Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 488
Literatura
fantastyczna raczej nie mieści się w kręgu moich zainteresowań, dlatego sięgam
po nią niezwykle rzadko. Wyjątkiem są wszelkie powieści zawierające element
grozy, w których wątek nadprzyrodzony odpowiedzialny jest za tworzenie
specyficznej atmosfery, wzbudzającej w czytelniku jednocześnie ciekawość,
strach i ulgę, że w każdej chwili może porzucić książkowy świat demonów, duchów
czy zombie i z powrotem znaleźć się w znanej sobie rzeczywistości. Podtytuł Zmorojewa wyraźnie określa, że dzieło
Jakuba Żulczyka jest powieścią fantastyczno-przygodową, ale warto dodać, że
oprócz fantastyki i przygody pojawia się całkiem porządna dawka horroru.
Dla nastolatka wakacje
mogą mieć dwa oblicza – albo będą zmarnowanym czasem spędzonym z krewnymi na
zwiedzaniu zabytków, wylegiwaniu się na plaży lub innych typowo turystycznych
atrakcjach, albo będą miały charakter niesamowitej przygody, w której łowienie
ryb zastąpi niebezpieczna wyprawa, a miejsce nadopiekuńczych rodziców zajmie
ekscytująca dziewczyna. Wszystko wskazywało na to, że wakacje piętnastoletniego
Tytusa Grójeckiego będą zaliczać się do tej pierwszej kategorii. Rodzice uparli
się, że wyślą syna do dziadków na wieś, żeby tam nabrał tężyzny fizycznej i
pomógł w gospodarstwie. Tytus z niechęcią myślał o miesiącu spędzonym w zabitej
dechami wsi, dopóki nie przeczytał na ulubionym forum internetowym, że w
okolicach domu dziadków ktoś widział dziwne, unoszące się w powietrzu miasto.
Od tej chwili wyjazd zaczął jawić się chłopakowi jako wspaniała, wymarzona przygoda,
pełna nadprzyrodzonych zdarzeń i czekających na odkrycie tajemnic.
Jakub
Żulczyk napisał powieść, którą pochłania się w mgnieniu oka. W pierwszej części
buduje napięcie poprzez chwyty wykorzystane już w tysiącu innych historii
grozy, ale dzięki jego zdolnościom nadal intrygujące i zajmujące uwagę
czytelnika. Mroczne, gęste lasy, opuszczone budynki, mrożące krew w żyłach
miejscowe legendy i niewytłumaczalne zgony mieszkańców to tylko przykłady tego,
z czym stykają się bohaterowie Zmorojewa.
Najpierw pojawiają się delikatne znaki, że wieś Głuszyce nie przypomina
spokojnych warmińskich miejscowości – coś szeleści w krzakach, ktoś widział
przerażającą postać ni to człowieka, ni diabła, a niebo nagle zasnuwają
zaskakująco ciemne chmury, chociaż jeszcze przed chwilą prażyło słońce. Później
subtelne oznaki ingerencji tajemniczych sił zamieniają się w makabryczne
zdarzenia, których zwykły człowiek nie jest w stanie powstrzymać. W tym
momencie powieść nieco się zmienia, ponieważ dominujący dotąd nastrój grozy zostaje
zastąpiony przez wątek fantastyczny i postać wybrańca, mogącego ocalić świat.
Historii
o ratowaniu ludzkości, walce dobra ze złem, czarnej i białej magii itd. jest
sporo, ale Jakubowi Żulczykowi udało się dodać do wyeksploatowanego tematu
szczyptę nowości poprzez umiejscowienie akcji na polskiej prowincji oraz
wplecenie do fabuły legendarnych przedmiotów takich jak Kwiat Paproci czy Lustro
Twardowskiego. Podobało mi się to, że autor szczegółowo zarysował magiczne
miasto, o którego istnieniu zwykli śmiertelnicy nie mają pojęcia. Wyraźnie
widać, że pomysł na fabułę został dobrze przemyślany, ponieważ nie wyłapałam
żadnych błędów logicznych czy też nieścisłości w kreacji fantastycznej
rzeczywistości Zmorojewa. Połączenie
grozy i nadnaturalności sprawiło, że w niektórych momentach czułam się jak
podczas lektury powieści Stephena Kinga. Załamanie pogody, akcja rozgrywająca
się w małych miejscowościach, przerażające bestie i ludzie opanowani przez
ciemne moce pojawiają się zarówno w twórczości amerykańskiego króla horroru jak
i w Zmorojewie. Żulczyk dawkuje
napięcie, nieustannie podsuwa czytelnikowi nowe szczegóły i konteksty, a przede
wszystkim nie pozwala na nudę, bo akcja rozwija się coraz szybciej i szybciej. Jeśli
ktoś da się wciągnąć w wir wydarzeń już na początku to gwarantuję, że nie zazna
spokoju dopóki nie dotrze do ostatniej strony. Historia opowiedziana w powieści
nie wybija się pod względem oryginalności, ale niewątpliwie ma liczne zalety i
miłośnikom klimatów z pogranicza horroru i fantastyki przypadnie do gustu.
Główny
bohater na początku jawi się jako nieco fajtłapowaty nastolatek, mający
problemy w kontaktach z płcią przeciwną spowodowane nieśmiałością i
zainteresowaniami odbiegającymi od dziedzin, takich jak sport czy motoryzacja.
Tytus zdobył moją sympatię uwielbieniem do powieści grozy pod każdą postacią.
Chłopak pochłania horrory książkowe, filmowe oraz growe, marząc przy tym, by i
jemu przydarzyło się coś niesamowitego. Szkoda tylko, że cechy, które w mojej
ocenie należałoby zapisać mu na plus autor uważa za główny powód jego niezaradności
i przedstawia je jako wady. W końcu znajomość serii Silent Hill nie czyni z niego nieprzystosowanego do życia
komputerowca, a słabość do horrorów nie oznacza, że żadna dziewczyna nie
spojrzy na niego przychylnym okiem. Tytus przechodzi przemianę na kartach
powieści i w finałowym momencie w niczym nie przypomina piętnastolatka z
początku historii. Staje się odważny i gotowy na każde wyzwanie, co w dużej
mierze zawdzięcza zauroczeniu w przebojowej Ance. O innych ważnych bohaterach
nie będę wspominać, żeby nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. Mogę jedynie
zapewnić, że są to barwne i nietuzinkowe postaci.
Jakub
Żulczyk pisze zwięźle, bez ogródek, ale intrygująco. Buduje napięcie i
odpowiedni nastrój, a co najważniejsze robi to w bardzo obrazowy sposób. Dzięki
temu nie miałam problemów z wyobrażenie sobie ukrytego miasta i jego
mieszkańców, wysłanników ciemności oraz spektakularnej końcowej sceny. Również
bez zastrzeżeń przyjęłam wykreowany przez niego świat, a jedyny minus jaki
mogłabym wskazać to niezbyt wiarygodny wątek romantyczny między Tytusem a Anką.
Bohaterowie znają się zaledwie kilka dni, na dodatek nie dogadują się zbyt
dobrze i nagle oboje gotowi są zaryzykować życie dla drugiej strony. Myślę, że
warto na taki detal przymknąć oko i zainteresować się Zmorojewem. Nigdy nie wiadomo, co kryje się w pozornie spokojnej
miejscowości zwłaszcza, jeśli na jej temat krąży wiele strasznych ludowych
podań. Dalsze losy Tytusa Grójeckiego zostały opisane w powieści pt. Świątynia.
Ocena: 4,5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa Nasza Księgarnia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty, nie przepadam za literaturą fantastyczną. Po przeczytaniu tej recenzji jestem jednak skłonna sięgnąć po tę książkę. Cenię autorów, którzy czerpią z naszych rodzimych podań i legend oraz pradawnych wierzeń (Kwiat Paproci, Lustro Twardowskiego). Pewnie to skrzywienie historyczne ;), ale sądzę, że naprawdę warto z nich korzystać, zamiast ulegać jedynie wpływom zachodnim. Oczywiście nie można się całkowicie odcinać, zamykać, znajomość innych kultur też jest ważna, jednak często widać takie zachłyśnięcie się nimi i jednoczesne ignorowanie, pomijanie tego, co nasze.
OdpowiedzUsuńLubię też powieści, których akcja toczy się w Polsce. To urzekło mnie m.in. w książkach Janusza Koryla. Za osadzenie akcji w niewielkiej polskiej wsi autor "Zmorojewa" ma u mnie kolejnego plusa.
Na wątek romantyczny przymknę w razie czego oko.
Zgadzam się z Tobą, nasza kultura jest na tyle bogata, że naprawdę można czerpać z niej garściami i nie trzeba mieć jakiegoś kompleksu na punkcie zagranicznych dzieł. Zmorojewo różni się od powieści Janusza Koryla, ale warto na nie poświęcić czas. Pozdrawiam :)
UsuńJa z kolei fantastykę uwielbiam, choć drażni mnie podciąganie pod ten gatunek paranormali, które mają w sobie więcej romansu niż prawdziwej fantasy. No ale to temat na inną dyskusję ;)
OdpowiedzUsuń"Zmorojewo" także mi się podobało i pozostawiło bardzo pozytywne wspomnienia. Druga część już mniej przypadła mi do gustu, ale i tak będę wypatrywać kolejnych tomów cyklu o Tytusie :)
Kolejnych tomów? Myślałam, że na "Świątyni" kończą się przygody Tytusa, a tu niespodzianka :) Co do paranormali to mnie ogromnie bawi jak "Zmierzch" jest określany jako horror :P
UsuńOj, cóż za okropna okładka :P
OdpowiedzUsuńTakże nie przepadam za literaturą fantastyczną, nie wiem, jaki czynnik wpływa na to, że zdarza mi się po nią sięgnąć, jednak "Zmorojewo" w ogóle mnie nie zaciekawiło. Niestety podziękuję tej książce...
