Kiedyś literatura faktu mogła dla mnie nie istnieć, dziś mam całą listę reportaży, esejów i pamiętników, które chciałabym poznać. Nie jest jednak tak, że wszystkie te książki mogę czytać jedna po drugiej. Zazwyczaj bowiem dotykają tematów trudnych, wyczerpujących emocjonalnie, więc potrzebuję czasu, by się z nimi zmierzyć. Tak było też z Głuszą Anny Goc, po którą chciałam sięgnąć od momentu premiery. Udało mi się to dopiero teraz, ale książkę polecam bez najmniejszego wahania. Nieważne czy jesteście słyszący czy Głusi, czy mieliście kiedyś kontakt z kimś, kto używał języka migowego, czy też jest to dla was widok znany jedynie z telewizji. Uważam, że każdy powinien poszerzyć swoją wiedzę na temat życia osób Głuchych i barier z jakimi na co dzień muszą się mierzyć.
Autorka bardzo dużo miejsca poświęca kwestiom językowym, tłumacząc, dlaczego nie wszyscy Głusi potrafią czytać z ruchu warg, jak skomplikowane jest wkroczenie do świata słyszących, zwłaszcza jeśli trafi się na osoby obojętne lub wrogo nastawione, a także na czym polega problem z nauką w szkołach dla Głuchych. Ze wstydem przyznaję, że wcześniej nie miałam pojęcia jak uciążliwe, a nawet upokarzające jest dla wielu wymaganie, by to Głusi dostosowali się do słyszących. Zaczyna się właśnie od języka i zmuszania do tego, by ludzie byli „wyrehabilitowani”, czyli „pięknie” mówili oraz byli w stanie czytać z ruchu warg. Rozmówcy Anny Goc tłumaczą, dlatego to nie jest osiągalne dla wszystkich, wskazując też, że w wielu szkołach ta nauka przebiegała w sposób przemocowy i bez indywidualnego podejścia. Wprawdzie większość najbardziej przerażających opowieści dotyczy starszych osób wspominających swoje początki w szkołach dla Głuchych, ale to nie oznacza, że obecnie nie ma żadnych problemów czy nadużyć. W książce pojawia się też temat różnic pomiędzy PJM, czyli Polskim Językiem Migowym, będącym często głównym językiem w jakim porozumiewają się Głusi oraz SJM – Systemem Językowo-Migowym, który jest sztucznym tworem stworzonym po to, by słyszącym łatwiej było się komunikować z Głuchymi. Napięcia związane z różnicami pomiędzy nimi oraz konsekwencje nacisków wielu szkół, by używać tylko SJM, zostały w tej publikacji bardzo dobrze opisane.
Czytałam, że Głusza jest krytykowana za to, że w publikacji skupiono się głównie na negatywach, tzn. opisie problemów, nadużyć, patologii i braku systemowych rozwiązań sprawiających, że Głusi są bardzo narażeni na wykluczeni społeczne. Faktycznie tych elementów jest dużo, bo książka została zdominowana przez tematy takie jakie brak tłumaczy, którzy pomogliby komunikować się chociażby ze słyszącymi lekarzami czy urzędnikami, ogromny problem w przekazywaniu informacji w trakcie pandemii oraz brak edukacji słyszących, którzy często zupełnie nie rozumieją świata Głuchych. Z mojej perspektywy nie jest to wada publikacji, bo wychodzę z założenia, że w pierwszej kolejności trzeba rozwiązać właśnie te palące problemy i bez nagłośnienia ich nie może się obejść. Jednak rozumiem też zarzuty, że rzeczywistość Głuchych została sprowadzona głównie do szarej codzienności oraz wyniszczającej walki o załatwienie najprostszych spraw.
Pod koniec książki autorka zmienia nieco ton, kiedy pisze o konferencji we Francji oraz tak zwanych miasteczkach Głuchych, które miała okazję odwiedzić za granicą. To są bardzo ciekawe wstawki, ale zdecydowanie zbyt mało obszerne. Pojawiają się tylko jako takie przebłyski innej rzeczywistości, w której to słyszący są mniejszością, a Głusi mogą swobodnie rozmawiać między sobą bez obaw, że zostaną niezrozumiani. Odnoszę wrażenie, że reportaże z tej serii są właśnie za krótkie, a ich autorzy nie eksplorują tematu do końca. W przypadku Głuszy też tak uważam. To jest świetny start i zdecydowanie polecam sięgnąć po publikację Anny Goc, ale teraz przydałyby się kolejne książki, dzięki którym Głusi zostaną zauważeni.
Ocena: 4.5 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz