Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 440
Powieści Camilli
Läckberg ciągle plasują się na szczycie popularności skandynawskich kryminałów.
Obecnie cykl o pisarce Erice Falck i policjancie Patriku Hedströmie liczy
sobie już osiem części i wiele wskazuje na to, że wkrótce powstaną kolejne.
Mnie jeszcze daleko do przeczytania wszystkich książek Läckberg, ale wśród
moich czytelniczych planów na najbliższą przyszłość na pewno ich nie zabraknie.
Wielu czytelników twierdzi, że Kaznodzieja
to klasyczny przykład niemocy autorki, która po sukcesie debiutanckiego dzieła
nie była w stanie stworzyć dobrej kontynuacji. Moim zdaniem takie opinie nie są
zasadne, ponieważ Kaznodzieja trzyma
przyzwoity poziom, mimo że nie należy do kryminałów mrożących krew w żyłach
odbiorcy.
Tak jak w przypadku Księżniczki z lodu miejscem akcji jest
niewielka turystyczna miejscowość na zachodnim wybrzeżu Szwecji. Lipiec we
Fjällbace daje się we znaki zarówno mieszkańcom jak i wczasowiczom.
Nienaturalnie wysokie temperatury odbierają chęć nie tylko na aktywny
wypoczynek, ale także utrudniają pracę tym, którzy o urlopie mogą jedynie
pomarzyć. Jednak, gdy kilkuletni chłopiec znajduje kobiece zwłoki w Wąwozie
Królewskim leniwy spokój Fjällbacki zostaje zakłócony. Policjanci z komisariatu
w Tanumshede muszą jak najszybciej ująć sprawcę, ponieważ nic tak nie odstrasza
turystów jak grasujący w okolicy zabójca. Śledztwo komplikuje fakt, że to
morderstwo w jakiś sposób łączy się ze sprawą zaginięć młodych kobiet sprzed
dwudziestu pięciu lat.
W tej powieści akcja
rozwija się dość długo. Nie oznacza to, że nic się nie dzieje, wieje nudą, a
czytelnik tylko marzy o tym, żeby rzucić książkę w kąt. Nic z tych rzeczy, ale
początek historii jest raczej spokojny jakby przygotowujący na to, co wydarzy
się później. Kaznodzieja ma wiele
cech klasycznego kryminału, najpierw pojawia się ofiara, później podejrzani o
jej zamordowanie, dalej policjanci typują sprawcę, a na końcu autor serwuje
mniej lub bardziej szokujące rozwiązanie sprawy. Taka konstrukcja pojawia się
często, nie jest więc żadną formą świeżości w literaturze tego typu, ale moim
zdaniem sprawdza się świetnie w większości przypadków. Nie ukrywam też, że
należę do fanów opowieści z dreszczykiem, które nie stawiają na udziwnienia,
ale pozwalają czytelnikom zabawić się w detektywa i spróbować rozwiązać
zagadkę. Z tego względu drugą część cyklu autorstwa Camilli Läckberg uważam za
całkiem dobrą powieść, chociaż pisarka nie ustrzegła się kilku potknięć.
Za najpoważniejsze
uchybienie uważam zmarginalizowaną rolę Eriki, która poprzednio była główną bohaterką.
Tym razem kobieta całymi dniami siedzi w domu, użera się z nieproszonymi gośćmi
i z utęsknieniem czeka na powrót Patrika. Pewnym usprawiedliwieniem jest
zaawansowana ciąża, ale oczekiwałam, że jej zacięcie do kryminalnych zagadek
wygra z rosnącą potrzebą wicia rodzinnego gniazda. Pisząc recenzję Księżniczki z lodu zastanawiałam się czy
romans pisarki i policjanta okaże się czymś więcej niż przygodą. Cieszę się, że
ci sympatyczni bohaterowie stworzyli rodzinę, ale niestety w tej części Erika
straciła cały urok, ponieważ jej wkład w sprawę ograniczył się do jednorazowej
wizyty w bibliotece. Miałam wrażenie, że autorka po prostu nie wiedziała, co
począć z tą postacią i dlatego tak bardzo ograniczyła jej rolę. Nie pozostaje
mi nic innego jak mieć nadzieję, że w następnej powieści nastąpi powrót Eriki
do świata zbrodni, a nie ponowne wycofanie spowodowane np. opieką nad
dzieckiem. Jeżeli chodzi o innych bohaterów to nie można narzekać, ponieważ w
książce pojawia się cała masa wyrazistych postaci. Począwszy od prowadzącego
śledztwo Patrika, któremu autentycznie zależy na znalezieniu sprawcy, poprzez
leniwego i gburowatego policjanta Ernsta, bystrego Martina, aż do całej gamy
różnorodnych charakterów wśród rodziny Hult.
Wątek kryminalny
połączony jest z motywem konfliktów rodzinnych, stających się podłożem do
wysnuwania oskarżeń przeciwko bliskim, zatajania przed nimi ważnych spostrzeżeń
i ukrywania własnych tajemnic. Camilla Läckberg świetnie oddała napięte stosunki
pomiędzy ludźmi, którzy od lat mają do siebie pretensje o pieniądze, rozgłos i
podziw innych mieszkańców. Jedna gałąź rodziny znana jest z rozbojów i
kradzieży, druga z wyniosłości i oschłości. Łączy ich jedynie wzajemna
nienawiść, która trwa od tak wielu lat, że pogodzenie się praktycznie nie
wchodzi już w grę. Nie zdradzę, co wspólnego mają Hultowie z zamordowaną
dziewczyną, ale rozwiązanie zagadki raczej nie zaskakuje. Jedynie pewne
elementy wzbudziły moje zdziwienie, ponieważ całość można w pewnym stopniu
przewidzieć. Mimo tego uważam, że Kaznodzieja
to całkiem udana powieść. Początkowo akcja rozwija się powoli, ale później nie
brakuje dynamiczności i szybkich zwrotów sytuacji. W pewnym momencie
podejrzanych jest cała masa, jednak to tylko chwilowy stan, bo jak już
wspomniałam rozwiązanie sprawy nie należy do oryginalnych i fani kryminałów
zapewne dość szybko namierzą zabójcę. Druga część cyklu nie należy do
wyjątkowych, ale nie jest też kiepska i niewarta uwagi. Historia nie grzeszy
oryginalnością, ale sprawdza się jako dobre czytadło w pochmurny jesienny
dzień.
Ocena: 4 / 6