Pozdrawiam :)
Mnie się okładka całkiem podoba :) Może kiedyś dasz się przekonać do tej książki, ale oczywiście nic na siłę :)
UsuńNie wiem, dlaczego omijałam szerokim łukiem te pozycję! Fantastyka jest dla mnie strawna, jeśli wzbogacona elementami legend, zwłaszcza z rodzimego podwórka. Myślę, że warto się skusić, a nuż mi się spodoba?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Myślę, że jest duża szansa, że Ci się spodoba. Czasami jakaś książka wydaje się nieciekawa, a później okazuje się, że to bardzo wartościowa lektura :)
UsuńSłyszałam już o tej książce różne opinie i przyznaję, że jestem zaintrygowana, ale.. no właśnie. Nie wiem czemu mam jakiś dziwny wstręt do polskiej literatury. Może dlatego, że za każdym razem, gdy coś polskiego zrecenzuję, od razu na blogu pojawia się tłum znajomych pisarza/pisarki i (nie daj Boże, jak napiszesz negatywną recenzję) zaczynają pouczanie -.- Tak, chyba dlatego omijam polską literaturę szerokim łukiem ;]
OdpowiedzUsuńMamy wiele świetnych książek i rozumiem, że zniechęcają Cię autorzy, którzy źle reagują na krytykę i czują się w obowiązku bronić swojego dzieła za wszelką cenę, ale warto się przełamać. Przez ponad półtora roku prowadzenia bloga zdarzyły mi się tylko dwie nieprzyjemne wymiany komentarzy bądź maili, więc na szczęście nie każdy pisarz ma zwyczaj polemizowania z blogerem. Pozdrawiam :)
UsuńNie do końca mogę się do niej przekonać, z jednej strony nie lubię skreślać książek, nawet do nich nie zerknąwszy, a z drugiej jakoś tego nie widzę, ale jak sama wpadnie w moje ręce to dam jej szanse :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie wszystkie książki mogą się podobać, ale jakby kiedyś nadarzyła się sposobność do przeczytania to polecam :)
UsuńJa w sumie długo myślałam, że fantastyki nie lubię, dopóki nie zaczęłam jej czytać :) z chęcią sięgnęłabym po tę pozycję
OdpowiedzUsuńMnie się podobają nieliczne książki z kategorii fantastyka, ale może ciągle czytałam ich zbyt mało, żeby wyzbyć się uprzedzeń :)
Usuńksiążkę od jakiegoś czasu mam na mojej "liście życzeń", więc pewnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńŻulczyk zachwycił mnie Instytutem. Dzięki niej mam ochotę na kolejne książki tego autora :)
OdpowiedzUsuń"Zmorojewo" to mój pierwszy kontakt z twórczością Żulczyka, ale na pewno nie ostatni. Rozejrzę się też za "Instytutem" :)
UsuńLubię czytać fantastykę, a ta książka wydaje się być ciekawa, jej klimat jest mi bliski. Zapiszę sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńKomentarz kasuję, bo nie odnosi się do opublikowanej recenzji, a jedynie zaśmieca spamem bloga.
UsuńKsiążkę kupiłam sobie ostatnio w Polsce i na pewno przeczytam, bo to dokładnie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńTo czekam na recenzję, jestem ciekawa czy będzie Ci się podobać :)
UsuńJa już fascynację fantastyką mam za sobą. Teraz unikam tego gatunku, więc i tym razem spasuję. Nie czuję się szczególnie zachęcona. :) I nie ukrywam, że uprzedzenie do polskich autorów współczesnych też robi swoje w tym wypadku. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMnie jakoś do fantastyki nigdy nie ciągnęło, chyba że to wątek nadnaturalny w horrorze, wtedy nie wybrzydzam :)
UsuńZupełnie zapomniałam o tej książce a mam ją przecież u siebie na półce. Musze zatem w wolnej chwili do niej zajrzeć i zobaczyć, czy mi osobiście przypadnie ona do gustu, czy tez nie.
OdpowiedzUsuń