15 kwietnia 2012

Dom na wyrębach - Stefan Darda


Wydawnictwo: VIDEOGRAF II
Liczba stron: 288

O powieściach Stefana Dardy dowiedziałam się dzięki licznym blogowym recenzjom, w których miłośnicy literatury grozy chwalili jego twórczość. Zachęcona tyloma pozytywnymi opiniami z niecierpliwością czekałam na moment, w którym będę mogła zanurzyć się w świat wykreowany przez Dardę. Wybór na padł na Dom na wyrębach, który według opisu na okładce utrzymany jest w klimacie prozy Stephena Kinga. Nie potrzebując lepszej rekomendacji z ochotą zabrałam się za lekturę, licząc na naprawdę mocną i trzymającą w napięciu historię. 

Czterdziestoletni Marek Leśniewski do niedawna był znudzonym i nieoczekującym już wiele od życia pracownikiem naukowym. Ciepła posadka na uczelni i wieloletnie małżeństwo zapewniało tak zwaną stabilizację, która z biegiem czasu zmieniła się w niepokojącą rutynę. Nieprzemyślany romans zburzył spokojne życie Leśniewskiego, zmuszając go nie tylko do zmiany stanu cywilnego, ale także wyprowadzki z wygodnego apartamentu. Mężczyzna w ciągu paru dni stał się właścicielem domu z ogrodem w Wyrębach – miejscowości położonej niedaleko Lublina. Wioska nie należy jednak do spokojnych i urokliwych, o czym Leśniewski przekonuje się już w kilka dni po przybyciu. Nieprzeniknione mgły, gęste lasy, zaniedbany cmentarz, a przede wszystkim osobliwy sąsiad to tylko niektóre z „atrakcji”, czekających na nowego mieszkańca. 

Z przykrością muszę zaznaczyć już na wstępie, że książka Stefana Dardy nie spełniła moich oczekiwań. Dom na wyrębach nie jest powieść złą czy też nie wartą przeczytania, ale posiada kilka irytujących właściwości, które psuły przyjemność z lektury. Fabuła brzmi interesująco w opisie, ale niestety aż do połowy książki niemal żadne z obiecanych, budujących napięcie wydarzeń nie ma miejsca. Pierwszą część powieści wspominam, jako nudny i nic niewnoszący do historii ciąg czynności wykonywanych przez głównego bohatera, od czasu do czasu przeplatany wzmiankami o warunkach pogodowych w Wyrębach lub Lublinie. Zakładam, że autor chciał wytworzyć odpowiedni nastrój przed kolejnymi wypadkami, tzw. ciszę przed burzą, jednak mnie ten dość obszerny fragment powieści po prostu znużył. Całe szczęście, że później akcja nabiera tempa i wreszcie coś zaczyna się dziać. Kiedy tylko pisarz zdecydował się na postraszenie Leśniewskiego to automatycznie i ja poczułam lekki niepokój, i przestałam myśleć o ilości stron dzielących mnie od zakończenia. Przyznam, że z niejakim zaskoczeniem czytałam o kolejnych niesamowitych przygodach głównego bohatera. Opuszczony dom w sercu leśnej głuszy lub prawie wymarłej wioski nie jest niczym nowym w literaturze grozy. Niemniej Derdzie udało się stworzyć intrygujące fragmenty w oparciu o ten nieco już wyczerpany motyw. Dużym plusem jest to, że autor nawiązuje w książce do słowiańskich podań i legend, dotyczących pewnej istoty. Dawno nie spotkałam jej w żadnej powieści, więc z zadowoleniem przyjęłam takie wytłumaczenie.

Dom na Wyrębach nie obfituje w wielość różnorodnych bohaterów.  Postać Marka Leśniewskiego nie wyróżnia się niczym specjalnym. Ot, zwyczajny mężczyzna w średnim wieku, który układa sobie życie po rozwodzie i ma nadzieję, że przeprowadzka na wieś okaże się pozytywną zmianą. Ciekawszym bohaterem jest z pewnością tajemniczy sąsiad – Jaszczuk, o którym we wsi krążą niepokojące plotki. Nie chcę zdradzić zbyt wiele na jego temat, ale to dzięki tej postaci nie porzuciłam lektury po kilkudziesięciu pierwszych stronach. Derda stopniowo i umiejętnie wprowadza kolejne informacje na temat Jaszczuka, dzięki czemu przez całą powieść pozostaje zagadkową postacią. Inne osoby raczej nie wnoszą nic ważnego do historii i właściwie książka nie ucierpiałaby z powodu ich braku. 

Ustosunkowanie się do użytego w powieści języka sprawiło mi nie lada problem. Męcząca pierwsza części Domu na wyrębach napisana została w stylu, przypominającym sprawozdanie lub raport z wyprawy. Czytelnik dowiaduje się, że Leśniewski kupuje materiały budowlane, każdego dnia wypija kilka piw, odbywa nieciekawe spotkania z przyjacielem z Lublina i zastanawia się, czemu sąsiad nie daje znaków życia. Od czasu do czasu pojawia się wzmianka o niepokojących odgłosach lub odczuciach, ale to kropla w morzu rozwlekłego opisu codzienności Leśniewskiego. Ponadto autor w większości używa tych samych sformułowań lub poszczególnych słów, naprawdę przydałaby się większa różnorodność. W dalszej części książki styl pozostaje w zasadzie ten sam, jednak akcja zdecydowanie przyspiesza, a przytoczone opisy zostają zastąpione przez upiorne i niewytłumaczalne zdarzenia. Kiedy losy bohatera zaintrygowały mnie na tyle, by z uwagą śledzić jego dalsze poczynania, warstwa językowa powieści nie wydawała mi się już tak denerwująca. Z perspektywy zakończenia można odnaleźć wytłumaczenie dla takiego reporterskiego stylu, jednak nie jestem w stanie ocenić czy język to zamierzona stylizacja czy po prostu „tak wyszło”. Jakkolwiek by nie było, nudne raporty z zajęć bohatera porządnie mnie wymęczyły. 

Recenzowana książka to literacki debiut Stefana Dardy, więc daleka jestem od wysnuwania wniosków na temat całej twórczości tego pisarza. Sam pomysł na fabułę jest godny uwagi, a wytworzenie odpowiedniego dla horrorów klimatu dość udane – kluczowe wydarzenia intrygują i wywołują przyspieszenie pulsu w trakcie lektury. Za bardzo dobry pomysł uważam wykorzystanie ludowych wierzeń. Niestety zabrakło lepszej charakterystyki bohaterów, bo opis wykonywanych czynności nijak ma się do portretów psychologicznych, a także większej staranności językowej.

Ocena: 3 / 6