Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 352
W ciągu paru lat urządzenie o
nazwie Wally całkowicie zdominowało przemysł rozrywkowy, łącząc w sobie funkcje
smartfona, tabletu, mediów społecznościowych, a także czegoś na kształt
wirtualnej rzeczywistości. Jednak Ben Stiller, twórca Wally’ego nie cieszy się
sukcesem, nie śpi na pieniądzach i prawdopodobnie nie przejdzie do historii
jako genialny wynalazca, ponieważ dekadę temu odszedł z potężnej korporacji
SkyCom, porzucając pracę nad projektem Wally i wszystkim, co z nim związane. Powodem
takiej decyzji było zaginięcie jego dziewczyny. Bez ukochanej Sally mężczyzna
nie mógł funkcjonować tak jak dawniej, bo nigdy nie pogodził się z myślą, że
ona nie żyje. Teoretycznie udało mu się osiągnąć pewien poziom wyciszenia i
stabilizacji, ale jedno przelotne spojrzenie natychmiast przywołało demony
przeszłości. Pewnego dnia Ben po prostu zauważył nad morzem swoją Sally. W
jednej chwili wróciły wspomnienia, a wraz z nimi pytania czy najpotężniejsza
firma na świecie należąca do bezwzględnego Devona Clarka, miała coś wspólnego z
zaginięciem dziewczyny? A może kobieta, którą widział Stiller była jedynie
podobna do jego ukochanej? Pewne jest tylko to, że Ben nie spocznie dopóki nie
wyjaśni tej sprawy nawet, jeśli miałby przypłacić to własnym życiem.
Możliwe, że fabuła brzmi
cokolwiek banalnie, a może nawet niezbyt zachęcająco, bo cóż ciekawego może być
w historii o nieszczęśliwym facecie, który po latach próbuje doprowadzić do
tego, by sprawiedliwość wygrała? Przecież podobnych opowieści jest mnóstwo i w
kinie, i w literaturze. Zapewniam jednak, że Easylog nie jest tym, na co wygląda na pierwszy rzut oka. Mariusz
Zielke stworzył niezwykle emocjonującą, zaskakującą i zagmatwaną intrygę,
której nie powstydziliby się ani Harlan Coben, ani inni popularni autorzy, piszący
sensacyjne historie. Nie mam zamiaru ogłaszać, że oto pojawił się polski
odpowiednik wspomnianego Cobena, bo nie widzę sensu w odbieraniu tożsamości
Polakowi, ale inspiracje amerykańskimi powieściami są wyraźne. I dobrze, w tym
przypadku uważam to za plus. Zielke nie bał się osadzić akcji w Los Angeles,
zapewne wiedział, że doskonale poradzi sobie z opisaniem nie tylko samego
miasta, ale także jego atmosfery wynikającej z wielokulturowości mieszkańców.
Ponadto historia o wielkich korporacjach, nowinkach technicznych i mafijnych
porachunkach idealnie pasuje do rzeczywistości za oceanem.
W tej książce nic nie jest pewne,
chociaż początek wcale nie zapowiada, że będzie to tak nieprzewidywalna
historia. Dałam się wciągnąć w grę autora, pozwoliłam przedstawić sobie
określony punkt widzenia na sprawę i przyjęłam go bez zastrzeżeń. W pewnym
momencie odczułam nawet znużenie, ponieważ bohater uparcie wspomina ukochaną
Sally, obserwuje z daleka poczynania SkyComu, ale nic konkretnego z tego nie
wynika. O, jakże się pomyliłam. Uwierzyłam, że wiem więcej niż Ben i zaczęłam
nawet snuć domysły dotyczące rozwiązania zagadki zniknięcia dziewczyny. A potem
czytałam dalej i nagle wszystko uległo zmianie. Nie mogłam wyjść ze zdumienia,
że intryga przybrała taki obrót, zastanawiałam się też ile jeszcze asów w
rękawie trzyma Zielke i kiedy zdecyduje się je pokazać. W drugiej połowie
powieści na czytelnika czeka szereg niespodzianek sprawiających, że od Easylog nie można się oderwać. Akcja
rozwinęła się w zupełnie innym kierunku niż przypuszczałam, za co należy się
autorowi ogromny plus. W jednym miejscu pojawia się ślad, pozwalający przejrzeć
intrygę i koncept pisarza, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi. Nie żałuję, bo
dzięki temu doskonale bawiłam się przy lekturze tej powieści.
Coraz częściej odnoszę wrażenie,
że dzisiaj światem nie rządzą ani politycy, ani terroryści, ani dziennikarze
szumnie nazywani czwartą władzą, ani głupiutkie gwiazdki czy inni celebryci
wmawiający zwykłym ludziom jak powinni wyglądać, co kupować, dokąd jeździć na
wakacje itd. A skoro nie oni decydują o rzeczach ważnych i najważniejszych to,
kto? Moim zdaniem odpowiedź jest jedna – korporacje. Wielkie firmy mają ogromne
pieniądze, dzięki którym są w stanie kontrolować przepływ informacji, tuszować
niewygodne dla siebie fakty, zamykać usta mediom, wpływać na każdy aspekt życia
innych ludzi, decydując, co będziemy oglądać, czego słuchać, ile trujących
związków znajdzie się w jedzeniu, w jakim stopniu przyroda zostanie zniszczona,
w jakim kierunku będzie rozwijać się medycyna, itd. Jeśli, ktoś mi powie, że
przesadzam, to odpowiem, że mam taką nadzieję. Ale trudno nie wyciągać wniosków
z szokujących informacji jakimś cudem wypływających na światło dziennie, z
wojen patentowych i regularnej walki korporacji o zakup oraz wieczyste
zachowanie praw autorskich nie tylko do dorobku kulturowego, ale także, np. do
wynalazków i naukowych osiągnięć. Mariusz Zielke poruszył kwestię wszechmocności
koncernów na przykładzie fikcyjnego SkyComu. Jego właściciel Devon Clark jest
nie do ruszenia, bo dysponuje ogromnym majątkiem, pozwalającym mu kupić
cokolwiek i kogokolwiek. Prywatna wyspa, której wybudowanie zniszczy mnóstwo
gatunków morskiej roślinności? Proszę bardzo. Niewygodny dziennikarz? Nie ma
problemu, trzeba natychmiast wykupić gazetę czy stację telewizyjną. Jakieś
oskarżenie? Sztab prawników już się tym zajmuje. Tak wygląda świat Devona.
Przeciwko niemu nie można walczyć konwencjonalnymi metodami, dlatego główny
bohater wymyślił coś innego. Oczywiście nie zdradzę jak wygląda jego plan,
ponieważ to jest właśnie główna atrakcja tej powieści.
Z dużym zainteresowaniem czytałam
także o możliwościach Wally’ego i skutkach, jakie jego pojawienie się wywarło
na codzienne życie milionów ludzi. Nie jestem programistką, nie mam nic wspólnego
z tworzeniem nowych technologii, ale lubię przyglądać się temu jak zmienia się
nasza rzeczywistość przez ciągłą aktywność przeróżnych, mniej lub bardziej
zaawansowanych systemów. W latach 90. XX wieku uważano, że wirtualna
rzeczywistość rozumiana jako zupełnie nowa przestrzeń, w której człowiek będzie
miał możliwość zapewniana sobie intensywnych doznań za pomocą specjalnego
kombinezonu czy hełmu, jest na wyciągnięcie ręki. Dzisiaj wiemy, że technika
rozwinęła się w odmiennym kierunku, mamy inne perspektywy i inne zagrożenia.
Zielke w swojej książce robi krok naprzód, pokazując jak działa urządzenie
sterowane przez niezwykle rozbudowaną sztuczną inteligencję, której bez
problemów udaje się zdać test Turinga. Tradycyjne media czy portale
społecznościowe odeszły do lamusa, bo okazało się, że wygodniej jest korzystać
z urządzenia, którego algorytm pozwala maszynie nie tylko przechowywać,
przeszukiwać i zapamiętywać, ale także uczyć się i samodzielnie rozwijać. Jak
można się domyślać, korzystanie z Wally’ego ma swoje dobre i złe strony.
Spodobał mi się ten wątek, ponieważ podejmuje problemy etyczne, związane z
celem powstawania kolejnych gadżetów i tego, czym jest właściwie ich używanie.
Easylog nie zachwyci was skomplikowanymi portretami
psychologicznymi bohaterów czy literackim językiem, ale z pewnością dostarczy
emocji. Mariusz Zielke postarał się, żeby jego historia była mocna, dynamiczna,
służąca głównie rozrywce, ale zawierająca przy tym wątki, nad którymi warto
dłużej się zastanowić. Polecam wszystkim amatorom sensacyjnych powieści,
obiecuję, że się nie zawiedziecie.
Ocena: 5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Polacy nie gęsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz