15 września 2014

Lokator do wynajęcia - Iwona Banach


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 410

Na palcach jednej ręki mogę policzyć książki, które mnie rozbawiły. Nie przemawia do mnie humor zawarty w powieściach Chmielewskiej czy też w większości innych kryminałów na wesoło. Tytuły reklamowane jako historyjki lekkie i przyjemne, napisane po to, by czytelnik mógł sobie poprawić nastrój, śledząc perypetie zwariowanych bohaterów również częściej mnie irytują niż bawią. Po Lokatora do wynajęcia sięgnęłam z nadzieją na odprężającą, totalnie relaksującą historię, która będzie miłą odmianą po brutalnych opowieściach o seryjnych zabójcach. Niestety nic z tego nie wyszło, bo książka Iwony Banach zupełnie nie przypadła mi do gustu, mimo że początek nie zwiastował katastrofy. Od razu wyjawię, że jedyny plus, jaki dostrzegłam w tej powieści, to właśnie szybkie zawiązanie akcji. 

Wydawało mi się, że czytanie o przygodach dwudziestoczteroletniej Michaliny, która jako zawodowa lokatorka do wynajęcia przyjeżdża do niewielkiej górskiej wioski, by pod nieobecność właściciela doglądać ogromnej, nieco zniszczonej willi, zapewni mi po prostu kilka godzin rozrywki. Cała historia zaczyna się nie najgorzej, ponieważ autorka natychmiast wrzuca bohaterkę w wir wydarzeń, zmuszając ja do konfrontacji z dwiema ekscentrycznymi staruszkami oraz ich „uroczymi” psiakami a także do stawienia czoła ciekawskim sąsiadom, włamywaczom, fajtłapowatemu policjantowi, miejscowemu artyście i wielu innym przedziwnym postaciom. Na dodatek dziewczyna musi radzić sobie z serią zaskakujących i nietypowych sytuacji, takich jak pojawienie się niezidentyfikowanych wykopów w ogrodzie czy też latających kuchennych sprzętów. Jednak im dalej, tym dziwniej, bo coraz mniej zabawnie, a coraz bardziej irytująco.

Iwona Banach wymyśliła mnóstwo różnych „atrakcji”, którymi hojnie obdarowała swoją bohaterkę zapewne wierząc, że dzięki temu powieść będzie lekka, zabawna i przyjemna, ale niestety dla mnie była to lektura ogromnie męcząca. Najbardziej przeszkadzały mi sztuczne, wymuszone dialogi zdecydowanie dominujące nad opisami. Mam wrażenie, że ta książka składa się z samych rozmów pomiędzy postaciami, co jeszcze byłabym w stanie przełknąć, gdyby tylko te wszystkie dyskusje były interesujące i choć trochę na poziomie. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest historia pisana na poważnie, więc nie powinnam oczekiwać realistycznych zdarzeń opowiedzianych piękną polszczyzną, ale mimo tego nie potrafię zadowolić się opowiastką, w której bohaterowie poproszeni o zrelacjonowanie jakiegoś wydarzenia, nie są w stanie wydukać jednego sensownego zdania. Najwyraźniej autorka próbowała wprowadzić elementy komizmu słownego, ale w mojej ocenie zupełnie się jej to nie udało. Stworzenie inteligentnego, a przy tym zabawnego dialogu jest nie lada sztuką. Nie wystarczy po prostu zrobić z bohaterów kompletne cielęta niebędące w stanie pojąć najprostszych rzeczy, uwikłać postaci w szereg absurdalnych zdarzeń, wszystko ze sobą pomieszać i poplątać, żeby czytelnik zaśmiewał się w głos.

Nie spodziewałam się rozbudowanej charakterystyki protagonistów, ale na kompletną miałkość również nie byłam przygotowana. Teoretycznie poszczególne postaci różnią się między sobą, ale w praktyce wszyscy zachowują się bardzo podobnie, czyli panikują, histeryzują, prześcigają się w obrzucaniu siebie nawzajem obelgami, kłócą się, a przede wszystkim nie grzeszą rozumem. Po raz kolejny podkreślę, że pewnie na tym miała polegać cała humorystyczna otoczka tej historii, ale do mnie zupełnie taki zabieg nie trafił. Nie polubiłam ani wiecznie narzekającej lub krzyczącej Michaliny, ani jej towarzysza, który przez większą część książki zachowuje się jak dziecko uwięzione w ciele dorosłego mężczyzny. Nie bawiła mnie nieporadność postaci, nie śmiałam się śledząc ich dziwaczne przygody i nie umiałam docenić nienaturalnych dialogów. Moim zdaniem Iwona Banach chce bawić na siłę, zabrakło lekkości w tym wszystkim i takiego naturalnego wyczucia w prowadzeniu akcji. Jak dla mnie w Lokatorze do wynajęcia jest stanowczo za dużo dialogów i zupełnie nierealistycznych zdarzeń, a za mało charakterystyk postaci oraz opisów pozwalających te szalone wypadki osadzić we właściwym kontekście. W trakcie czytania przeszkadzało mi również to, że w konkretnych sytuacjach bohaterowie pojawiają się jak wyczarowani z kapelusza. Wystarczy, że coś przytrafi się jednemu z nich, a cała reszta dziwnym trafem natychmiast znajduje się w tym samym miejscu, tak jakby ich jedynym życiowym celem było kręcenie się w pobliżu domu zajmowanego przez Michalinę.

Jestem zmuszona tak nisko ocenić tę powieść, ponieważ nie mogę się oszukiwać i na siłę przekonywać, że wcale nie czytało mi się jej źle, skoro od dwóch dni marzyłam o tym, żeby wreszcie ujrzeć ostatnią stronę. Jednakże nie chcę, żebyście kategorycznie odrzucili Lokatora do wynajęcia, ponieważ wszystko zależy od Waszego poczucia humoru. Do mnie książka Iwony Banach nie trafiła, co oczywiście nie oznacza, że i Wam nie będzie się podobać. Żałuję, naprawdę żałuję, że moje wrażenia z lektury są tak negatywne, ale nic nie jestem w stanie na to poradzić. 

Ocena: 1,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.


Książka przeczytana w ramach wyzwań Polacy nie gęsi oraz Klucznik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz