Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 656
Pierwsze wydanie: 2013
Polska premiera: 2013
W specjalnym, poświęconym twórczości Stephena Kinga, numerze magazynu Książki
pojawił się ranking dzieł mistrza grozy. Łukasz Orbitowski przygotował
subiektywną listę najlepszych i najgorszych powieści Kinga wraz z
krótkim komentarzem do każdego tytułu. Na niechlubnym, ostatnim miejscu
tegoż spisu znalazł się Doktor Sen, ponieważ zdaniem polskiego
pisarza: „Nie od dziś wiadomo, że King nie lubi własnych fanów. Pisząc
tę powieść, dał temu wyraz.” Nie mam pojęcia czy rzeczywiście autor
moich ulubionych literackich horrorów nie przepada za czytelnikami, ale
niestety muszę zgodzić się z Orbitowskim, bo kontynuacja Lśnienia
plasuje się na ostatniej pozycji również w moim rankingu twórczości
Kinga. Wprawdzie znam dopiero ułamek jego utworów, ale to żadne
pocieszenie, ponieważ po raz pierwszy jestem po prostu rozczarowana i
zawiedziona powieścią mistrza. Jak dotąd za najmniej udaną książkę
uważałam Blaze, choć i tak znalazłam w tej historii parę plusów i nie nazwałabym jej słabą czy niewartą lektury. Natomiast Doktor Sen nie umywa się do genialnego Lśnienia i dla mnie lepiej byłoby, gdyby autor nigdy nie wpadł na pomysł napisania drugiej części.
Jeśli
znacie historię hotelu Panorama i pamiętacie jak skończył ostatni
dozorca tego luksusowego przybytku, wiecie, że życie nie rozpieszczało
Dana Torrance’a. Jako dziecko, widział rzeczy, których żaden pięciolatek
nie powinien sobie nawet wyobrażać, a potem doświadczył ogromnej
tragedii, przez co musiał zmierzyć się z przytłaczającym bólem i
cierpieniem. Wydarzenia opisane w Lśnieniu ukształtowały głównego
bohatera, odciskając piętno na jego psychice i popychając w kierunku
alkoholowego nałogu. W dorosłym Danie z trudem można rozpoznać
rezolutnego, ciekawskiego, ale obdarzonego niebezpiecznym darem
Danny’ego, który prześcigał rówieśników pod względem intelektualnym i
emocjonalnym. Kiedy mężczyzna decyduje się zamieszkać w małym miasteczku
w New Hampshire, wydaje się, że wreszcie wyjdzie na prostą. W końcu
zdobywa stałą pracę, przestaje pić, znajduje przyjaciół, ale to nie
uchroni go od zła, bo od demonów przeszłości nie można tak po prostu
uciec. Tym razem Dan stoczy walkę z grupą śmiertelnie niebezpiecznych
istot nazywających siebie Prawdziwym Węzłem, by obronić pewną niezwykle
silnie „jaśniejącą” dziewczynkę.
Wielu
czytelników utworów Kinga zarzuca pisarzowi skłonność do przegadywania
swoich historii i nadmiernej koncentracji na mniej istotnych wątkach.
Dotąd puszczałam takie uwagi mimo uszu, tłumacząc sobie, że przecież
taki jest styl mistrza, a gawędziarstwem buduje odpowiednią atmosferę i
przybliża odbiorcom charaktery swoich bohaterów. Po lekturze Doktora Sen
po raz pierwszy zwątpiłam w słuszność tych wyjaśnień, bo sama poczułam,
iż autor przekroczył cienką granicę pomiędzy uroczym gadulstwem, a
irytującym przynudzaniem. Z wielką przykrością stwierdzam, że w tej
historii w miarę ciekawie zaczyna robić się dopiero w połowie książki,
mimo że kilkadziesiąt pierwszych stron jest dość obiecujących, ponieważ
odnoszą się bezpośrednio do zakończenia Lśnienia. Autor podjął
opowieść niemal tam gdzie przerwał przed laty, pokazując czytelnikowi w
jaki sposób mały Danny zachowywał się po opuszczeniu Panoramy. Niestety
dość szybko przeszedł do portretowania dorosłego bohatera, poświęcając
mnóstwo miejsca na zilustrowanie jego upadku zarówno moralnego, jak i
fizycznego. Dan stał się kopią swego ojca-alkoholika, stoczył się na
samo dno, obierając drogę, z której bardzo trudno zawrócić. Oczywiście
jest to istotny kontekst, ale mam wrażenie, że cały proces mógłby zostać
opisany bardziej zwięźle, bo przecież do najważniejszych wydarzeń
dochodzi, gdy Dan osiąga pewną równowagę i nabiera wiary w to, że może
wieść zwyczajne życie.
Również
wątki dotyczące innych bohaterów zawiązują się stanowczo zbyt długo.
Charakterystyka Prawdziwego Węzła jest ciekawa, ale nadmierna
koncentracja na poszczególnych postaciach niepotrzebnie rozciągnęła
fabułę. Przegadane zostały także fragmenty poświęcony Abrze Stone. King
uparł się na to, by dokładnie opisać zdolności dziewczynki, dlatego
czytelnik musi śledzić jej losy od momentu narodzin aż do osiągnięcia
wczesnego wieku nastoletniego, kiedy to rozgrywają się najważniejsze
wydarzenia. Znów nie są to informacje niezbędne dla fabuły, bo i bez
nich odbiorca szybko zorientuje się, że Abra nie jest zwyczajnym
dzieckiem. Doktor Sen sprawia wrażenie zbyt obszernej powieści,
zawierającej nieistotne szczegóły, przez co dynamika akcji w zasadzie
nie istnieje. Wspomniałam, że emocje pojawiają się mniej więcej w
połowie historii, ale to nie są te intensywne odczucia, do których
przyzwyczaiły mnie dzieła Króla. Z obojętnością czytałam o zmaganiach
bohaterów, ożywiając się tylko w paru momentach i to uważam za
największą wadę tej opowieści.
Bardzo żałuję też, że tym razem pisarz nie zadbał o odpowiednią dawkę grozy. W Lśnieniu
każdy rozdział pełen jest elementów budzących niepokój, natomiast w
kontynuacji nie ma mowy o stopniowym, lecz konsekwentnym budowaniu
atmosfery zagrożenia. Członkowie Prawdziwego Węzła są niebezpieczni, bo
dokonują barbarzyńskich praktyk zapewniających im energię i siłę, ale
opisy ich poczynań są nieco suche, jakby autorowi zabrakło fantazji i
tej typowej dla niego iskry, pobudzającej wyobraźnię czytelników do
pracy na najwyższych obrotach. King skupił się na temacie telepatii,
pokazując jak dwie osoby obdarzone „jasnością” mogą komunikować się ze
sobą i współpracować bez pomocy słów. Walka pomiędzy postaciami odbywa
się głównie w ich umysłach, co na dłuższą metę jest dość nużące. Po
czasie byłam zmęczona tymi wszelkimi metaforami w stylu wewnętrznych
strażników, alarmów, wojowniczek i innego ustrojstwa wykorzystywanego
przez umysły bohaterów. Muszę też przyznać, że momentami przeciwnicy
Dana i Abry wydawali mi się groteskowi, jakby sztuczni i przesadzeni, a
tym samym nie tak przerażający jak sugeruje główny bohater.
Zastrzeżenia
mam także do finału powieści. Jak dla mnie zakończenie jest zbyt
optymistyczne, cukierkowe wręcz, niepasujące do twórczości Stephena
Kinga. Nie podoba mi się także wymyślone pokrewieństwo pomiędzy dwoma
postaciami. Zupełnie nie przekonuje mnie to rozwiązanie i wolałabym,
żeby bohaterowie byli dla siebie obcymi ludźmi. Doktor Sen okazał
się dużym rozczarowaniem, chociaż nie wszystko jest w tym tytule
nieudane. Na pochwałę zasługuje bardzo rzeczowa, wnikliwa i ciekawie
poprowadzona charakterystyka osoby walczącej z alkoholizmem. Myślę, że
nie bez znaczenia są tu doświadczenia samego pisarza, ale naprawdę
jestem pod wrażeniem tego jak King opisał wychodzenie z nałogu. Dzięki
książce dowiedziałam się jak działają grupy Anonimowych Alkoholików,
zrozumiałam dlaczego niepijący człowiek w każdej chwili może złamać
swoje postanowienie oraz przekonałam się, że wsparcie ludzi zmagających
się z takim samym problemem może zdziałać cuda. Żałuję, że inne wątki
nie są tak udane jak ten. W moich oczach autor nie poradził sobie z
ciężarem Lśnienia i lepiej byłoby, gdyby losy Danny’ego Torrance’a na zawsze zostały niedopowiedziane.
* Cytat zaczerpnięty z: Ł. Orbitowski, Strasznego Stefana dzieła wszystkie, [w:] Książki, lipiec 2016, s. 11.
Ocena: 3 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Z półki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz