Krótki zarys fabuły brzmi spójnie i dość przewidywalnie, ale zapewniam, że Króliczek nie jest typową opowieścią o zahukanej dziewczynie, która przechodzi metamorfozę pod wpływem nowego towarzystwa. Historia nakreślona przez Monę Awad jest dziwna, nawet bardzo dziwna. To wrażenie osobliwości, nierealności wydarzeń i jakiegoś artystycznego zamysłu, którego najwyraźniej do końca nie rozumiem, towarzyszyło mi w zasadzie przez całą lekturę. Pierwsza część powieści jest najbardziej zakotwiczona w tradycyjnej narracji i ciągu przyczynowo-skutkowym. Poznajemy protagonistkę, jej problemy z adaptacją na uczelni Warren (czyli królikarni, osobliwa gra słów), dowiadujemy się o blokadzie twórczej, a także kontaktach z jedyną przyjaciółką o imieniu Ava. Później jednak opisane wydarzenia skręcają w kierunku absurdu, groteski, surrealistycznych przedstawień mogących zarówno być produktem narkotycznej wizji, sposobem na pokazanie zaburzeń psychicznych bohaterki, jak i metaforą zrozumiałą tylko dla wybranych.
Dzieje się tu mnóstwo strasznych rzeczy, ale momentami Króliczek jest dziełem przegadanym i nużącym. Chwilami kwestionowałam prawie wszystko, o czym czytam, a innym razem wskakiwałam w te odmęty absurdu, dając się ponieść akcji. Autorka zadbała o to, by pojawiły się fragmenty mroczne, przerażające, podważające rzeczywistość. Zakończenie też pokazuje, że nie wiadomo, co jest prawdą i nie ma jednoznacznego przepisu na odczytanie tej książki, a przynajmniej ja go nie znalazłam. Najbardziej przemówiły do mnie fragmenty, w których autorka zdaje się wyśmiewać pseudointelektualizm panujący na uczelniach takich jak Warren. Wprawdzie nie studiowałam artystycznego kierunku, ale miałam zajęcia z literaturoznawstwa i faktycznie spotkałam egzaltowane profesorki, sprawiające wrażenie jakby nie stąpały po ziemi i nie oddychały tym samym powietrzem, co zwykli śmiertelnicy. Tak samo zachowuje się prowadząca powieściowe warsztaty, więc dyskusje o tym, co każda studentka przygotowała do odczytania, jak bardzo nad tym pracowała, jak uruchomiła ciało, żeby wznieść się na wyżyny swoich możliwości, uważam za najciekawsze.
Króliczek nie jest typem powieści, który ze mną rezonuje. Tym razem dzieło Mony Awad do mnie raczej nie trafiło, ale mimo wszystko jest to inny rodzaj „niepodobania się” niż rozczarowanie, o którym zazwyczaj wspominam w kontekście nieudanych kryminałów czy thrillerów. Tym razem nie mogę wskazać szczegółowych zastrzeżeń, po prostu nie jestem miłośniczką tak niejednoznacznych i surrealistycznych powieści, dlatego zachwytu nie było. Jednak nie żałuję lektury, na pewno wyszłam z czytelniczej strefy komfortu, poznając coś zupełnie innego niż książki, po które sięgam zazwyczaj. Doceniam też to, że powieść zachęciła mnie to szukania różnych interpretacji, zastanowienia się w jakim kluczu ją odebrałam i co mogę z niej wyciągnąć dla siebie. Nie polecam ani nie odradzam lektury, sami musicie zdecydować. Jeśli chodzi o mnie to czekam na kolejną książkę autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz