1 sierpnia 2016

Doktor Sen - Stephen King


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 656
Pierwsze wydanie: 2013
Polska premiera: 2013

W specjalnym, poświęconym twórczości Stephena Kinga, numerze magazynu Książki pojawił się ranking dzieł mistrza grozy. Łukasz Orbitowski przygotował subiektywną listę najlepszych i najgorszych powieści Kinga wraz z krótkim komentarzem do każdego tytułu. Na niechlubnym, ostatnim miejscu tegoż spisu znalazł się Doktor Sen, ponieważ zdaniem polskiego pisarza: „Nie od dziś wiadomo, że King nie lubi własnych fanów. Pisząc tę powieść, dał temu wyraz.” Nie mam pojęcia czy rzeczywiście autor moich ulubionych literackich horrorów nie przepada za czytelnikami, ale niestety muszę zgodzić się z Orbitowskim, bo kontynuacja Lśnienia plasuje się na ostatniej pozycji również w moim rankingu twórczości Kinga. Wprawdzie znam dopiero ułamek jego utworów, ale to żadne pocieszenie, ponieważ po raz pierwszy jestem po prostu rozczarowana i zawiedziona powieścią mistrza. Jak dotąd za najmniej udaną książkę uważałam Blaze, choć i tak znalazłam w tej historii parę plusów i nie nazwałabym jej słabą czy niewartą lektury. Natomiast Doktor Sen nie umywa się do genialnego Lśnienia i dla mnie lepiej byłoby, gdyby autor nigdy nie wpadł na pomysł napisania drugiej części.



Jeśli znacie historię hotelu Panorama i pamiętacie jak skończył ostatni dozorca tego luksusowego przybytku, wiecie, że życie nie rozpieszczało Dana Torrance’a. Jako dziecko, widział rzeczy, których żaden pięciolatek nie powinien sobie nawet wyobrażać, a potem doświadczył ogromnej tragedii, przez co musiał zmierzyć się z przytłaczającym bólem i cierpieniem. Wydarzenia opisane w Lśnieniu ukształtowały głównego bohatera, odciskając piętno na jego psychice i popychając w kierunku alkoholowego nałogu. W dorosłym Danie z trudem można rozpoznać rezolutnego, ciekawskiego, ale obdarzonego niebezpiecznym darem Danny’ego, który prześcigał rówieśników pod względem intelektualnym i emocjonalnym. Kiedy mężczyzna decyduje się zamieszkać w małym miasteczku w New Hampshire, wydaje się, że wreszcie wyjdzie na prostą. W końcu zdobywa stałą pracę, przestaje pić, znajduje przyjaciół, ale to nie uchroni go od zła, bo od demonów przeszłości nie można tak po prostu uciec. Tym razem Dan stoczy walkę z grupą śmiertelnie niebezpiecznych istot nazywających siebie Prawdziwym Węzłem, by obronić pewną niezwykle silnie „jaśniejącą” dziewczynkę.

Wielu czytelników utworów Kinga zarzuca pisarzowi skłonność do przegadywania swoich historii i nadmiernej koncentracji na mniej istotnych wątkach. Dotąd puszczałam takie uwagi mimo uszu, tłumacząc sobie, że przecież taki jest styl mistrza, a gawędziarstwem buduje odpowiednią atmosferę i przybliża odbiorcom charaktery swoich bohaterów. Po lekturze Doktora Sen po raz pierwszy zwątpiłam w słuszność tych wyjaśnień, bo sama poczułam, iż autor przekroczył cienką granicę pomiędzy uroczym gadulstwem, a irytującym przynudzaniem. Z wielką przykrością stwierdzam, że w tej historii w miarę ciekawie zaczyna robić się dopiero w połowie książki, mimo że kilkadziesiąt pierwszych stron jest dość obiecujących, ponieważ odnoszą się bezpośrednio do zakończenia Lśnienia. Autor podjął opowieść niemal tam gdzie przerwał przed laty, pokazując czytelnikowi w jaki sposób mały Danny zachowywał się po opuszczeniu Panoramy. Niestety dość szybko przeszedł do portretowania dorosłego bohatera, poświęcając mnóstwo miejsca na zilustrowanie jego upadku zarówno moralnego, jak i fizycznego. Dan stał się kopią swego ojca-alkoholika, stoczył się na samo dno, obierając drogę, z której bardzo trudno zawrócić. Oczywiście jest to istotny kontekst, ale mam wrażenie, że cały proces mógłby zostać opisany bardziej zwięźle, bo przecież do najważniejszych wydarzeń dochodzi, gdy Dan osiąga pewną równowagę i nabiera wiary w to, że może wieść zwyczajne życie.

Również wątki dotyczące innych bohaterów zawiązują się stanowczo zbyt długo. Charakterystyka Prawdziwego Węzła jest ciekawa, ale nadmierna koncentracja na poszczególnych postaciach niepotrzebnie rozciągnęła fabułę. Przegadane zostały także fragmenty poświęcony Abrze Stone. King uparł się na to, by dokładnie opisać zdolności dziewczynki, dlatego czytelnik musi śledzić jej losy od momentu narodzin aż do osiągnięcia wczesnego wieku nastoletniego, kiedy to rozgrywają się najważniejsze wydarzenia. Znów nie są to informacje niezbędne dla fabuły, bo i bez nich odbiorca szybko zorientuje się, że Abra nie jest zwyczajnym dzieckiem. Doktor Sen sprawia wrażenie zbyt obszernej powieści, zawierającej nieistotne szczegóły, przez co dynamika akcji w zasadzie nie istnieje. Wspomniałam, że emocje pojawiają się mniej więcej w połowie historii, ale to nie są te intensywne odczucia, do których przyzwyczaiły mnie dzieła Króla. Z obojętnością czytałam o zmaganiach bohaterów, ożywiając się tylko w paru momentach i to uważam za największą wadę tej opowieści.

Bardzo żałuję też, że tym razem pisarz nie zadbał o odpowiednią dawkę grozy. W Lśnieniu każdy rozdział pełen jest elementów budzących niepokój, natomiast w kontynuacji nie ma mowy o stopniowym, lecz konsekwentnym budowaniu atmosfery zagrożenia. Członkowie Prawdziwego Węzła są niebezpieczni, bo dokonują barbarzyńskich praktyk zapewniających im energię i siłę, ale opisy ich poczynań są nieco suche, jakby autorowi zabrakło fantazji i tej typowej dla niego iskry, pobudzającej wyobraźnię czytelników do pracy na najwyższych obrotach. King skupił się na temacie telepatii, pokazując jak dwie osoby obdarzone „jasnością” mogą komunikować się ze sobą i współpracować bez pomocy słów. Walka pomiędzy postaciami odbywa się głównie w ich umysłach, co na dłuższą metę jest dość nużące. Po czasie byłam zmęczona tymi wszelkimi metaforami w stylu wewnętrznych strażników, alarmów, wojowniczek i innego ustrojstwa wykorzystywanego przez umysły bohaterów. Muszę też przyznać, że momentami przeciwnicy Dana i Abry wydawali mi się groteskowi, jakby sztuczni i przesadzeni, a tym samym nie tak przerażający jak sugeruje główny bohater.

Zastrzeżenia mam także do finału powieści. Jak dla mnie zakończenie jest zbyt optymistyczne, cukierkowe wręcz, niepasujące do twórczości Stephena Kinga. Nie podoba mi się także wymyślone pokrewieństwo pomiędzy dwoma postaciami. Zupełnie nie przekonuje mnie to rozwiązanie i wolałabym, żeby bohaterowie byli dla siebie obcymi ludźmi. Doktor Sen okazał się dużym rozczarowaniem, chociaż nie wszystko jest w tym tytule nieudane. Na pochwałę zasługuje bardzo rzeczowa, wnikliwa i ciekawie poprowadzona charakterystyka osoby walczącej z alkoholizmem. Myślę, że nie bez znaczenia są tu doświadczenia samego pisarza, ale naprawdę jestem pod wrażeniem tego jak King opisał wychodzenie z nałogu. Dzięki książce dowiedziałam się jak działają grupy Anonimowych Alkoholików, zrozumiałam dlaczego niepijący człowiek w każdej chwili może złamać swoje postanowienie oraz przekonałam się, że wsparcie ludzi zmagających się z takim samym problemem może zdziałać cuda. Żałuję, że inne wątki nie są tak udane jak ten. W moich oczach autor nie poradził sobie z ciężarem Lśnienia i lepiej byłoby, gdyby losy Danny’ego Torrance’a na zawsze zostały niedopowiedziane.
 

* Cytat zaczerpnięty z: Ł. Orbitowski, Strasznego Stefana dzieła wszystkie, [w:] Książki, lipiec 2016, s. 11.

Ocena: 3 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Z półki.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz