22 lipca 2013

Zatrute ciasteczko - Alan Bradley


Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 368

Jedenastoletnia Flawia de Luce wykazuje nietypowe zainteresowania jak na dziewczynkę w swoim wieku. Jej pasją jest chemia, a szczególnie wytwarzanie przeróżnych, mniej lub bardziej niebezpiecznych, trucizn. Flawia najlepiej czuje się w odziedziczonym po przodku laboratorium, mieszając i badając substancje, obserwując zachodzące reakcje i skrzętnie notując wyniki doświadczeń. Pewnego poranka codzienna rutyna zostaje zakłócona, gdy Flawia znajduje w ogrodzie zwłoki. Szybki rzut oka na ciało mężczyzny pozwala stwierdzić, że już wcześniej widziała tego mężczyznę, na dodatek w okolicznościach stawiających jej najbliższych w niezbyt dobrym świetle. Panna de Luce postanawia rozwikłać kryminalną zagadkę. Skrzętnie zbiera informacje, bada kolejne podejrzane miejsca i wypytuje policjantów. Z jakim skutkiem? O tym musicie przekonać się sami, mogę jedynie zdradzić, że dawno nie spotkałam tak rezolutnej i wyjątkowej bohaterki.

Powieść Alana Bradleya zakwalifikowano na biblionetce do literatury dziecięcej i młodzieżowej. Nie wątpię, że młodszym czytelnikom przygody Flawii przypadną do gustu, ale zapewniam, że Zatrute ciasteczko to historia dla każdego, bez względu na wiek. Najmocniejszym punktem książki kanadyjskiego pisarza jest oczywiście główna bohaterka, której nie sposób nie polubić. Jest tak bystra, spostrzegawcza i oczytana, że niemal żadna tajemnica się przed nią nie uchowa. Wyjątkowe zdolności Flawii mogą dziwić i przyznaję, że są nieco przerysowane, ale w odbiorze powieści to w ogóle nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – dzięki wyrazistemu charakterowi dziewczynki historia na długo zapada w pamięć. Flawia musi radzić sobie w życiu sama, mimo że mieszka z dwoma starszymi siostrami i ojcem w ogromnej rezydencji nazywanej Buckshaw. Owdowiały przed laty pułkownik de Luce nie potrafi okazywać swoim córkom uczuć, wydaje się jakby bardziej zależało mu na klaserach wypełnionych cennymi znaczkami niż na własnych dzieciach. Również między rodzeństwem trudno o zgodę, ale taki stan rzeczy spowodował, że Flawia usamodzielniła się bardzo szybko i rozwinęła liczne talenty.

Kiedy zaczynałam przygodę z blogowaniem, Zatrute ciasteczko cieszyło się dość dużą popularnością wśród pasjonatów czytania. Nie przewidywałam wówczas, że i na mnie zrobi tak duże wrażenie. Spodobał mi się już sam pomysł umiejscowienia akcji na początku lat 50. XX wieku. Pisarz wykreował charakterystyczną, na co dzień senną atmosferę angielskiej prowincji, na której jednak nie brakuje tragicznych i wstrząsających wydarzeń. Rodzinne sekrety i dramaty w końcu muszą ujrzeć światło dzienne, ale oczywiście nie odbywa się to w sposób bezbolesny. Morderstwo w ogrodzie należącym do de Luców wywołuje lawinę zdarzeń, która obnaża wiele niewygodnych i przemilczanych dotąd wątków. Czytając powieść Bradleya czasami miałam wrażenie, że trzymam w dłoniach książkę Agathy Christie. Skojarzeń z królową kryminałów wcale nie wzbudziło morderstwo, ale właśnie ta prowincjonalna monotonia przerwana przez tragiczne zdarzenie, a także konserwatywne wychowanie dzieci i chłód panujący między członkami rodziny. Uderzyło mnie to, w jaki sposób odnoszą się do siebie najbliżsi Flawii. W Buckshaw nie ma miejsca na rozmowy o uczuciach czy okazywanie sobie przywiązania. Nawet, jeśli zdarzy się coś nadzwyczajnego czy niebezpiecznego, to szybko zostaje zapomniane, wymazane z kart rodzinnej historii i przeniesione do sfery tabu.

Zatrute ciasteczko posiada sprawnie opisaną i ciekawą intrygę kryminalną, idealnie pasującą do niewielkich, małomiasteczkowych społeczności. Bradley pomysłowo pokierował fabułą tak, by czytelnik mógł rozwiązywać zagadkę śmierci mężczyzny razem z główną bohaterką. Autor przedstawia krok po kroku sposób myślenia Flawii, dzięki czemu wszystko na bieżąco jest wyjaśniane i weryfikowane. To sprawdzony zabieg, angażujący czytelnika i pozwalający poczuć się jak część wykreowanego świata. Duży plus dodaję również za to, że w momentach naprawdę niebezpiecznych Bradley nie pokusił się o wyposażenie jedenastoletniej dziewczynki w umiejętności, pozwalające jej wygrać szamotaninę z dorosłym, silnym mężczyzną lub wyzwolić się z zastawionej pułapki. O ile jej ogromna wiedza na temat chemii czy zdolność do obserwacji i wyciągania wniosków bez problemów bronią się w tej historii, o tyle możliwość przechytrzenia wszystkich dorosłych, łącznie z zabójcą i policjantami byłaby już przesadą. Na szczęście w tej książce wszystko zostało szczegółowo pomyślane i świetnie wykonane. Miałam swoje podejrzenia, co do tożsamości mordercy, ale nie okazały się słuszne, co jak wiecie, wcale mnie nie smuci. Kryminał jest od tego, żeby odbiorca czuł się zaskoczony. Bradleyowi ta sztuka się udała, nie przewidziałam, kto i z jakiego powodu zabił, a na dodatek z ogromnym zainteresowaniem śledziłam poczynania nieletniej pani detektyw, skrupulatnie zbierającej ślady i badającej każdy trop. Flawii de Luce naprawdę należy się podziw.

Na uwagę zasługuje lekko gawędziarski, naszpikowany dygresjami styl pisania Alana Bradleya, który czasami wstrzymuje zbyt szybko rozwijająca się akcje, a innym razem potęguje napięcie i wzmaga ciekawość. Autor sprawnie posługuje się piórem i jego warsztatowi pisarskiemu nie mam nic do zarzucenia. Bez problemu wyobrażałam sobie w trakcie lektury zarówno ogromną i nieco posępną budowle Buckshaw oraz wszystkie ważniejsze miejsca w wiosce Bishop’s Lacey, jak i poszczególnych bohaterów. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do tej powieści, to zbyt mało wyraziste charakterystyki bohaterów innych niż Flawia. Ciekawią mnie historie członków rodziny de Luce oraz mieszkańców wioski, chciałabym też poznać tajemnicze okoliczności śmierci matki dziewczynki. Możliwe, że o tym wszystkim przeczytam w kolejnych częściach cyklu, jednak na tę chwilę portrety drugoplanowych bohaterów wydały mi się nieco zbyt pobieżne. Pierwsza książka poświęcona niezwykłej jedenastolatce sprawiła, że nie mogę doczekać się lektury kolejnych części i ponownego spotkania z Flawią.

Ocena: 5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwań Book-Trotter oraz Czytamy kryminały