Wydawnictwo: Erica
Liczba stron: 448
Mówi się, że ciekawość
to pierwszy stopień do piekła. Można się z tym powiedzeniem zgadzać lub nie,
ale czasami warto wziąć pod uwagę taką przestrogę, chociażby w sytuacji, gdy do
przeczytania jakiejś książki zachęca nas jedynie ciekawość i chęć zgłębienia
gatunku, na który zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Bardzo rzadko sięgam po
powieści sytuujące akcję w czasach II wojny światowej, niebędące
romansowo-obyczajową historią, w której oprócz wojennego tragizmu dostrzec
można bohaterstwo i poświęcenie. Zrobiłam wyjątek dla książki Gestapo Svena Hassela, ale pożałowałam
tego już po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron.
Książki Hassela
powstały w parciu o jego własne doświadczenia wojenne. Autor walczył na wielu
frontach, przebywał w obozach jenieckich, otrzymał liczne odznaczenia, był też
kilkukrotnie ranny. Na jego twórczość składa się cykl powieści o żołnierzach
niemieckiej kompanii karnej, w której również służył podczas wojny. Tym razem
Mały, Sven, Stary, Porta, Barcelona i Legionista zostają ulokowani w Hamburgu,
aby wspomóc działania gestapowców. Tajnej policji obawiają się wszyscy. Zwykły
obywatel, żołnierz czy nawet oficer może zostać aresztowany w każdej chwili,
mimo że nie popełnił żadnego przestępstwa. Na przykładzie procesu nad
leutnantem Ohlsenem Hassel pokazuje jak działała machina sądów wojennych, w
jaki sposób traktowano więźniów oraz za jakie przewinienia skazywano ludzi na
karę śmierci przez rozstrzelanie, powieszenie lub ścięcie.
Gestapo
napisane
jest takim językiem, że naprawdę dziwię się sobie, że przez przebrnęłam przez
tę historię. Wspominałam kiedyś, że wulgaryzmy w literaturze mnie nie rażą pod
warunkiem, że są uzasadnione. Oczywiście, w przypadku książki o brutalnych,
pozbawionych sumienia i jakichkolwiek skrupułów bohaterach można stwierdzić, że
przekleństwa są wręcz pożądane i niejako stanowią integralną cześć opowieści
wojennych. Niemniej w powieści Hassela jest ich tak dużo, że często po prostu
prześlizgiwałam się wzrokiem po stronie najeżonej rynsztokowym słownictwem,
ponieważ nie miałam ochoty zanurzać się w ordynarne i płytkie dialogi. Ktoś
może powiedzieć, że ta książka jest właśnie taka ze względu na opisywana
tematykę. Nie będę się spierać. Możliwe, że taki był autorski zamiar, ale i tak
niczego to w mojej opinii nie zmieni. Styl tego „dzieła” jest fatalny, dawno
nie czytałam czegoś tak źle napisanego.
Wulgarny język to
dopiero początek całej listy minusów, którymi odznacza się Gestapo. Zasadniczo
narratorem w powieści jest Sven, będący alter ego autora, jednak często
opowieść urywa się bez ostrzeżenia, a wydarzenia w kolejnym rozdziale zostają
przedstawione przez narratora wszechwiedzącego. Nie byłoby w tym zabiegu nic
denerwującego, gdyby Hassel zachował jakiś logiczny porządek lub rozpoczął
historię wprowadzeniem rzucającym światło na życiorysy bohaterów. Zamiast tego
serwuje bezładną, często kilkunastostronicową rozmowę, z której nic
interesującego i ważnego nie wynika. Żołnierze przechwalają się erotycznymi
podbojami, przerzucają kolejnymi przekleństwami i wspominają ludzi, których
zabili dla rozrywki. Biorą udział w jakichś akcjach, ale nie wiadomo dokąd się
udają, kogo na swojej drodze spotykają i jakie są konsekwencje ich działań.
Brakuje tej historii spójności. Poszczególne rozdziały przypominają bardziej
jakieś makabryczne wojenne puzzle, których nie sposób nigdzie dopasować. Hassel
nie sili się na portrety psychologiczne swoich postaci. Jedni są bardziej
zdegenerowani od drugich. Bohaterowie nie zwracają uwagi kogo i dlaczego mają
zlikwidować. Zabijają na rozkaz albo dla własnej sadystycznej przyjemności. Gdy
ktoś im podpadnie, może być pewien, że prędzej czy później przyjdą po niego i
wezmą krwawy odwet. Nie sposób jakiejkolwiek postaci żałować, można jedynie
ubolewać nad tym, że porządni i normalni ludzie spotykali często na swojej
drodze takich zwyrodnialców.
Jedyny plus jaki
dostrzegłam w recenzowanej książce to obnażenie bezwzględności niemieckich
żołnierzy i policjantów. Przyjęło się, że to Rosjanie byli tymi
nieokrzesańcami, którzy bili, gwałcili, rabowali i mordowali bez najmniejszych
wyrzutów sumienia. Z opowieści Hassela wynika, że Niemcy w niczym im nie
ustępowali, co oznacza, że każdy żołnierz, bez względu na narodowość, mógł
zamienić się w psychopatę czerpiącego przyjemność z cierpienia innych. Rozdziały
poświęcone uwięzionemu Ohlsenowi mają większy sens niż reszta książki, ponieważ
to właśnie w nich opisane zostały niezwykle brutalne metody łamania psychiki
oskarżonych żołnierzy. Tortury, wielogodzinne ćwiczenia fizyczne oraz wyzwiska
powodowały, że nawet najtwardsi tracili wolę życia. Najbardziej
przerażające jest to, że w powieści pojawiają się wątki z biografii autora oraz
osób, które razem z nim walczyły w karnym batalionie. Jednak w ogólnym
rozrachunku książka Hessela wypada marnie. Nie potrzeba tanich chwytów do tego,
by zilustrować czytelnikowi wojenne okropieństwa. Nie polecam tej powieści.
Jestem przekonana, że na rynku można znaleźć znacznie bardziej wartościowe i
lepiej napisane książki traktujące o życiu żołnierzy w czasie II wojny
światowej.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa Erica.
No cóż... jeśli chodzi o tematykę II wojny światowej, to zdecydowanie wolę literaturę faktu i wspomnieniową, niż fabularną. Mam jakiś uraz do takiego spojrzenia na wojnę i Holokaust, a skoro na dodatek ta książka to według Ciebie jakieś nieporozumienie, tym bardziej będę się od niej trzymać z daleka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Następnym razem też wybiorę literaturę faktu. Takich książek jak "Gestapo" mam dość.
UsuńNastępnym razem też wybiorę literaturę faktu. Takich książek jak "Gestapo" mam dość.
UsuńJeśli autor pisze jedynie "w oparciu" o swoje doświadczenia, czyli nie jest to dziennik czy dokument, to rzeczywiście 448 stron wulgaryzmów o II wojnie światowej to z założenia projekt mało trafiony :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem również, ale książka ma podobno swoich zwolenników. Niestey do mnie zupełnie nie przemówiła. Nie, nie jest to ani dziennik, ani dokument.
UsuńCzasem i takie książki mają swoich zwolenników - ważne jednak, że czytają, a nie tylko komp i seriale :)
UsuńTeż czytałam "Gestapo", porzuciłam je. Ale nie dlatego, że jest to książka zła, ale jest przerażająca. Jednostka, w której służył Hassel, to jednostka karna. Składała się z najgorszych degeneratów. Budziła przerażenie wśród innych niemieckich dowódców. Przenoszenie jej zachowania na wszystkich żołnierzy jest błędne. Hassel podczas służby w tej jednostce przeżył załamanie nerwowe.
OdpowiedzUsuńNie oceniałabym tej książki tak surowo. Jest pisana jako powieść łotrzykowska - stąd rozdziały w formie urwanych opowieści. A co do języka? No cóż, Hassel opisywał, to co widział. To była jego forma terapii. Dopiero wygładzenie jej nazwałabym tanim chwytem.
Nie chodzi o wygładzenie, ale dla mnie epatowanie takim językiem jest zupełnie niepotrzebnie. W tej książce nie ma ani jednego pozytywnego bohatera (może z wyjątkiem Ohlsena). W moim odczuciu wszyscy zachowują się tak samo. Nie podobała mi się ta książka zupełnie, więc zdania nie zmienię.
UsuńPrzecież w życiu nie zawsze są pozytywni bohaterowie. Na wojnie jest ich jeszcze mniej. Ta książka to katharsis Hassela. To, że Ci się nie podobała, to rozumiem (mi też nie przypadła do gustu), ale nie można jej oceniać jako książki obiektywnie złej. Napisana jest dobrze. To jakby mówić, że książki Kosińskiego są złe, bo epatują okrucieństwem.
UsuńNie napisałam w recenzji przecież, że odejmuję tej książce punkty, bo nie ma pozytywnych bohaterów. Ten fragment: "W tej książce nie ma ani jednego pozytywnego bohatera (może z wyjątkiem Ohlsena). W moim odczuciu wszyscy zachowują się tak samo." jest komentarzem do Twojej wypowiedzi. Moje recenzje nie mają być obiektywne, nie jestem krytykiem literackim, dlatego piszę subiektywnie o tym, co mi się podoba lub nie. Moim zdaniem nie jest napisana dobrze, bo wiele stron nie wnosi nic, absolutnie nic do całej historii. Poza tym już wspomniałam w tekście, że książka jest chaotyczna i niespójna. Jak mogłabym wystawić tej książce wyższą ocenę skoro nie znajduję w niej wielu wartości?
UsuńJa niestety nie znoszę literatury, w której akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej i jedynie wplecione wątki romansowe są w stanie zmienić moje zdanie w tej kwestii, jednak widzę, że w przypadku powyższej książki mogę spokojnie spasować, gdyż, skoro ty odebrałaś ją tak negatywnie, to ja chyba również nie zapałałabym do niej nadmiernym entuzjazmem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zraziłabyś się tylko do tematyki, gdybyś zaczęła czytać "Gestapo". Zdecydowanie nie polecam.
UsuńUff to to się oberwało powieści i dobrze, bo wyliczone przez ciebie uwagi były jak najbardziej na miejscu. Książki nie znam, ale nie zamierzam poznawać...
OdpowiedzUsuńOberwało jej się to prawda, ale naprawdę dawno nie czytałam książki, którą odebrałabym tak negatywnie.
UsuńSamo słowo "gestapo" wzbudza we mnie dreszcze. Staram się unikać takich książek, gdyż po ich lekturze nie czuję się za dobrze. Ludzkie okrucieństwo nie zna granic...
OdpowiedzUsuńPo lekturze tej książki z pewnością nie można czuć się dobrze. Okrucieństwa jest tu bardzo wiele, więc jeśli unikasz takich lektur, to tę również lepiej pomiń. Pozdrawiam :)
UsuńJa tematykę IIWŚ sobie cenię, ale jakoś do książek tego pana mnie nie ciągnie i chyba już wiem dlaczego po Twojej recenzji. :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że już więcej nie skuszę się na twórczość Hassela. Wiem, że często sięgasz po książki poruszające tematykę II wojny, może poleciłabyś mi jakąś? Taką, którą najbardziej cenisz?
UsuńWidze, ze zmarnowano material na dobra ksiazke. Tytul i okladka mnie przyciagnely, natomiast Twoja recenzja krzyczy "w tyl zwrot!".
OdpowiedzUsuńOkładka przyciągnęła i mnie, ale niestety rozczarowałam się. W moim odczuciu zmarnowałam kilka dni na lekturę tej książki.
UsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji nie mam najmniejszej ochoty na tą pozycję, choć lubię od czasu do czasu przeczytać pozycje o tematyce II wojny światowej.
