Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 210
W lipcu ubiegłego roku
świat zelektryzowała wiadomość o upadku Detroit – miasta uważanego niegdyś za
symbol amerykańskiej potęgi przemysłowej. Niecodziennie zdarza się, by swego
czasu prężnie działająca metropolia, nie była w stanie wyjść z kryzysu. Niektórzy
ekonomiści przekonują, że po ogłoszeniu bankructwa sytuacja miasta może ulec
poprawie, ponieważ część zadłużenia zostanie umorzona i Detroit zyska szansę na
nowy początek. Trudno przewidzieć jaka będzie przyszłość miasta, ale dzięki
książce Michaela Stalmarska można przeanalizować jego burzliwą historię i
spróbować zrozumieć jak to się stało, że w krótkim czasie Detroit wyrosło na
najbogatsze miasto w USA, a następnie padło ofiarą trwającego już kilkadziesiąt
lat kryzysu. Stalmarsk rzetelnie i rzeczowo podszedł do tematu, dokładnie
opisując wszystkie istotne kwestie i konteksty, dzięki czemu czytelnik zyskuje
szeroki ogląd na sprawę.
W latach 50 XX wieku
Detroit przeżywało swój najlepszy czas. Było potęgą produkcyjną, posiadając
rzesze robotników marzących o zatrudnieniu w wielkim mieście oraz wizjonerów,
którzy nie bali się inwestować i wprowadzać nowe pomysły na rynek. To właśnie
Detroit uważane było za najlepiej zarządzaną aglomerację w całym kraju. Zyskało
przydomek Motor City, ponieważ w
krótkim czasie stało się niekwestionowanym liderem produkcji samochodów, które
dla Amerykanów były towarem niemal pierwszej potrzeby. W latach 50. modele tzw.
Wielkiej Trójki (General Motors, Ford i Chrysler) były tak pożądane przez
społeczeństwo, że fabryki nie nadążały z produkcją. Każde auto zjeżdżające z
taśmy natychmiast znajdowało nabywcę. Samo miasto i teren wokół niego przyciągały
zarówno emigrantów jak i biedniejszych obywateli USA, którzy bez problemu mogli
znaleźć zatrudnienie w którymś z licznych przedsiębiorstw. W tamtym czasie
wydawało się, że nic nie jest w stanie przeszkodzić Detroit w dalszym rozwoju.
Właściciele wielkich koncernów nie dostrzegli w porę, że rynek zaczął się
przekształcać, nie umieli odpowiedzieć na nowe oczekiwania klientów i nie
chcieli przyjąć do wiadomości, że Amerykanie będą chętnie nabywać tańsze
zagraniczne towary. Tak rozpoczął się początek końca potęgi tego miasta.
Oczywiście Michael
Stalmarsk podaje znacznie więcej czynników, mających wpływ na powolną
destrukcję metropolii. Ale zanim do tego przechodzi, tłumaczy skąd wzięła się
świetność Detroit, opisując jak miasto zachłannie rozbudowywało się i rozwijało
na każdym polu. Nowe fabryki, nowe szkoły, wystawne restauracje, eleganckie
sklepy rozlokowane w ogromnych centrach handlowych oraz spokojne i ciche
przedmieścia stanowiące o dobrobycie amerykańskiej klasy średniej – wszystko to
pojawiło się w okolicach Detroit niezwykle szybko. Miasto po prostu rosło w
oczach. Podobało mi się to, że autor książki na samym jej początku umieścił kilka
bardzo chwytliwych i przykuwających uwagę informacji. Dzięki nim od pierwszej
strony publikacja ciekawi i intryguje. Po takim wstępie nie mogłam odłożyć
książki na bok, mimo że dotychczas niespecjalnie interesowałam się historią
któregokolwiek z amerykańskich miast. Stalmarsk wszystkie informacje
uporządkował i podał w przystępnej formie. Jego styl pisania określiłabym jako
bardzo konkretny, ponieważ autor bez zbędnych wtrętów czy rozwlekłych debat
doskonale uchwycił kluczowe punkty w historii rozwoju nie tylko Detroit, ale
amerykańskiego i światowego przemysłu w ogóle. Mam wrażenie, że w tej książce
nie ma ani jednego niepotrzebnego zdania. Autor doskonale wiedział, co chciał
przekazać i zrobił to, nie zasypując odbiorców mnóstwem mało ważnych
informacji.
Rozdziały poświęcone
upadkowi miasta uważam za najciekawsze fragmenty książki. Pokazują one, że
nawet w latach największej świetności Detroit zmagało się z wieloma poważnymi
problemami, które po prostu były zamiatane pod dywan. Wiadomo, że nie jest to
strategia właściwa na dłuższą metę, więc nic dziwnego, że w końcu wszystko
rozpadło się niczym domek z kart. Michael Stalmarsk zwraca uwagę na wygórowane
wymagania związków zawodowych, które nieustannie walczyły z zarządem fabryk o
lepsze świadczenia i wyższe pensje. Pisze także o bardzo ostrym konflikcie
rasowym, którego skutkiem była wyprowadzka większości białych mieszkańców, a
także o korupcji urzędników i rosnącej przestępczości. Czytając o dzisiejszym
Detroit trudno uwierzyć, że wiele lat temu miasto to wyglądało zupełnie
inaczej. Autor pokusił się także o analizę kolejnych strategii naprawczych,
które niestety nie poprawiają sytuacji miasta lub robią to jedynie na chwilę.
Szkoda, że książka została napisana przed ogłoszeniem przez Detroit bankructwa.
Jestem ciekawa jak autor skomentowałby ten fakt i jak wpłynąłby on na
prognozowaną przyszłość metropolii.
W publikacji można
znaleźć również kilkanaście zdjęć ilustrujących opisywane zagadnienia. Takie
fotografie stanowią świetny dodatek do książki, jednak żałuję, że nie zostały
bardziej wyeksponowane, a przede wszystkim wydane na papierze lepszej jakości.
Podejrzewam, że autor nie miał wpływu na tę kwestię, więc nie będę się dłużej
rozpisywać nad wydaniem, bo w końcu najważniejsza jest treść. A tej naprawdę
nie mogę nic zarzucić. Stalmarsk wykonał kawał dobrej roboty, o czym świadczy
również obszerny spis bibliograficzny. Sięgnęłam po książkę o Detroit w ramach
eksperymentu, bez szczególnych nadziei na zajmującą lekturę, a otrzymałam
świetną charakterystykę niezwykłego miasta. To, co dzieje się z nim teraz w
pewien sposób odzwierciedla kryzys całej amerykańskiej (europejskiej zresztą
też) gospodarki zalewanej przez dużo tańsze azjatyckie towary, o czym również
autor wspomina. Zachęcam do zapoznania się z burzliwą historią miasta,
udowadniającą, że nawet największe osiągnięcia nie gwarantują trwałego sukcesu.
Ocena: 5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz