15 marca 2014

Anioły jedzą trzy razy dziennie - Grażyna Jagielska


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 224

W dzisiejszych czasach wieść o tym, że ktoś przebywał w zakładzie psychiatrycznym raczej nie wywołuje sensacji i nie sprawia, że taka osoba zostaje wykluczona ze społeczeństwa. Mimo tego większość osób nie wie, co dzieje się za murami szpitali, a tym samym nie rozumie, przez co musi przejść chory. Wizyty u psychologa lub psychiatry czy przebyta w zakładzie terapia zazwyczaj utrzymywane są w tajemnicy. Grażyna Jagielska przełamała tabu, przyznając się do tego, że pół roku spędziła w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego w Warszawie, a następnie pisząc książkę, w której przybliżyła czytelnikom funkcjonowanie takiej placówki i problemy, z jakimi zmagają się pacjenci. Żona znanego korespondenta wojennego trafiła na terapię, ponieważ nie potrafiła poradzić sobie ze stresem wywołanym ciągłą obawą o życie męża. Wśród pacjentów znaleźli się głównie weterani wojenni, którym misje w Afganistanie i Iraku odcisnęły piętno na psychice, uniemożliwiając powrót to codzienności. Ale w klinice przebywali także cywile zmagający się z paraliżującym stresem czy niemożnością przystosowania się do życia wśród innych ludzi.

Sięgając po książkę Anioły jedzą trzy razy dziennie spodziewałam się opisu szpitalnej rutyny, metod stosowanych w celu przywrócenia pacjentom równowagi, a także zwierzeń samej autorki, która dzieli się z czytelnikami swoimi emocjami. Jednak publikacja Grażyny Jagielskiej jest inna. Nie chcę użyć słowa rozczarowująca, ale muszę przyznać, że miałam odmienne oczekiwania względem tej książki i po jej przeczytaniu stwierdzam, że nie wywarła na mnie spodziewanego wrażenia. Autorka nie zaakcentowała własnego stanowiska zbyt silnie, tak naprawdę to Jagielskiej w tej opowieści prawie nie ma. Gdyby nie opis na okładce, nie wiedziałabym nawet, z jakiego powodu autorka trafiła do kliniki. Możliwe, że taki był jej zamysł i zamiast koncentracji na sobie i swoich doświadczeniach Jagielska wolała oddać pierwszeństwo innym osobom. A może temat własnych lęków wyczerpała już w książce pt. Miłość z kamienia i teraz zwyczajnie nie chciała powtarzać tego samego. Nie jestem w stanie tego stwierdzić, ale niestety recenzowana publikacja wydała mi się niepełna, niewystarczająco zrozumiała bez kontekstów, o których wspomniałam wcześniej.

Po skończonej lekturze zaczęłam zastanawiać się, do kogo właściwie jest ta książka skierowana. Doszłam do wniosku, że przede wszystkim przeczytać powinny ją osoby, których bliscy zmagają się ze stanami lękowymi czy innymi problemami psychicznymi wymagającymi leczenia w szpitalu. Wtedy zapewne lepiej zrozumieją zachowanie chorych, a przede wszystkim zdadzą sobie sprawę, że dla wielu takich osób zwyczajne wyjście do sklepu urasta do rangi wyzwania. Dla innych czytelników książka również może być pouczająca, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że Jagielska dała zbyt mało informacji, żeby przekaż był naprawdę mocny. Teoretycznie opisała przebieg leczenia, ponieważ dowiedziałam się, że najważniejszym punktem każdej terapii jest wygłoszenie życiorysu przed grupą oraz odbycie psychodramy, ale nadal nie mam pojęcia, dlaczego to jest takie istotne. Ponadto bardzo zaskoczyło mnie to, że pacjenci byli uzależnieni od siebie nawzajem. Terapia grupowa stanowiła podstawę rekonwalescencji, ale nie wiem czy odbywały się jakieś zajęcia indywidualne, czy zawsze obecność innych była konieczna.

Grażyna Jagielska opisała wszystko w sposób chaotyczny i ten nieporządek bardzo mi przeszkadzał. Rozpoczynając lekturę czułam się jakbym wtargnęła w sam środek toczącej się już opowieści, jakbym przegapiła coś ważnego. Książka nie została podzielona na rozdziały, poszczególne fragmenty wyróżnione są jedynie akapitami albo kilkoma linijkami przerwy, a odnoszą się zazwyczaj do różnych wydarzeń i osób. Takie wymieszanie informacji utrudniało zbudowanie spójnego obrazu pacjentów kliniki. W jednej chwili czytałam o Julii, która przez długi czas znajdowała się w tak wielkim napięciu i stresie, że pewnego dnia dokonała samookaleczenia, a dwie strony później nagle przeskakiwałam do opisu traum weteranów lub do irytującego zachowania staruszki odmawiającej współpracy z grupą. Oczywiście nie jest tak, że książka Jagielskiej składa się jedynie z elementów, które nie przypadły mi do gustu. Podziwiam autorkę za to, że zdecydowała się opisać rzeczywistość szpitala psychiatrycznego. Dzięki temu, że przybliżyła problemy, z jakimi zmagali się pacjenci kliniki, zdałam sobie sprawę, że człowiek na co dzień nie zastanawia się nad wieloma czynnościami. Idzie do sklepu, rozmawia z sąsiadem, idzie do pracy i jest to dla niego zwyczajna, codzienna rzecz. Natomiast osoby borykające się ze stanami lękowymi wiele spraw odbierają inaczej. Świat stawia przed nimi ograniczenia, których nie są w stanie pokonać bez wysiłku i ogromnej pracy nad sobą. Uświadomienie czytelnikom jak odbierają rzeczywistość osoby doświadczające silnych stanów lękowych uważam za najmocniejszą stronę tej publikacji.

Ocena: 3 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładkaPolacy nie gęsiKlucznik

Przypominam o konkursie, do wygrania nowa książka Cecelii Ahern!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz