz, czasami ironię trudno dostrzec :). Zdanie małego chyba się w tej części nie zmieniło, nadal kobieta była dla niego jedynie obiektem seksualnym, ale skoro wcześniej nie formułował pełnych zdań, to chyba rzeczywiście można mówić o postępie :)

    Dziękuję, staram się nie zamykać na żaden gatunek, chociaż najbardziej lubię kryminały i opowieści z dreszczykiem. Na książki Wilbura Smitha już niejeden raz spoglądałam w księgarni, ale jest ich tyle, że jakoś zawsze rezygnowałam z zakupu. Może się w końcu zdecyduję :) Również pozdrawiam anonimowego czytelnika i zachęcam do komentowania :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Z Wilburem jest taki problem, że z jednej strony jest dużo jego książek, a z drugiej gdy szukałem prezentu dla brata na urodziny to musiałem dać na allegro ponad 70 zeta za "Gdy poluje lew" i "Odgłos gromu" w wersji używanej, bo najnormalniej w świecie nigdzie nie są dostępne. Efekt taki, że brat podobnie jak ja zbiera na wycieczkę w głąb afryki, a on jego zaciągnąć do książek jest równie łatwo jak Jakuba Wędrowycza oduczyć pędzić prytę.
    Pozdrawiam Kamil Długosz

    OdpowiedzUsuń
  34. W takim razie moc książek Wilbura jest nie do przecenienia. Nie chciałabym nagle zacząć tęsknić za czarnym lądem pod wpływem jego powieści, ale czuję się na tyle zaintrygowana, że postaram się poszukać wymienionych książek :) Szkoda tylko, że tak trudno je dostać, raczej nie kupię tak drogiej książki w ciemno.

    OdpowiedzUsuń
  35. Biorę całą odpowiedzialnosc na siebie, jesli sie nie spodoba ;) Wlasnie na allegro szukałem i powiem Ci ze sytuacja sie poprawiła bo pół roku temu był straszny deficyt. Co do anonimowości jestem mniej anonimowy bo podpisuje sie imieniem i nazwiskiem ;)
    Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też spojrzałam, nie jest na allegro. Poza tym w merlinie można dostać "Gdy poluje lew" za 25 zł, więc nie jest źle :) Z podpisywaniem się racja, ale nie myślałeś o własnym blogu z recenzjami?

      Usuń
  36. Mamy podobny gust, świetnie piszesz, wiec po co mam dodawać swoje 2 lub 3 grosze? ;) A na serio, oprocz literatury dziele pasje z psami zaprzegowymi,wolontariatem w schronisku, elektroniką oraz duzo nocek zarywam przez xboxlive, wiec za jakies 30-35 lat jak już bede na emeryturze, jeśli dostane wcześniejszą za szczególnie szkodliwe warunki w pracy to bede Cie wspierać przy recenzjach, ale póki co brak czasu mi to uniemożliwia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety brak czasu to ogromna przeszkoda. Często muszę się nakombinować, żeby na wszystkie zainteresowania starczyło czasu, a i tak zazwyczaj mi się nie udaje. Xboxlive? Nie dla mnie, ja jestem dzieckiem Sony :P

      Usuń
  37. Mam nadzieję ze nie masz nic przeciwko, że tematyka wypowiedzi zupełnie odchodzi od głównego wątku. Tak z ciekawości zapytam jakie to zainteresowania oprócz książek ma koleżanka ?
    Xa zupełnie przypadkowo dostałem, i praktycznie tylko Gears of War mnie przy nim trzyma, notoryczne zasypianie w pracy, to normalka.
    Kamil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim gry. Gram dla rozrywki, ale też dla na poważnie, bo z badaniem gier częściowo wiążę swoją zawodową przyszłość. Poza tym razem z moim Chłopakiem organizujemy kilka imprez okołogowych. Na jednych chodzi o granie, na innych o dyskusje na temat gier (np. o tym jak gry radzą sobie z opowiadaniem historii). Jestem też miłośniczką horroru, więc dużo czasu zajmują mi seanse grozy :P

      Usuń
  38. No prosze... ;) nie spodziewałbym się takiego zainteresowania grami u kogos płci przeciwnej. Podejrzewam ze seria F. Fantasy jest napewno gdzieś tam na językach. Co to są za imprezy, gdzie? Przyznaje się. że pierszy raz słyszę o czymś, takim. Ja grywam po kryjomu raczej bo moja frau dostaje drgawek jak widzi xboxa, a jeśli chodzi o czytanie to uważa, taką czynność za wielce szkodliwą dla psychiki ;)
    W pracy lub wśród znajomych, także unikam takich tematów jak kino,literatura,gry bo w męskich brygadach liczy sie kto jest twardszy, więcej wypije lub da komuś w mordę, a nie co ostatnio czytał. Za to TV uważam za szkodliwe dla zdrowia emocjonalnego, nie oglądam i dostaje drgawek na widok celebrytów i ich medialnych wygłupów.
    Seanse grozy ? opowiedz coś wiecej ;)
    Kam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory zrobiliśmy jedną "dużą" imprezę w łódzkiej manufakturze we wrześniu http://www.cdaction.pl/news-28854/grakademia-program-imprezy.html
      To było połączenie wystąpień konferencyjnych z rozrywką. Kto miał ochotę słuchał badaczy i przyszłych badaczy gier z UŁ, a jak ktoś wolał pograć, to grał :P następna taka impreza będzie w kwietniu.
      Teraz spotykamy się co dwa tygodnie w mniejszym gronie w klubokawiarni "La pies" W Łodzi. Nagrywamy nasze dyskusje, tutaj można posłuchać http://swiatgry.pl/publicystyka/33,sg_radio
      Własnej strony internetowej jeszcze nie mamy, na razie tylko fb
      https://www.facebook.com/Grakademia?ref=stream

      To namów swoją dziewczynę/żonę na wspólne granie, wtedy nie będzie dostawać drgawek :) Co do kobiet i gier, to wcale nie jest to rzadko spotykane połączenie. Jest dużo takich, co grają i mają wiedzę na ich temat :)

      Usuń
  39. Szok, zaskoczenie, ciężko mi opisać to co zobaczyłem, przeczytałem, usłyszałem oraz zrozumiałem... Podoba mi się wasza akcja, nigdy wczesniej z niczym takim sie nie spotkałem. Zawsze uważałem, że książki i gry rozbudzają wyobrażnie, pozwalają lepiej przyswajać języki, historie, gramatyke... długo by wymieniać, a telewizja pierze mózgi słabych osób. Seriale, celebryci propagują idiotyczne zachowania, trendy ze zdegenerowanych umysłowo cywilizacji takich jak amerykanie, promuje kretynizm i brak myślenia...
    Byłem niedawno w Łodzi bo koleżanka tam studiuje japonistyke, fajne miasto, pokręciłem sie troszke po UŁ, jedyny co irytowało mnie to tramwaje "jeżdzące po drodze" rzecz u mnie nie spotykana.
    Co do frau, zawsze trzymam sie zasady ze nikogo nie wolno zmieniać na siłę, ma inne zalety. Moją wilczycę, która jest moją perełką, nigdy nie uczyłem warować, szczekać ani pilnować domu jak owczarek niemiecki bo ją Bóg stworzył do innych celów. Nic wbrew sobie to moja dewiza życiowa.
    Nadal jestem pod wrażeniem czego człowiek może się dowiedzieć o świecie, gdy szuka recki na temat kolejnego tomu, który chce przeczytać ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń