Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 520
Krzysztof Kolumb
powszechnie uchodzi za wielkiego podróżnika i odkrywcę, który w poszukiwaniu
zachodniej drogi morskiej do Indii dotarł na teren nieznanego ówczesnym
Europejczykom lądu. Jego wyprawy zapoczątkowały także proces kolonizacyjny nowo
odkrytych ziemi, a samemu Kolumbowi zapewniły sławę i sprawiły, że na stałe
wpisał się do kart historii. Wokół tej postaci narosło wiele teorii i legend, a
jedna z nich głosi, że na kilka lat przed Kolumbem do wybrzeża Ameryki dotarł
tajemniczy Jan z Kolna. Historycy nie są zgodni czy ów żeglarz istniał
naprawdę, a jeśli tak to czy rzeczywiście mógł dokonać takiego wyczynu.
Niemniej życiorys Jana z Kolna wciąż nie został udokumentowany, wobec czego
stanowi idealny materiał na powieść, w której można popuścić wodze fantazji i
założyć, że to Polak jako pierwszy dotarł do nieznanego kontynentu.
W swojej najnowszej
książce Andrzej Dudziński obficie czerpie z pełnej niedomówień i różnych
hipotez biografii Jana z Kolna określanego również jako Michal Kapron, Michalous
Kapronus lub Johannes Scolvus.
Głównym bohaterem Manuskryptu Jana
Żeglarza jest profesor historii Rober Nowicki, który zostaje skierowany na
Wyspy Owcze, by zbadać księgi znajdujące się w tamtejszym klasztorze
franciszkanów. Nowicki najwięcej uwagi poświęca tytułowemu manuskryptowi,
dającemu podstawę do twierdzenia, że to nie Krzysztof Kolumb a zapomniany
żeglarz z Polski dotarł do Ameryki. Profesor kontynuuje prace, ale jego
dociekliwość nie wszystkim jest na rękę. Czy jego teoria okaże się prawdziwa?
Kim był Jan z Kolna i jak potoczyły się jego losy?
Powieść Dudzińskiego nie porwała mnie tak, jak tego oczekiwałam, a
przyczyn tego stanu upatruje w nudnym i rozwleczonym wątku współczesnym. Gdyby
nie fragmenty manuskryptu Jana z Kolna lektura tej książki z pewnością
zabrałaby mi znacznie więcej czasu. Nie wiem z czego wynika prawidłowość, ale
nie po raz pierwszy w tego typu historiach współczesny plan akcji wypada blado
na tle zdarzeń z przeszłości. W teorii wszystko wydaje się dopracowane –
ciekawa fabuła, egzotyczne miejsce akcji, wątek miłosny, tajemnice sprzed kilku
stuleci i niebezpieczeństwo związane z niespodziewanym odkryciem. Niestety w
praktyce już tak dobrze nie jest. Uważam, że akcja na początku rozwija się
zdecydowanie zbyt wolno. Nowicki jedzie na Wyspy Owcze, myszkuje w klasztornej
bibliotece, odwiedza kawiarnie i wzdycha to rudowłosej piękności, na którą
wpada niemal za każdym razem, gdy opuszcza swój pokój. Poza tym dzieje się
naprawdę niewiele, a rozrywki dostarczają jedynie przetłumaczone fragmenty
manuskryptu, rzucające światło na tajemniczą postać polskiego żeglarza. Pod
koniec wokół głównego bohatera robi się zamieszanie, zostaje nawet wciągnięty w
sprawę kryminalną, ale to trochę za późno na rozruszanie akcji. Nie spodobał mi
się także współczesny wątek miłosny. Bohater ugania się za obcą kobietą, a gdy
wreszcie udaje mu się z nią spotkać to ignoruje wszystkie sygnały, wskazujące
na to, że kobieta nie jest z nim szczera.
Na szczęście dzieło Andrzeja Dudzińskiego nie jest pozbawione zalet.