OdpowiedzUsuńA jakaś książka o II wojnie szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
UsuńOj, ocena odstraszająca i tytuł także:(
OdpowiedzUsuńO IIWŚ to bardziej do tej pory oglądałem niż czytałem. W sumie podobają mi się te klimaty( o ile nie brzmi to tak jak bym lubił wojny ) i sięgne po jakąś wojenną książkę. Nie będzie to chyba "Gestapo". O ile na początku myślałem, że skoro jest poparta własnymi przeżyciami autora, to będzie dobrze, to czytając resztę recenzji zawiodłem się. :)
OdpowiedzUsuńA wulgaryzmy są do przyjęcia jeśli nie są wymuszone, jakby na siłę próbowało się kogoś "utwardzić" a tutaj jak piszesz jest ich za dużo: )
Też więcej oglądałam, ale postanowiłam zmierzyć się z książkami i źle zrobiłam wybierając "Gestapo".
UsuńMnie przypadła do gustu bo lubię literaturę wojenną.
OdpowiedzUsuńHmm, historia nie jest moją mocna stroną, dlatego nie napiszę, że ta książka jest moim numerem jeden na liście lektur pożądanych, tym bardziej że mankamentów w niej bez liku, ale... zaryzykowałabym, choćby po to, by przyjrzeć się stylowi autora i może spróbować poukładać te porozsypywane puzzle :)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko masz ochotę się zmierzyć z tą powieścią to nie będę odwodzić Cię od tego pomysłu, bo chętnie przeczytam Twoją recenzję :) Jestem ciekawa czy jakie wrażenie wywarłaby na Tobie :)
UsuńNo cóż... na pewno nie przeczytam. Svena Hassela książkę czytałam jedną i średnio mi się podobała.
OdpowiedzUsuńOD tej pory też będę trzymała się z daleka od jego książek.
UsuńPodobnie jak Isadora lubię czytać o II wojnie światowej, ale tylko literaturę faktu. Niedawno pisałam o "Dzienniku norymberskim", teraz poluję na "Sprawiedliwość w Dachau" i chcę obejrzeć serial o narodzinach zła w Hitlerze. Jeśli chodzi o beletrystykę, to musi to być bardzo dobra książka, bym zechciała po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że właśnie po takie książki sięgnę. Beletrystykę w tym temacie sobie odpuszczę raczej.
UsuńA właśnie chciałam sobie kupić kilka książek Pana Hassela. Jak się cieszę, że trafiłam na Twoją recenzję przed zrealizowaniem swoich planów.
OdpowiedzUsuńLepiej zobacz jakie one są zanim kupisz, bo można się strasznie naciąć.
UsuńO rety, aż tak źle? Szkoda, bo tematyka interesująca. Książki o II wojnie światowej zwracają moją uwagę. Jednak biorąc pod uwagę Twoją opinię, to raczej nie będę ryzykować, chociaż paradoksalnie taka negatywna recenzja powoduje, że książkę chce się mimo wszystko przeczytać i samemu się przekonać :)
OdpowiedzUsuńW mojej ocenie źle, ale może jestem odosobniona w odczuciach, więc jeśli Cię ciekawią książki Hassela to zaryzykuj :)
UsuńUuuu... A miałam nadzieję na ciekawą (niełatwą, ale ciekawą) literaturę faktu.
OdpowiedzUsuńTeż miałam taką nadzieję...
UsuńO matko...
OdpowiedzUsuńOdpuszczam sobie zdecydowanie!
Swego czasu miałam dostać ją do recenzji ale za sprawą jakiejś pomyłki trafił do mnie kryminał ;-) Wtedy nie byłam pewna czy się cieszyć czy martwić, teraz już wiem... Spodziewałam się czegoś zupełnie innego i po Twojej recenzji dochodzę do wniosku, że przeżywałabym przy niej prawdziwe męki... Wygląda na to, że ktoś na górze nade mną czuwa ;-)
OdpowiedzUsuńJa sobie niestety sama zgotowałam takie męki, bo chciałam przeczytać coś innego niż zazwyczaj i wybrałam to :P
UsuńSzkoda, że książka tak słabo wypadła w Twoich oczach, bo już liczyłam na to, iż może to być napisane tak, że wciągnie czytelnika.
OdpowiedzUsuńMnie nie wciągnęło zupełnie, wymęczyłam się przy tej książce.
UsuńBędę omijać tę książkę szerokim łukiem. Z pewnością raziłyby mnie występujące w niej liczne wulgaryzmy.
OdpowiedzUsuńMnie do Hassela nie ciągnie i widzę, że słusznie. Nie lubię wojennych książek.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej słusznie :)
UsuńI tak nie miałam na nią najmniejszej ochoty. ; )
OdpowiedzUsuńJedynie, co mnie początkowo zachęciło, jak tu weszłam to okładka i tematyka książki. A raczej tytuł, który zasugerował mi ową tematykę. Liczyłam na interesującą opinię. Jak mocno ściągnęłaś mnie na ziemię swoją recenzją! Teraz wiem, że nie mogę oceniać takich książek po okładce, a nawet będę je omijać. Ot co!
OdpowiedzUsuńOj tak, można się nieźle przejechać na ocenianiu po okładce. Mnie też tematyka zwiodła, bo liczyłam na coś wartościowego.
UsuńA tu psikus i to dość... niefortunny. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę świetnie.
UsuńJeżeli chodzi o adres... Może usuń mnie z tej listy i ponownie dodaj, ale z nowym adresem? Wówczas nie powinno być problemów. :)
Tak zrobiłam, ale jak dodaje do blogrolla Twój nowy adres to pojawia mi się ta strona "Zmiana adresu", a nie nowa.
UsuńDosiaczku, ale to zaleta :) Jesteś wymagającym i świadomym czytelnikiem, jak już chwalisz do wiadomo, że trzeba brać to na poważnie :)
OdpowiedzUsuńtakim książką z automatu mówię nie. absolutne i kategoryczne.
OdpowiedzUsuńszkoda, że książka wypadła tak słabo bo lubię taką tematykę i myślałam początkowo, że to wartościowa pozycja :)
OdpowiedzUsuńKsiążka chyba nie jest dla mnie, nie przepadam za wulgarnym językiem, a i ta tematyka wydaje mi się nieco za trudna.
OdpowiedzUsuńDobry Wieczór ;)
OdpowiedzUsuńChcialem tylko dwa lub trzy grosze od siebie dorzucić. Svenową wojaczkę zacząłem od początku (legion potępieńców), aktualny progress to własnie kniga o tytule "Gestapo". Po przeczytaniu w.w. recenzji, zacząłem ją analizować pod innym kątem niz dotychczas. Co najciekawsze ani język ani tez brutalnosc nie przeszkadzała mi, a jedynie naiwna fabuła tego tomu. Nie mogę za nic w świecie uwieżyć ze leutnant Ohlsen chce ocalić ruskich jeńców... taki smieszny motyw nie wyszedl wogóle hasselowi. Ale do rzeczy, na plus Mały w koncu potrafi nawiązać dłuższą konwersacje, co więcej ma zacięcie filozoficzne w pewnych momentach, realia wojenne, jakby nie było to jest batalion karny, wiec siłą rzeczy bohaterowie to zwyrole, degeneraci i sadysci. Minusów jest coraz wiecej ponieważ wciąż pisze o tym samym, snieg, ruscy, i te historie stają sie coraz bardziej nieprawdopodobne... Dwa słowa ode mnie, jeśli ktoś chce poczuć magię płynącą z ksiazek Hazzela, to po prostu polecam zacząć od batalionu potępionych, ponieważ tylko wtedy mozemy zaobserwować ewolucję kunsztu pisarskiego, charakterów postaci i mniej wiecej, jesli sie tylko da tak to nazwać to utożsamic z bohaterami. Pozdrawiam dlugoszkamil@yahoo.pl
Dobry wieczór :)
UsuńNie czytałam "Legionu potępieńców" i przyznam, że na razie nie mam ochoty sięgać po tę książkę, mimo że Twoim zdaniem byłoby to wskazane. Obawiam się, że po prostu nie po drodze mi z twórczością Hassela. Motyw z ratowaniem jeńców rzeczywiście niezbyt wiarygodny, ale przynajmniej był to w miarę spójny wątek. Tego zacięcia filozoficznego niestety nie dostrzegłam, dla mnie to wyjątkowo antypatyczna postać.
Re:
OdpowiedzUsuńZ tym zacięciem filozoficznym to była ironia, Mały w poprzednich częsciach, każdą napotkaną kobiete uważał za dziwke, a szpital za burdel w przebraniu. Nawiązując do obecnej sytuacji, gdzie ten bohater układa pełne zdania, co więcej nawet zaczyna myśleć o bezsensie całej wojny, jest to jak najbardziej ewolucja i jakis postęp ;)
Ps.
Gratuluje gustu, widzę ze czytasz dużo i książki nie_z_jednej półki. Brakuje mi tylko Wilbura Smitha. Jesli masz naprawde dużo czasu na czytanie i chcesz stracic pare miesięcy na podróż poprzez afrykę polecam zacząć sage Courtneyow od "Gdy poluje lew" a skonczyc na opowiadaniach szalensto na morzu. Pozdrawiam dlugoszkamil@yahoo.pl anonimowy czytelnik ;)
A widzisz, czasami ironię trudno dostrzec :). Zdanie małego chyba się w tej części nie zmieniło, nadal kobieta była dla niego jedynie obiektem seksualnym, ale skoro wcześniej nie formułował pełnych zdań, to chyba rzeczywiście można mówić o postępie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, staram się nie zamykać na żaden gatunek, chociaż najbardziej lubię kryminały i opowieści z dreszczykiem. Na książki Wilbura Smitha już niejeden raz spoglądałam w księgarni, ale jest ich tyle, że jakoś zawsze rezygnowałam z zakupu. Może się w końcu zdecyduję :) Również pozdrawiam anonimowego czytelnika i zachęcam do komentowania :)
Z Wilburem jest taki problem, że z jednej strony jest dużo jego książek, a z drugiej gdy szukałem prezentu dla brata na urodziny to musiałem dać na allegro ponad 70 zeta za "Gdy poluje lew" i "Odgłos gromu" w wersji używanej, bo najnormalniej w świecie nigdzie nie są dostępne. Efekt taki, że brat podobnie jak ja zbiera na wycieczkę w głąb afryki, a on jego zaciągnąć do książek jest równie łatwo jak Jakuba Wędrowycza oduczyć pędzić prytę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kamil Długosz
W takim razie moc książek Wilbura jest nie do przecenienia. Nie chciałabym nagle zacząć tęsknić za czarnym lądem pod wpływem jego powieści, ale czuję się na tyle zaintrygowana, że postaram się poszukać wymienionych książek :) Szkoda tylko, że tak trudno je dostać, raczej nie kupię tak drogiej książki w ciemno.
OdpowiedzUsuńBiorę całą odpowiedzialnosc na siebie, jesli sie nie spodoba ;) Wlasnie na allegro szukałem i powiem Ci ze sytuacja sie poprawiła bo pół roku temu był straszny deficyt. Co do anonimowości jestem mniej anonimowy bo podpisuje sie imieniem i nazwiskiem ;)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia
Też spojrzałam, nie jest na allegro. Poza tym w merlinie można dostać "Gdy poluje lew" za 25 zł, więc nie jest źle :) Z podpisywaniem się racja, ale nie myślałeś o własnym blogu z recenzjami?
UsuńMamy podobny gust, świetnie piszesz, wiec po co mam dodawać swoje 2 lub 3 grosze? ;) A na serio, oprocz literatury dziele pasje z psami zaprzegowymi,wolontariatem w schronisku, elektroniką oraz duzo nocek zarywam przez xboxlive, wiec za jakies 30-35 lat jak już bede na emeryturze, jeśli dostane wcześniejszą za szczególnie szkodliwe warunki w pracy to bede Cie wspierać przy recenzjach, ale póki co brak czasu mi to uniemożliwia.
OdpowiedzUsuńNiestety brak czasu to ogromna przeszkoda. Często muszę się nakombinować, żeby na wszystkie zainteresowania starczyło czasu, a i tak zazwyczaj mi się nie udaje. Xboxlive? Nie dla mnie, ja jestem dzieckiem Sony :P
UsuńMam nadzieję ze nie masz nic przeciwko, że tematyka wypowiedzi zupełnie odchodzi od głównego wątku. Tak z ciekawości zapytam jakie to zainteresowania oprócz książek ma koleżanka ?
OdpowiedzUsuńXa zupełnie przypadkowo dostałem, i praktycznie tylko Gears of War mnie przy nim trzyma, notoryczne zasypianie w pracy, to normalka.
Kamil
Przede wszystkim gry. Gram dla rozrywki, ale też dla na poważnie, bo z badaniem gier częściowo wiążę swoją zawodową przyszłość. Poza tym razem z moim Chłopakiem organizujemy kilka imprez okołogowych. Na jednych chodzi o granie, na innych o dyskusje na temat gier (np. o tym jak gry radzą sobie z opowiadaniem historii). Jestem też miłośniczką horroru, więc dużo czasu zajmują mi seanse grozy :P
UsuńNo prosze... ;) nie spodziewałbym się takiego zainteresowania grami u kogos płci przeciwnej. Podejrzewam ze seria F. Fantasy jest napewno gdzieś tam na językach. Co to są za imprezy, gdzie? Przyznaje się. że pierszy raz słyszę o czymś, takim. Ja grywam po kryjomu raczej bo moja frau dostaje drgawek jak widzi xboxa, a jeśli chodzi o czytanie to uważa, taką czynność za wielce szkodliwą dla psychiki ;)
OdpowiedzUsuńW pracy lub wśród znajomych, także unikam takich tematów jak kino,literatura,gry bo w męskich brygadach liczy sie kto jest twardszy, więcej wypije lub da komuś w mordę, a nie co ostatnio czytał. Za to TV uważam za szkodliwe dla zdrowia emocjonalnego, nie oglądam i dostaje drgawek na widok celebrytów i ich medialnych wygłupów.
Seanse grozy ? opowiedz coś wiecej ;)
Kam
Do tej pory zrobiliśmy jedną "dużą" imprezę w łódzkiej manufakturze we wrześniu http://www.cdaction.pl/news-28854/grakademia-program-imprezy.html
UsuńTo było połączenie wystąpień konferencyjnych z rozrywką. Kto miał ochotę słuchał badaczy i przyszłych badaczy gier z UŁ, a jak ktoś wolał pograć, to grał :P następna taka impreza będzie w kwietniu.
Teraz spotykamy się co dwa tygodnie w mniejszym gronie w klubokawiarni "La pies" W Łodzi. Nagrywamy nasze dyskusje, tutaj można posłuchać http://swiatgry.pl/publicystyka/33,sg_radio
Własnej strony internetowej jeszcze nie mamy, na razie tylko fb
https://www.facebook.com/Grakademia?ref=stream
To namów swoją dziewczynę/żonę na wspólne granie, wtedy nie będzie dostawać drgawek :) Co do kobiet i gier, to wcale nie jest to rzadko spotykane połączenie. Jest dużo takich, co grają i mają wiedzę na ich temat :)
Szok, zaskoczenie, ciężko mi opisać to co zobaczyłem, przeczytałem, usłyszałem oraz zrozumiałem... Podoba mi się wasza akcja, nigdy wczesniej z niczym takim sie nie spotkałem. Zawsze uważałem, że książki i gry rozbudzają wyobrażnie, pozwalają lepiej przyswajać języki, historie, gramatyke... długo by wymieniać, a telewizja pierze mózgi słabych osób. Seriale, celebryci propagują idiotyczne zachowania, trendy ze zdegenerowanych umysłowo cywilizacji takich jak amerykanie, promuje kretynizm i brak myślenia...
OdpowiedzUsuńByłem niedawno w Łodzi bo koleżanka tam studiuje japonistyke, fajne miasto, pokręciłem sie troszke po UŁ, jedyny co irytowało mnie to tramwaje "jeżdzące po drodze" rzecz u mnie nie spotykana.
Co do frau, zawsze trzymam sie zasady ze nikogo nie wolno zmieniać na siłę, ma inne zalety. Moją wilczycę, która jest moją perełką, nigdy nie uczyłem warować, szczekać ani pilnować domu jak owczarek niemiecki bo ją Bóg stworzył do innych celów. Nic wbrew sobie to moja dewiza życiowa.
Nadal jestem pod wrażeniem czego człowiek może się dowiedzieć o świecie, gdy szuka recki na temat kolejnego tomu, który chce przeczytać ;)
Pozdrawiam