1 września 2012

Zmorojewo - Jakub Żulczyk


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 488

Literatura fantastyczna raczej nie mieści się w kręgu moich zainteresowań, dlatego sięgam po nią niezwykle rzadko. Wyjątkiem są wszelkie powieści zawierające element grozy, w których wątek nadprzyrodzony odpowiedzialny jest za tworzenie specyficznej atmosfery, wzbudzającej w czytelniku jednocześnie ciekawość, strach i ulgę, że w każdej chwili może porzucić książkowy świat demonów, duchów czy zombie i z powrotem znaleźć się w znanej sobie rzeczywistości. Podtytuł Zmorojewa wyraźnie określa, że dzieło Jakuba Żulczyka jest powieścią fantastyczno-przygodową, ale warto dodać, że oprócz fantastyki i przygody pojawia się całkiem porządna dawka horroru.

Dla nastolatka wakacje mogą mieć dwa oblicza – albo będą zmarnowanym czasem spędzonym z krewnymi na zwiedzaniu zabytków, wylegiwaniu się na plaży lub innych typowo turystycznych atrakcjach, albo będą miały charakter niesamowitej przygody, w której łowienie ryb zastąpi niebezpieczna wyprawa, a miejsce nadopiekuńczych rodziców zajmie ekscytująca dziewczyna. Wszystko wskazywało na to, że wakacje piętnastoletniego Tytusa Grójeckiego będą zaliczać się do tej pierwszej kategorii. Rodzice uparli się, że wyślą syna do dziadków na wieś, żeby tam nabrał tężyzny fizycznej i pomógł w gospodarstwie. Tytus z niechęcią myślał o miesiącu spędzonym w zabitej dechami wsi, dopóki nie przeczytał na ulubionym forum internetowym, że w okolicach domu dziadków ktoś widział dziwne, unoszące się w powietrzu miasto. Od tej chwili wyjazd zaczął jawić się chłopakowi jako wspaniała, wymarzona przygoda, pełna nadprzyrodzonych zdarzeń i czekających na odkrycie tajemnic.

Jakub Żulczyk napisał powieść, którą pochłania się w mgnieniu oka. W pierwszej części buduje napięcie poprzez chwyty wykorzystane już w tysiącu innych historii grozy, ale dzięki jego zdolnościom nadal intrygujące i zajmujące uwagę czytelnika. Mroczne, gęste lasy, opuszczone budynki, mrożące krew w żyłach miejscowe legendy i niewytłumaczalne zgony mieszkańców to tylko przykłady tego, z czym stykają się bohaterowie Zmorojewa. Najpierw pojawiają się delikatne znaki, że wieś Głuszyce nie przypomina spokojnych warmińskich miejscowości – coś szeleści w krzakach, ktoś widział przerażającą postać ni to człowieka, ni diabła, a niebo nagle zasnuwają zaskakująco ciemne chmury, chociaż jeszcze przed chwilą prażyło słońce. Później subtelne oznaki ingerencji tajemniczych sił zamieniają się w makabryczne zdarzenia, których zwykły człowiek nie jest w stanie powstrzymać. W tym momencie powieść nieco się zmienia, ponieważ dominujący dotąd nastrój grozy zostaje zastąpiony przez wątek fantastyczny i postać wybrańca, mogącego ocalić świat.

Historii o ratowaniu ludzkości, walce dobra ze złem, czarnej i białej magii itd. jest sporo, ale Jakubowi Żulczykowi udało się dodać do wyeksploatowanego tematu szczyptę nowości poprzez umiejscowienie akcji na polskiej prowincji oraz wplecenie do fabuły legendarnych przedmiotów takich jak Kwiat Paproci czy Lustro Twardowskiego. Podobało mi się to, że autor szczegółowo zarysował magiczne miasto, o którego istnieniu zwykli śmiertelnicy nie mają pojęcia. Wyraźnie widać, że pomysł na fabułę został dobrze przemyślany, ponieważ nie wyłapałam żadnych błędów logicznych czy też nieścisłości w kreacji fantastycznej rzeczywistości Zmorojewa. Połączenie grozy i nadnaturalności sprawiło, że w niektórych momentach czułam się jak podczas lektury powieści Stephena Kinga. Załamanie pogody, akcja rozgrywająca się w małych miejscowościach, przerażające bestie i ludzie opanowani przez ciemne moce pojawiają się zarówno w twórczości amerykańskiego króla horroru jak i w Zmorojewie. Żulczyk dawkuje napięcie, nieustannie podsuwa czytelnikowi nowe szczegóły i konteksty, a przede wszystkim nie pozwala na nudę, bo akcja rozwija się coraz szybciej i szybciej. Jeśli ktoś da się wciągnąć w wir wydarzeń już na początku to gwarantuję, że nie zazna spokoju dopóki nie dotrze do ostatniej strony. Historia opowiedziana w powieści nie wybija się pod względem oryginalności, ale niewątpliwie ma liczne zalety i miłośnikom klimatów z pogranicza horroru i fantastyki przypadnie do gustu.

Główny bohater na początku jawi się jako nieco fajtłapowaty nastolatek, mający problemy w kontaktach z płcią przeciwną spowodowane nieśmiałością i zainteresowaniami odbiegającymi od dziedzin, takich jak sport czy motoryzacja. Tytus zdobył moją sympatię uwielbieniem do powieści grozy pod każdą postacią. Chłopak pochłania horrory książkowe, filmowe oraz growe, marząc przy tym, by i jemu przydarzyło się coś niesamowitego. Szkoda tylko, że cechy, które w mojej ocenie należałoby zapisać mu na plus autor uważa za główny powód jego niezaradności i przedstawia je jako wady. W końcu znajomość serii Silent Hill nie czyni z niego nieprzystosowanego do życia komputerowca, a słabość do horrorów nie oznacza, że żadna dziewczyna nie spojrzy na niego przychylnym okiem. Tytus przechodzi przemianę na kartach powieści i w finałowym momencie w niczym nie przypomina piętnastolatka z początku historii. Staje się odważny i gotowy na każde wyzwanie, co w dużej mierze zawdzięcza zauroczeniu w przebojowej Ance. O innych ważnych bohaterach nie będę wspominać, żeby nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. Mogę jedynie zapewnić, że są to barwne i nietuzinkowe postaci. 

Jakub Żulczyk pisze zwięźle, bez ogródek, ale intrygująco. Buduje napięcie i odpowiedni nastrój, a co najważniejsze robi to w bardzo obrazowy sposób. Dzięki temu nie miałam problemów z wyobrażenie sobie ukrytego miasta i jego mieszkańców, wysłanników ciemności oraz spektakularnej końcowej sceny. Również bez zastrzeżeń przyjęłam wykreowany przez niego świat, a jedyny minus jaki mogłabym wskazać to niezbyt wiarygodny wątek romantyczny między Tytusem a Anką. Bohaterowie znają się zaledwie kilka dni, na dodatek nie dogadują się zbyt dobrze i nagle oboje gotowi są zaryzykować życie dla drugiej strony. Myślę, że warto na taki detal przymknąć oko i zainteresować się Zmorojewem. Nigdy nie wiadomo, co kryje się w pozornie spokojnej miejscowości zwłaszcza, jeśli na jej temat krąży wiele strasznych ludowych podań. Dalsze losy Tytusa Grójeckiego zostały opisane w powieści pt. Świątynia.

Ocena: 4,5 / 6 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Nasza Księgarnia.