Wśród nich zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się porywająca i wzruszająca
historia z przeszłości. Losy Jana zostały przedstawione w sposób szczegółowy, a
wątek ten od początku do końca intrygował i przyciągał moją uwagę. Autor
świetni nakreślił realia epoki, pokazując współczesnemu czytelnikowi ile trudu
wymagała realizacja ambitnych planów. Jan musiał zmierzyć się z
nieprzychylnością kolejnych władców i możnych, którzy nie dowierzali, że
istnieje inna droga do Indii. Na dodatek jego miłość do żeglugi stanęła na
przeszkodzie szczęściu rodzinnemu. Jednak największe wrażenie wywarł na mnie
opis ostatniej podróży Jana. Zmagania załogi z trudnymi warunkami na morzu
spowodowanymi wahaniami pogodowymi oraz spotkania z tubylczą ludnością
odkrywanych ziem to prawdziwe perełki tej powieści. Wyprawa bohatera została
opisana z rozmachem i dbałością o szczegóły, dzięki czemu w trakcie lektury
miałam wrażenie, że razem z załogą płynę po bezkresnym oceanie na pokładzie
„Mariny” lub „Sarny”, by później eksplorować nieznane tereny. Podobało mi się
także to, że autor naprawdę solidnie przygotował się do opisywanego tematu. O
statkach, żeglowaniu i sposobach na okiełznanie zdradzieckiego oceanu można
dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Podobnie jak o XV wiecznych metodach
wyznaczania kursu i znaków, służących marynarzom za punkty orientacyjne.
W recenzowanej książce Jan z Kolna został scharakteryzowany jako
nieustępliwy, wykształcony i odważny człowiek, potrafiący cierpliwie czekać na
sprzyjające okoliczności i wytrwale dążyć do wyznaczonego celu. Jego upór i
wiara we własne możliwości zasługują na podziw i szacunek, ponieważ nie łatwo
głosić niepopularne poglądy w czasach, gdy uczeni są przekonani, że poza
znanymi lądami wody oceanów i mórz zamieniają się w piekielną toń pochłaniającą
każdego, kto odważy się wypłynąć tak daleko. Inni bohaterowie raczej nie
wzbudzili mojej sympatii. Robertowi Nowickiemu brakuje charakteru. Autor
uczynił z niego dociekliwego historyka po przejściach, ale czasami wydawało mi
się, że powołał go do literackiego życia tylko po to, by móc wprowadzić do
fabuły Jana. Piękna Nadia równie nie zdobyła mojego zaufania. Często nie
rozumiałam jej zachowania, nie potrafiłam także znaleźć wytłumaczenia dla
niektórych podjętych przez nią decyzji.
Historia osadzona w XV wiecznych realiach zdecydowanie bardziej przypadła
mi do gustu niż współczesne zmagania profesora Nowickiego. Wydaje mi się, że
wszystko zostało pomyślane i opisane lepiej we fragmentach poświęconych Janowi
niż w pozostałej części książki. Urzekł mnie opis dalekich wypraw polskiego
żeglarza, wzruszyłam się czytając o jego niespełnionej miłość i zainteresowałam
biografią rzeczywistego Jana z Kolna. Andrzej Dudziński znakomicie sprawdził
się w roli pisarza, który na warsztat bierze historyczne zdarzenie lub postać i
przedstawia swój punkt widzenia, dokładnie go motywując i kreśląc prawdopodobne
wyjaśnienie swojej hipotezy. Na pochwałę zasługuje również stylizowany język
podkreślający atmosferę epoki i pomagający odbiorcy przenieść się w odległe czasy.
Współczesna opowieść wypadła gorzej, ale mimo tego polecam Manuskrypt Jana Żeglarza, ponieważ wątek polskiego odkrywcy jest dopracowany
i intrygujący.
Ocena: 4 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa Bukowy Las.