Tytułowa kobieta w oknie to Anna Fox, która od dziesięciu miesięcy nie wychodzi z domu. Bohaterka cierpi na agorafobię spowodowaną pewnym traumatycznym wydarzeniem. Niegdyś wzięta lekarka stała się teraz cieniem samej siebie. Snuje się po ogromnym domu, spędzając dzień na oglądaniu starych filmów lub podglądaniu sąsiadów i dokumentowaniu ich życia za pomocą aparatu fotograficznego. Na dodatek Anna nadużywa alkoholu oraz silnych środków na receptę. Pewnego dnia przez kuchenne okno dostrzega mrożącą krew w żyłach scenę. W domu naprzeciwko ktoś właśnie zamordował kobietę. Anna rozpoznaje, że ofiarą jest jej nowa sąsiadka Jane Russell, więc natychmiast wzywa pomoc. Okazuje się jednak, że policja sceptycznie podchodzi do rewelacji opowiedzianych przez Annę. Czy bohaterce przywidziało się morderstwo, czy naprawdę jej sąsiadka nie żyje?
Kilka lat temu ta powieść niemalże wyskakiwała z lodówki promowana jako doskonały thriller, więc oczywiście nie mogłam odmówić sobie zakupu. Odleżała swoje i w końcu wzięłam się za czytanie przekonana, że czeka mnie pasjonująca lektura. Niestety myliłam się, ponieważ Kobieta w oknie to stosunkowo nużąca książka, której dokończenie było dla mnie wyzwaniem. Główne zarzuty w kierunku tej historii mogłabym zamknąć w dwóch słowach – „nuda” i „dłużyzny”, ponieważ przez bardzo długi czas nic się nie dzieje. Anna pije na umór, dzwoni do męża, z którym pozostaje w separacji, podgląda sąsiadów, włącza stare filmy albo gra w szachy online, bierze leki i kładzie się spać. Następnego dnia to samo. Schemat powtarza się do momentu, w którym bohaterka widzi zabójstwo sąsiadki, ale nawet później akcja jest niepotrzebnie przeciągnięta przez niewiele wnoszące do historii opisy stanów psychicznych bohaterki oraz jej destrukcyjnego stylu życia. Uważam, że nie trzeba ciągle powtarzać tego samego, żeby czytelnik zapamiętał jak funkcjonuje Anna i zrozumiał, dlaczego jej relacja nie jest wiarygodna dla policji.
Mam też zastrzeżenia do wątku agorafobii, który został potraktowany po macoszemu. Moim zdaniem pojawia się tylko po to, by usprawiedliwić, dlaczego protagonistka w pewnych sytuacjach nie postępuje logicznie. Szkoda, bo przez to temat został spłycony, a mam wrażenie, że agorafobia komplikuje w zasadzie każdy aspekt życia osoby nią dotkniętej. Niewychodzenie z domu oznacza, że ktoś nie jest w stanie zrobić zakupów, chodzić do pracy, spotkać się z przyjaciółmi, otrzymać pomoc lekarską w razie potrzeby itd. Natomiast w powieści te aspekty zostały ograniczone do stwierdzenia, że Anna robi zakupy online, fizjoterapeutka przychodzi do jej domu, a kwestia sytuacji finansowej w ogóle nie została podjęta. Można oczywiście przyjąć, że to ma być thriller, a nie obyczajówka, więc nie trzeba wszystkiego szczegółowo opisywać i zgodziłabym się z tym, gdyby akcja nie była tak rozwleczona. Autor co chwile wtrąca te same informacje, więc zamiast kolejny raz przedstawiać harmonogram dnia bohaterki, mógłby skupić się na dokładniejszym odmalowaniu realiów zmagania się z agorafobią.
Intryga nie należy do specjalnie odkrywczych. Być może zbyt wiele thrillerów już czytałam, żeby pomysł autora mnie zachwycił. W każdym razie jeden znaczący zwrot akcji przewidziałam dość szybko, drugi pojawia się w zakończeniu i jest dość zaskakujący, ale też mało wiarygodny. Biorąc pod uwagę zawód Anny trudno uwierzyć, że nie rozpoznała sygnałów alarmowych i niczego nie podejrzewała aż do samego finału. Na domiar złego irytował mnie styl w jakim ta książka została napisana, ponieważ autor ciągle podkreśla bezradność i bezbronność bohaterki. Tragedia Anny budzi współczucie, ale jej zachowanie już niekoniecznie, więc wielokrotnie miałam ochotę potrząsnąć kobietą, nakazując jej odstawić wino chociaż na jeden wieczór, odłożyć otępiające leki i dopiero wtedy, na trzeźwo, pomyśleć o wszystkich wydarzeniach. Niestety nie miałam takiej możliwości, więc ciągle czytałam o tym, że nie pamięta gdzie położyła telefon, jak znalazła się w łóżku, nie wie ile leków już połknęła. Ponadto wszystko wokół niej wiruje, zamazuje się, traci ostrość, kiedy kobieta kilkukrotnie traci przytomność. Pozwolę sobie zacytować fragment ze strony 155, który dość dobrze reprezentuje to, co przed chwilą opisałam: „Beczę, rzężę, podnoszę głowę z poduszki, napinam szyję, oddycham płytko, przez usta. Czuję jak kurczą się moje płuca i jednocześnie najeżam się - niby skąd on może wiedzieć, co mi jest? Czy kiedykolwiek miałam od czynienia z gliną? Chyba tylko przy okazji płacenia mandatu. Światło zaczyna lekko pulsować, jest jak wyszarpany pazurami na moim polu widzenia wzór w tygrysie paski. (…) w pewnej chwili odprężam się i czuję, że moja pierś się napina, a moje spojrzenie wyostrza”.
Na dłużą metę taki język i sposób przedstawiania bodźców docierających do protagonistki był dla mnie szalenie denerwujący. Nawet najbardziej błahe zdarzenie jest opisane w ten sposób, czyli z wieloma szczegółami dotyczącymi nie tylko przemyśleń Anny, ale też reakcji jej ciała oraz umysłu narażonego na dodatkowe stresy przy każdym odstępstwie od codziennej rutyny. Nie zachwyciły mnie też liczne nawiązania do klasyków kina, ponieważ pojawiają się zbyt często. Coś, co mogłoby być fajnym dodatkiem i wyróżnikiem powieści stało się nieprzyjemnym wtrętem dodatkowo wydłużającym wolno toczącą się akcję. Kobieta w oknie to thriller zupełnie nie w moim guście i jedyny pożytek z lektury jest taki, że zabrałam się za książkę od lat zalegającą mi na półce.
Ocena: 2.5 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz