Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 512
Pierwsze wydanie: 1997
Polska premiera: 2006
Pisanie o szwedzkim autorze kryminałów i podkreślanie jego zaangażowania w sprawy społeczno-obyczajowe trąci banałem. Dzisiaj niemal każda skandynawska opowieść o morderstwie zawiera wątki łączące intrygę z jakąś ważną obserwacją odnoszącą się do współczesnych społeczeństw. Można odnaleźć krytykę upadku tradycyjnych wartości, ubolewanie nad rozluźnieniem więzi międzyludzkich, obawę o nieskuteczność systemu w walce z przestępcami, a także szereg innych tematów, mających skłonić czytelnika do refleksji i uzmysłowić na jakim świecie przyszło mu żyć. Jak więc pisać o twórczości Henninga Mankella, który w swoich kryminałach tak wiele miejsca poświęca na rozważania o zmieniającej się szwedzkiej rzeczywistości? Zacznę od wyznania, że do tej pory przeczytałam siedem książek poświęconych komisarzowi Kurtowi Wallanderowi i z czystym sumieniem stwierdzam, że wszystkie zapadają w pamięć. Nie mają nic wspólnego z ogranymi, wszędobylskimi motywami i naprawdę mówią coś istotnego o świecie. Dodam też, że siódma część cyklu została napisana 20 lat temu i wyraźnie czuć upływ czasu, co w tym przypadku uważam za ogromną zaletę. Dzisiejszy czytelnik ma szansę spojrzeć na obawy wyrażone w powieści z odpowiednim dystansem, dzięki czemu może ocenić czy Mankell miał rację, wieszcząc, iż prawo stanie się coraz mniej skuteczne, zbrodniarze okrutniejsi i zuchwalsi niż kiedykolwiek, a uczciwi policjanci zmęczeni walką o to, by stawianie granicy pomiędzy dobrem a złem wciąż miało sens.
Lato 1996 roku jest wyjątkowo ciepłe i bezwietrzne, ale Wallander nie potrafi się nim cieszyć. Doskwiera mu chroniczne zmęczenie, a także samotność oraz tęsknota za marzeniami, które jeszcze do niedawna wydawały się możliwe do spełnienia. Ale wszystko się rozwiało, przepadło i Kurt już wie, że niczego w swoim życiu nie zmieni. Możliwe, że poddałby się depresyjnemu nastrojowi, gdyby nie tragiczna wiadomość o śmierci kolegi z pracy. Policjant został znaleziony we własnym mieszkaniu i wszystko wskazuje na to, że padł ofiarą morderstwa. Ktoś strzelił do niego z bliskiej odległości, zdemolował też pomieszczenie, ale żaden z sąsiadów niczego podejrzanego nie słyszał. Wallander jest zszokowany brutalnością przestępstwa, na dodatek nie może pojąć jaki mógłby być motyw zabójcy. Wraz ze swoimi zespołem rzuca się w wir pracy. W końcu wpada na trop wiążący zmarłego ze sprawą rzekomego zaginięcia trojga młodych ludzi. Bohater zagłębia się w śledztwo, odkrywając kolejne warstwy, powiązania oraz sekrety swojego współpracownika. Jednak morderca wciąż jest nieuchwytny, wciąż o krok przed komisarzem.
Niedawno spotkałam się z opinią, że skandynawskie kryminały są hermetyczne ze względu na konteksty społeczne oraz liczne odniesienia czytelne głównie dla osób dobrze zaznajomionych z kulturą oraz historią danego regionu. Przyznaję, że jest w tym trochę racji, ale akurat O krok uważam za książkę przystępną również dla czytelników spoza ojczyzny jej autora. Wcale nie trzeba orientować się w sytuacji politycznej czy ekonomicznej panującej w Szwecji w połowie lat 90. XX wieku, żeby dostrzec pewne problemy i przekształcenia dotykające społeczeństwo, ponieważ zmiany nakreślone przez pisarza mają w większości uniwersalny charakter. Oczywiście pojawiają się też kwestie istotne głównie dla Szwedów, ale i one mogą być interesujące dla odbiorcy z zewnątrz. Odkąd pamiętam Wallander narzeka na rosnącą liczbę makabrycznych zdarzeń oraz upadek norm i obyczajów. W każdej części wspomina, że jeszcze kilkanaście lat temu zbrodnie popełnione z wyjątkowym okrucieństwem stanowiły margines kryminalnych spraw, a seryjnych morderców policjanci oglądali głównie w amerykańskich filmach. Jednak od tego czasu dużo się zmieniło i Szwecja nie jest już bezpiecznym krajem rządzonym przez godnych zaufania polityków.
Kiedy zaczynałam przygodę z twórczością Henninga Mankella drażniły mnie narzekania protagonisty. Irytowałam się ilekroć komisarz marudził, że praca policjanta zmienia się na niekorzyść, ponieważ jest coraz bardziej niebezpieczna oraz wyczerpująca psychicznie. Z czasem przyzwyczaiłam się do malkontenctwa Wallandera, akceptując tę jego ponurą, nieco gnuśną naturę. W tej części bohater skupiony jest na działaniu, dzięki czemu standardowe wątpliwości i rozmyślania postaci nie wybijają się na pierwszy plan, ale wciąż są wyraźnie obecne. Moim zdaniem Mankell wreszcie osiągnął idealne proporcje, ponieważ zadbał o w miarę dynamiczny rozwój akcji, nie zapominając przy tym o rozważaniach na temat zmieniającej się rzeczywistości. Intryga kryminalna wzbudza zainteresowanie od pierwszej strony, sprawiając, że nie tylko śledczy zastanawiają się, kto i w jakim celu zabił ich kolegę. Celowo nie zdradzam nazwiska ofiary, ale myślę, że, kiedy dowiecie się jakie tajemnice skrywała, będziecie równie zaskoczeni jak ja.
Rozwiązanie sprawy było dla mnie sporą niespodzianką. Nie przewidziałam powiązania między poszczególnymi wątkami i nie wytypowałam sprawcy, mimo że w trakcie lektury starałam się rozwiązać zagadkę. Po namyśle doszłam do wniosku, że w tym przypadku od tożsamości zbrodniarza ważniejsze są jego motywy. Oczywiście nie zdradzę, czym kierował się morderca, ale jestem przekonana, że jego sposób myślenia i postępowania to właśnie ten znak zmieniających się czasów. Niestety nie każde przestępstwo można logicznie wytłumaczyć i trzeba się z tym pogodzić. W powieści świetnie widać także postępujące wyobcowanie i osamotnienie, które nie dotyka już tylko Wallandera. Bohaterowie zamykają się na innych ludzi, pracują razem, ale nie wiedzą o sobie nic istotnego. Z książki Mankella wyłania się bardzo smutny obraz społeczeństwa, w którym niemal każdy obsesyjnie ceni swoją prywatność, odgradzając się od innych. W takim środowisku coraz trudniej znaleźć bratnią duszę gotową pomóc, gdy nad głową zgromadzą się czarne chmury.
Na tle wcześniejszych dzieł szwedzkiego pisarza O krok wypada bardzo dobrze. Jeśli mieliście już do czynienia z twórczością Mankella, zapewne wiecie, że w jego historiach akcja raczej nie przybiera szalonego tempa. Tak jest i tym razem, ale niech was to nie zniechęca, ponieważ w powieści nie ma miejsca na powolność, leniwy przebieg wydarzeń czy nudę. Komisarz jest nieustannie zajęty i razem ze swoim zespołem bada poszlaki, szuka tropów, przesłuchuje podejrzanych, gromadzi dane. Jeszcze nigdy nie odczuwałam u Wallandera takiego zaangażowania. Mężczyzna nie dosypia, nie dba o posiłki, zapomina o wizytach u lekarza, bo jego umysł zaprząta myśl o śledztwie i schwytaniu zabójcy. Naturalnie inni policjanci zachowują się podobnie, ale to Kurt kieruje zespołem, więc jego działania są najważniejsze.
Szkoda tylko, że na tym wizerunku skutecznego tropiciela oraz tytana pracy pojawiają się pęknięcia w momentach, gdy komisarz popełnia proste, denerwujące błędy. Rozumiem, że można zrzucić je na karb przemęczenia, ale i tak pozostają dla czytelnika drażniące. Nie pojmuję, po co bohaterowi komórka skoro nigdy nie ma jej pod ręką. Wallander niefrasobliwie zostawia telefon gdzie popadnie lub wyłącza go w najmniej odpowiednim momencie, a potem ma poważne problemy, kiedy pilnie musi skontaktować się z komendą. Zdziwiła mnie także scena, w której próbuje porozmawiać z poszukiwaną od jakiegoś czasu osobą, ale zabiera się do tego w nieodpowiedni sposób. Nie mogę zdradzić o co chodzi dokładnie, ale moje niezadowolenie bierze się z przypuszczenia, iż policjant z takim doświadczeniem powinien przewidzieć, że nie wszystko pójdzie gładko. Na szczęście nie pojawiają się żadne poważniejsze mankamenty, dlatego nie mam więcej zastrzeżeń do utworu Mankella. No, może poza uwagą, że nie obraziłabym się, gdybym tak często nie musiała czytać o oddawaniu moczu, odczuwaniu nadmiernego pragnienia i innych dolegliwościach komisarza.
O krok uważam za jedną z lepszych powieści w dorobku szwedzkiego autora. Zawiera intrygującą zagadkę kryminalną, jak zawsze bogate tło społeczne oraz rozbudowany portret głównego bohatera. Jestem też wdzięczna pisarzowi, że wreszcie rozwiązał sprawę związku policjanta z Bajbą Liepą, rozstrzygając czy ten, ciągnący się od kilku odsłon, niby romans będzie miał przyszłość, czy jednak nie. Po przeczytaniu tej części odnoszę wrażenie, że wreszcie nieco lepiej zrozumiałam Kurta Wallandera. Dostrzegam zasadność jego obaw, doceniam słabości czyniące go wiarygodną postaci i podziwiam za zdolność całkowitego poświęcenia się dochodzeniu. Gorąco polecam, dla miłośników skandynawskich kryminałów to lektura obowiązkowa.
Ocena: 5 / 6
Cykl z Kurtem Wallanderem:
1. Morderca bez twarzy
2. Psy z Rygi
3. Biała lwica
7. O krok
8. Zapora
9. Niespokojny człowiek
10. Nim nadejdzie mróz
11. Ręka: Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z półki, Czytam literaturę sprzed XXI wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz