4 stycznia 2013

Awantura na moście. Komedyja wieków minionych - Marcin Hybel


Wydawnictwo: Erica
Liczba stron: 288

W średniowiecznym mieście Nograd od wielu lat panuje spokój. W okolicy nie grasują zbójnicy, nie zdarzają się kradzieże czy rozboje, nawet mieszkańcy nie kłócą się między sobą. Władza jest sprawiedliwa, wszelkie towary łatwo dostępne, a pola żyzne i urodzajne. Wydaje się, że taka sielanka ma tylko dobre strony, ale ludzka natura nie znosi jednostajności nieustannie łaknąc przygody i emocji. Na skutek osobliwego splotu wydarzeń i niespodziewanych działań niektórych bohaterów Nograd w ciągu jednego dnia zmienia się w mieścinę pełną awanturników, szubrawców i fałszywych kaznodziei. Wszystko zaczyna się od planu bogoboja Kumara, który chcąc przyciągnąć wiernych do świątyni oferuje zapłatę dla każdego, kto przybędzie na nabożeństwo. Żeby zdobyć odpowiednią ilość monet Kumar prosi byłego rozbójnika o napad w imię wyższego celu. W tym samym czasie wojmił Alford i córka kupca Aliwia postanawiają za wszelką cenę walczyć o swoje uczucie, a dwóch starców szykuje swój ostatni napad rabunkowy, by udowodnić sobie, że mimo sędziwego wieku ciągle znają się na złodziejskim fachu.

Podtytuł powieści wyraźnie mówi o tym, z jakim gatunkiem czytelnik za chwilę będzie miał do czynienia. Nie znam zbyt wielu literackich komedii, więc z wielką ciekawością podeszłam do dzieła Marcina Hybela, licząc na odprężający i zabawny tekst. Z jednej strony moje oczekiwania zostały spełnione, ponieważ książkę czyta się łatwo i przyjemnie, w niektórych momentach można nawet uśmiechnąć się pod nosem, ale z drugiej strony autor trochę przedobrzył wydłużając akcję na wszystkie możliwe sposoby. Trafnym, przykuwającym uwagę posunięciem jest umieszczenie akcji w średniowiecznym mieście, które nieco odbiega od naszych wyobrażeń o grodzie z tamtego okresu. Podobnie rzecz ma się z bohaterami, odznaczającymi się zarówno współczesnym stylem bycia jak i poglądami bardziej pasującymi do minionych czasów. Magia i zdolności nadnaturalne uważane są za dar, który należy pielęgnować od najmłodszych lat, a nauka i logicznie rozumowanie to przekleństwo, mogące sprowadzić każdego człowieka na złą drogę.

Wszyscy główni bohaterowie to nieporadni, ale charakterni mieszkańcy Nogradu, którzy jak na komendę postanawiają zniweczyć panujący w grodzie spokój. Inna sprawa, że w większości nie zdają sobie sprawy ze swoich czynów i nie potrafią przewidzieć skutków wielu działań, a efekt końcowy raczej nie odpowiada ich wcześniejszym założeniom. Wojmił Alford przekonany jest o swoich licznych wdziękach i talentach, wśród których prym wiedzie doskonałe przygotowanie wojskowe. Natura poskąpiła mężczyźnie inteligencji toteż wiele rzeczy Alford rozumie zupełnie opacznie, a podjęte przez niego decyzje rzadko kiedy wychodzą mu na dobre. Jego ukochana Aliwia to temperamentna dziewczyna, znudzona ojcowskim zakazem spotykania się z synem kasztelana. Oboje nie potrafią dobrze pisać i czytać, więc korespondencja zakochanych dostarcza czytelnikom całkiem porządną dawkę humoru. Zakonnik Kumar pragnie przyciągnąć mieszkańców do świątyni i krzewić w nich religijne obowiązki, więc ima się najróżniejszych sposobów, by dopiąć swego. Ma dobre intencje, ale obiera nieodpowiednie środki do osiągnięcia celu. W powieści spotkamy również pewnego jąkającego się mnicha, który rozpęta tytułową awanturę, podstarzałego czarodzieja i równie wiekowego złodziejaszka oraz nieznoszącego rycerzy kupca Lemosza.

Awantura na moście to oryginalna i raczej zabawna książka, która idealnie sprawdza się jako odstresowywacz po ciężkim dniu. Niestety nie wszystko mi w niej pasuje. Najbardziej razi nadużywanie wulgaryzmów, które nijak mają się do klimatu całej historii. Na ogół autor posługuje się językiem nieco stylizowanym na dawny, pełnym utartych określeń lub neologizmów wpisujących się w konwencję, a w niektórych fragmentach umieszcza soczyste przekleństwa i podwórkowe wyrażenia. W tym przypadku połączenie teraźniejszości i czasów średniowiecznych nie zagrało. Intryga nie należy do skomplikowanych, więc Marcin Hybel przeciąga każde wydarzenie na kilkanaście stron. Co prawda akcja jest dynamiczna i o nudzie nie może być mowy, ale poświęcanie wielu stron na mało znaczące wydarzenie wydaje mi się lekką przesadą. Nie mogę odmówić powieści satyrycznego uroku i nowatorskiego pomysłu, więc w ogólnym rozrachunku oceniam ją całkiem dobrze i polecam każdemu, kto ma ochotę na trochę inną lekturę niż kryminał czy romans.

Ocena: 4 / 6
 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Erica.