Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 624
Podobno dobry pisarz nigdy nie porywa się na osadzenie stworzonej historii w miejscu, w którym nigdy nie był. Nie pamiętam już czy tę opinię gdzieś przeczytałam, czy może od kogoś usłyszałam, ale czasami w trakcie lektury to zdanie do mnie wraca. Zwłaszcza, gdy miejsce akcji jest tak świetnie scharakteryzowane, że sama mam wrażenie jakbym dobrze je znała. Zastanawiam się wówczas czy autor rzeczywiście spacerował opisanymi uliczkami, jadał w konkretnych restauracjach i chłonął atmosferę miejsca, czy też doskonały, wzbudzający emocje opis to zasługa wyłącznie jego bujnej wyobraźni. Jeżeli chodzi o Maksyma Kidruka, to sam przyznał, że odwiedził niemal każde miejsce, które odegrało znaczenie w jego historii. Przyznam, że to wyznanie zrobiło na mnie szczególne wrażenie, ponieważ Kidruk nie pisze o kawiarenkach, malowniczych uliczkach i słynnych zabytkach tylko o przerażających bezdrożach znajdujących się na pustyni Atakama w Chile oraz o doświadczeniu, jakie towarzyszy człowiekowi mającemu świadomość, że od najbliżej osady dzielą go setki kilometrów. Autor książki Bot postarał się, żeby czytelnik nawet przez chwilę nie wątpił, że główny wątek historii już wkrótce może stać się rzeczywistym problemem, co uważam za spore osiągnięcie pisarza, biorąc pod uwagę fakt, że powieść została zaklasyfikowana jako technothriller science-fiction.
Tradycyjnie przed przeczytaniem książki zignorowałam opis fabuły na okładce i zdecydowałam o tym, że chcę poznać dzieło Kidruka tylko na podstawie krótkiej, bardzo ogólnej charakterystyki całości. Wyobrażałam sobie, że Bot jest opowieścią o buncie superinteligentnych maszyn, które stopniowo chcą zawładnąć całym światem i w związku z tym przewidywałam, że akcja będzie rozgrywać się w różnych zakątkach globu. Okazało się, że miejscem akcji jest laboratorium usytuowane w samym sercu pustyni, a historia rozwija się nieco inaczej niż myślałam, ponieważ tytułowego bota raczej nie można nazwać jedynie maszyną lub robotem, ale mimo tego nie rozczarowałam się dziełem ukraińskiego pisarza. Głównym bohaterem jest wybitny programista Tymur Korszak, który pewnego dnia otrzymuje niezwykle kuszącą ofertę. Tajemniczy klient proponuje młodemu mężczyźnie astronomiczne wynagrodzenie w zamian za dwumiesięczną pracę przy projekcie związanym ze sztuczną inteligencją. Tymur nie do końca wie, na czym ma polegać jego zadanie, ale kontrakt opiewający na okrągłą sumkę zagłusza wszelkie wątpliwości i bohater decyduje się na kilkutygodniową delegację do Chile. Po przybyciu do tajnego laboratorium Korszak orientuje się, że sprawy znacząco wymknęły się naukowcom spod kontroli. Na dodatek jego pracodawca sprawia wrażenie niebezpiecznego fanatyka, który nikomu nie pozwoli wyjechać zanim sytuacja nie zostanie opanowana.
Książka Maksyma Kidruka zasługuje na uwagę z kilku powodów, ale moim zdaniem najważniejsze są dwie cechy, ponieważ to one sprawiły, że z przyjemnością poznawałam historię zamkniętą w tej powieści. Pierwszą jest otwartości na czytelników, którzy rzadko sięgają po tytuły zaliczane do gatunku science fiction. Autor nie stroni od zagadnień raczej obcych przeciętnemu odbiorcy, ale wszystko bardzo dokładnie tłumaczy, dzięki czemu nawet laik będzie w stanie bez problemu pojąć, czym jest nanotechnologia, co kryje się pod nazwą „Zbiór Mandelbrota” oraz jakimi cechami charakteryzują się fraktale. Pisarz ma szeroką wiedzę z wielu dziedzin. Widać, że żywo interesuje się fizyką, medycyną, taktyką wojskową, informatyką, a także psychologią. Nie jestem w stanie zweryfikować informacji i wyjaśnień zawartych w tej książce, ale Kidruk nie dał mi żadnego powodu bym wątpiła w jego przygotowanie lub w prawdziwość przytaczanych teorii. Nigdy wcześniej nie czytałam powieści zawierającej ilustracje opisywanych rodzajów broni lub zdjęcia miejsc, w których aktualnie rozgrywa się akcja. A tak właśnie jest w książce młodego ukraińskiego twórcy. Autor co jakiś czas raczy czytelnika pewnymi terminami lub teoriami naukowymi, ale natychmiast wszystko wyjaśnia i w miarę możliwość załącza jeszcze schematy, wzory i obrazki, pomagające przyswoić poszczególne zagadnienia. Wydaje mi się, że niektóre kwestie zostały wytłumaczone aż nazbyt szczegółowo, ale w ogólnym ujęciu tą drobiazgowość uważam za plus.
Drugą istotną zaletą powieści Bot jest wartka akcja, co przy takiej objętości uważam za spory sukces. Nie wszystkie fragmenty są tak samo zajmujące i zapewne bez niektórych historia mogłaby się obejść, ale w trakcie lektury cały czas czułam się zaciekawiona i zaintrygowana opisywanymi zdarzeniami, więc nawet nie wiem kiedy pochłonęłam ponad sześćset stron. Pochwała należy się Kidrukowi także za dostrzeżenie kilku niebezpieczeństw, jakie są związane z rozwojem współczesnej nauki i techniki. Ogrom nowych informacji, teorii, doświadczeń i badań sprawia, że dzisiaj człowiek raczej nie ma już szans na bycie ekspertem w wielu dziedzinach. Era samotnych wynalazców i geniuszy już się skończyła, ponieważ współcześnie ośrodki pracują w zespołach składających się z kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu osób, z których każda posiada specjalistyczną wiedzę dotyczącą konkretnej, ściśle wyselekcjonowanej dziedziny. Jeśli chcecie się dowiedzieć, dlaczego to stanowi zagrożenie i w ogóle, o jakiego rodzaju kłopotach jest mowa, koniecznie sięgnijcie po Bota.
Oczywiście bez minusów też się nie obyło i właśnie przyszła pora na wymienienie tego, co mi do gustu nie przypadło. Największe zastrzeżenia mam do specyficznego połączenia poważnych wydarzeń z fragmentami absurdalnymi i groteskowymi. Czasami nie rozumiałam tej nagłej zmiany i irytowała mnie skłonność do nadawania pewnym scenom żartobliwego wydźwięku, dlatego że ten specyficzny, czarny humor nie zawsze mi odpowiadał. Zniesmaczyła mnie zwłaszcza jedna scena. Kidruk w posłowiu stwierdził, że poświęca ją Quentinowi Tarantino i Chuckowi Palahniukowi, ale nie spodobało się mi przedstawione w tym fragmencie połączenie przemocy i erotyki, więc odwołanie do znanych nazwisk mojego nastawienia nie zmieniło. Ponadto przeszkadzało mi także uporczywe zdradzanie losu kolejnych bohaterów. Nie wiem, dlaczego autor zdecydował, że czytelnik koniecznie musi wiedzieć, że konkretnemu protagoniście nie dane będzie opuścić laboratorium lub bezpiecznie wrócić z tajnej misji, jeszcze zanim to wszystko się wydarzy. Nie lubię kiedy antycypacja dotyczy tak istotnej kwestii jak to czy bohater (nawet poboczny) zginie, czy też uda mu się dotrwać do końca historii. Niemniej biorąc pod uwagę całokształt, uważam, że warto poznać powieść Maksyma Kidruka, by razem z głównym bohaterem przenieść się na pustynię Atakama i stawić czoła nieznanemu dotąd zagrożeniu.
Ocena: 4,5 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz