Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 304
Pożegnanie
z Afryką to autobiograficzna powieść, przybliżająca losy
Karen Blixen – duńskiej baronowej, która kilkadziesiąt lat życia spędziła na
farmie kawy w Kenii. Autorka spisała najważniejsze wydarzenia, anegdoty, a
także przemyślenia i refleksje na temat mieszkańców Afryki. Jej działo zyskało
ogromną popularność, do historii przeszła też ekranizacja, w której główne role
otrzymali Meryl Streep i Robert Redford. Film widziałam wiele lat temu i słabo
go pamiętam, ale z tego, co zdążyłam się zorientować historia zilustrowana na
ekranie znacznie różni się od wydarzeń z powieści. Przede wszystkim u Blixen
nie ma wątku miłosnego, jej opowieść skupia na Czarnym Lądzie i jemu jest
całkowicie podporządkowana. Autorka wprowadza czytelnika w swój świat dzięki
bogatym opisom przyrody, tradycji tubylczych plemion oraz charakterystyce ludzi
mieszkających i pracujących na farmie. Przez kilkanaście lat samodzielnego
prowadzenia farmy Karen Blixen poznała nie tylko obyczaje, ale również
mentalność Masajów i Kikujusów, co pozwoliło jej dostrzec różnice między
afrykańskim a europejskim stylem życia w pierwszej połowie XX wieku.
Mam problem z oceną tej
książki, ponieważ niemal w równym stopniu mnie oczarowała, co znudziła. Zdaję
sobie sprawę, że wydaje się to niezrozumiałe, a nawet niemożliwe, ale takie
właśnie odczucia towarzyszyły mi od pierwszej strony powieści. Zachwyciłam się
pięknymi, bardzo pobudzającymi wyobraźnię opisami kenijskiego krajobrazu, w
którym dominują ogromne góry Ngong; wspomnieniami afrykańskiego klimatu z
czystym i orzeźwiającym powietrzem na wysokości oraz palącym słońcem na
równinie, a także wtrąceniami o majestatycznych, dumnych, ale bardzo
niebezpiecznych zwierzętach, które autorka kilkukrotnie spotkała na swojej
drodze. Zainteresowanie wzbudziły również fragmenty, poświęcone różnicom w
pojmowaniu i postrzeganiu świata przez tubylcze plemiona oraz coraz liczniej
przybywających na ich ziemie Europejczyków. Kikujusi odznaczają się zupełnie
innym poczuciem sprawiedliwości niż biali ludzie. Dla mieszkańca Europy kontekst,
w jakim zbrodnia została popełniona oraz motywy sprawcy są kluczowe w orzekaniu
o winie lub niewinności. Natomiast w Afryce wygląda to zupełnie inaczej.
Nieważne czy śmierć człowieka nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku czy było
to zabójstwo z zimną krwią, ponieważ istotne jest to, by rodzina zmarłego
otrzymała odszkodowanie. Każde przewinienie musi zostać opłacone odpowiednią ilością
bydła i kóz nawet, jeśli trudno obarczyć odpowiedzialnością za tragiczne
zdarzenie konkretną osobę. Oczywiście takich przykładów odmienności jest w
książce więcej. Karen Blixen przybliża stosunek Afrykańczyków do śmierci, do
ich zależności od kaprysów białego człowieka, a także do bogactwa i wszelkich
dóbr materialnych. Cenię tę powieść właśnie za refleksje o codzienności w
Afryce i przypomnienie, że człowieka i przyrodę łączy magiczna, nierozerwalna
więź.
Niestety równocześnie z
zainteresowaniem odczuwałam także nudę wynikającą z bardzo spokojnej i
pozbawionej napięcia narracji. Często zabierałam się za czytanie Pożegnania z Afryką z musu, ponieważ nie
chciałam porzucać lektury bez dobrnięcia do ostatniej strony. Historia Karen
Blixen nie wzbudziła we mnie takich emocji, na jakie byłam nastawiona. Jej
obserwacje i przemyślenia są ciekawe, jednakże zabrakło dynamizmu, bym nie
mogła się od książki oderwać lub myślała o opisanych wydarzenia po odłożeniu
powieści na bok. Przeszkadzała mi także bardzo skąpa ilość informacji, jakie
autorka zawarła o sobie samej. W książce Blixen nie ma ani słowa na temat
okoliczności przyjazdu narratorki do Afryki czy początków samodzielnego
zarządzania farmą. Rozpoczynając znajomość z tą powieścią czytelnik od razu
zostaje rzucony na głęboką wodę. Karen Blixen jest właścicielką farmy i to
właściwie wszystko, co o niej wiadomo. Trudno także o jednoznaczne stwierdzenie,
jaki duńska baronowa miała stosunek do Afrykanów pracujących na farmie. Z
jednej strony była przywiązana do niektórych osób, zawoziła swoich ludzi do
szpitala, gdy zaszła taka konieczność; wstawiała się za nimi w urzędach czy
rozsądzała wybuchające często między Kikujusami spory. Ale z drugiej, czasami
wyczuwałam w niej wyższość i niechęć do tubylczej ludności. Rozumiem, że niemal
sto lat temu stosunek Europejczyków do mieszkańców Czarnego Lądu był zupełnie
inny niż obecnie, jednak pewne stwierdzenia autorki mi się nie podobały.
Plusem recenzowanej książki z pewnością jest styl, w
jakim została napisana. Zazwyczaj powieści autobiograficzne, opierające się w
dużej mierze na relacjach z pobytu w egzotycznych miejscach, cechują się
prostymi, czasami nieporadnymi opisami. W przypadku Pożegnania z Afryką nie ma mowy o braku finezji czy zdolności
pisarskich. Karen Blixen potrafi zauroczyć swoją opowieścią zarówno, gdy
szczegółowo odtwarza jakieś ważne wydarzenia jak i przedstawia krótkie,
anegdotyczne opowiastki. Mimo tego brakowało mi szybszego tempa akcji i
większej koncentracji na uczuciach i emocjach bohaterów. Spodziewałam się, że
pierwszoosobowa narracja umożliwi mi dokładne poznanie świata Blixen. Niestety
tak się nie stało i bardzo nad tym ubolewam, bo autorka tej książki pisać
potrafi i na pewno podołałaby takiemu wyzwaniu. W ostatecznym rozrachunku Pożegnanie z Afryką ma, moim zdaniem,
więcej plusów niż minusów, ale uprzedzam, że nie jest to porywająca czy głęboko
poruszająca książka. Odznacza się kilkoma naprawdę dobrymi momentami, zawiera
intrygujące i pouczające spostrzeżenia, pozwalające spojrzeć na Afrykę z innej
perspektywy, ale wyraźnie dostrzegalne są również mankamenty. Jeśli oczekujecie
książki skupionej tylko i wyłącznie na niektórych aspektach afrykańskiej
rzeczywistości w latach 20. i 30. XX wieku, to historia napisana przez Karen
Blixen prawdopodobnie będzie Wam się podobać. Jednak licząc na coś bardziej
rozbudowanego, zawierającego szerszy kontekst i bogatszą charakterystykę
bohaterów, powinniście poszukać innej opowieści.
Ocena: 4 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik