10 sierpnia 2014

Poszukiwacze szczęścia - Tishani Doshi


Wydawnictwo: Świat książki
Liczba stron: 320

Mój egzemplarz powieści Tishani Doshi zapewne dalej zalegałby w szafie (tak, to jest ten moment, kiedy książki upycham już w każdym możliwym zakątku pokoju) wśród sterty innych nieprzeczytanych lektur, gdyby nie wyzwanie Book-Trotter i nakaz zmierzenia się w sierpniu z literaturą indyjską. Po poznaniu wytycznych na ten miesiąc od razu pomyślałam o Poszukiwaczach szczęścia i pełna zapału zabrałam się za czytanie, mimo że nie pamiętałam, o czym ta książka opowiada i z jakiego powodu w ogóle ją kupiłam. Jednak was nie będę trzymać w niepewności i zdradzę, że historia rozpoczyna się w 1968 roku, kiedy to dwudziestojednoletni Babo Patel wyjeżdża z Madrasu w południowych Indiach do Londynu, by tam kontynuować naukę, a później powrócić do domu z dyplomem i przejąć rodzinną firmę. Mężczyzna szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu, w czym niewątpliwie pomaga mu urocza i piękna Siân Jones. Dziewczyna staje się całym światem Babo, który ani myśli o powrocie do Indii po tym jak poznał, czym są wolność od rodzicielskich nakazów i zakazów, seks, alkohol, a przede wszystkim gwałtowna, niespodziewana miłość. Ale nic nie trwa wiecznie, więc i nowe, ekscytujące doświadczenia Babo zostają przerwane, gdy rodzina dowiaduje się o jego cudzoziemskiej dziewczynie i podstępem sprowadza go do domu. W końcu Prem Kumar i Trishala zgadzają się na ślub syna z Walijką, ale tylko pod warunkiem, że młodzi pierwsze dwa lata spędzą w Madrasie. Babo i Siân przystają na ten wymóg i tak rozpoczyna się ich wspólne życie w Indiach.

Poszukiwacze szczęścia spodobają się czytelnikom lubiącym wszelkie sagi rodzinne, w których poszczególni bohaterowie naprzemiennie przeżywają swoje wzloty i upadki. Na początku wydawało mi się, że opowieść koncentruje się głównie na losach Babo i Siân, ale później okazało się, że pisarka poświęca sporo miejsca także innym postaciom należącym do rodziny Patel. Kilkadziesiąt pierwszych stron pozwoliło mi nabrać przekonania, że będę świadkiem trudnej aklimatyzacji Siân w Indiach, wynikającej z różnic kulturowych, uprzedzeń rodziny męża, odmiennego klimatu i mnóstwa innych drobiazgów sprawiających, że człowiek nie czuje się w danym miejscu dobrze. Ale pierwsze wrażenie było mylne, ponieważ Tishani Doshi skupiła się bardziej na opisaniu codziennej rutyny przełamywanej od czas do czasu przez jakieś ważniejsze, bardziej doniosłe wydarzenie w życiu bohaterów niż na ukazaniu rozterek i tęsknot Siân. Na szczęście to, co określiłam mianem rutyny w niczym nie przypomina codzienności, jaką zapewne teraz większość z was ma na myśli, dlatego że Doshi przybliża te egzotyczne i nieznane nam doświadczenia, takie jak pływanie w oceanie, obserwowanie gekonów, zajadanie się lokalnymi przysmakami czy słuchanie historii o indyjskich bogach, zjawach i demonach.

Z przyjemnością czytałam o tym jak wygląda życie w Madrasie, chociaż mam świadomość, że pisarka nieco ten obraz wyidealizowała. Rodzina Patel nie musi martwić się ani o finanse, ani o sytuację polityczną w kraju. W kilku miejscach Doshi wspomina o trzeciej wojnie indyjsko-pakistańskiej czy też o śmierci Indiry Gandhi, ale bohaterów w żaden sposób te zdarzenia nie dotyczą. Parokrotnie pojawia się też wzmianka o ubogich lub niepełnosprawnych ludziach koczujących na ulicach miasta i wyciągających ręce po jałmużnę, ale ten wątek również nie został szczególnie rozwinięty. Najpierw pomyślałam, że brak wspomnianych elementów powinnam uznać za minus, ale później zmieniłam zdanie, bo czy w każdej sadze bohaterowie muszą być uwikłani w politykę i zmuszeni do borykania się z tymi samymi problemami? Moim zdaniem nie, dlatego ostatecznie jestem zadowolona, że pisarka wyłamała się ze schematu. Przeszkadzał mi natomiast sposób opisywania najważniejszych wydarzeń, takich jak na przykład podjęcie przez Siân decyzji o przeprowadzce do Indii. Wyglądało to tak jakby dziewczyna rzuciła wszystko, co znajome bez specjalnych wątpliwości. Może ja mam jakieś mylne wyobrażenie o robieniu milowych kroków w życiu, ale nawet w dzisiejszych czasach, przy powszechnym dostępie do telefonu, Skype’a, tanich linii lotniczych itd., mocno zastanowiłabym się nad wyjazdem do tak odległego zakątka. A co dopiero u progu lat 70. XX wieku, kiedy ludzie zdani byli głównie na kontakt listowy. Ponadto miałam czasami wrażenie, że pisarka chce jak najszybciej uporać się z pewnymi zdarzeniami, dlatego wszelkie rewolucje w życiu bohaterów dokonują się nagle. Tishani Doshi wystarcza zaledwie kilkanaście stron by niespodziewanie uśmiercić protagonistę lub przeciwnie – obdarzyć go dwójką dzieci. Nie do końca przypadł mi do gustu taki zabieg, dysproporcja między pędzącą akcją, a leniwym opowiadaniem historii składającej się z codzienności bohaterów wydała mi się zbyt duża.

Skłamałabym, gdybym napisała, że Poszukiwacze szczęścia to nietrafiona, rozczarowująca lektura, ale niestety nie jest to też powieść, którą bez wahania mogłabym polecić. Na pewno na jej korzyść przemawiają egzotyczne miejsce akcji oraz poetycki styl pisania Doshi, nadający fabule nieco magii i tajemniczości. Autorka czasami pozwala swoim postaciom na niezbyt wiarygodne zachowania, ale w gruncie rzeczy bohaterowie są całkiem nieźle scharakteryzowani, więc zaangażowanie się w ich losy nie powinno wymagać wysiłku. Jednak pojawiły się także elementy niedopracowane, a przez to irytujące, więc każdy z osobna musi zdecydować czy opowieść o mieszkającej w Madrasie rodzinie Patel, jest na tyle interesująca, że warto ją poznać.

Ocena: 4 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwań Book-Trotter oraz Z półki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz