Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 424
Ilekroć sięgam po
książkę uznaną za klasykę, za literackie arcydzieło i obowiązkową lekturę
każdego szanującego się mola książkowego mam obawy, że nie dostrzegę geniuszu
pisarza i wbrew większości opinii nie znajdę w powieści niczego wyjątkowego.
Biorąc do ręki dzieło Harper Lee starałam się zapomnieć o tym, że gdy tylko
książka ukazała się na rynku natychmiast stała się bestsellerem, a rok później
zdobyła Nagrodę Pulitzera. Chciałam wniknąć w wykreowany świat bez tego bagażu
i etykiety mistrzowskiej opowieści. Mam wrażenie, że mi się udało i chociaż w
przypadku Zabić drozda opisane
wcześniej obawy okazały się bezzasadne, to nie wszystkie zabiegi zastosowane
przez autorkę przypadły mi do gustu.
W latach trzydziestych
w niewielkim miasteczku w stanie Alabama życie toczyło się spokojnym, utartym
rytmem do momentu, gdy młody czarnoskóry mężczyzna został oskarżony o
zgwałcenie dziewiętnastoletniej białej kobiety. Dla większości mieszkańców
sprawa była jasna – dziki i bezrozumny Murzyn poważył się tknąć biedną dziewczynę,
dlatego powinien ponieść najsurowszą karę. Niespodziewanie do obrony Toma
Robinsona wyznaczono świetnego i doświadczonego adwokata Atticusa Fincha.
Głośny proces podzielił społeczność miasteczka, niektórym dał nadzieję na
sprawiedliwy wyrok, innych zszokował i oburzył, a dla dzieci Atticusa stał się
bolesną lekcją życia.
Książka podzielona jest
na dwie części. W pierwszej czytelnik zostaje powoli, acz metodycznie wciągany
w życie miasta. Poznaje jego historię, dowiaduje się, które rodziny należą do
miejscowej elity, a przed którymi drzwi dobrych domów powinny być zamknięte.
Oprócz tego staje się świadkiem beztroskiego dzieciństwa Jean Louise Finch
nazywanej Skautem oraz jej starszego brata Jema. Można odnieść wrażenie, że narracja
prowadzona jest z punktu widzenia dziewczynki, ale w rzeczywistości to dorosła
Jean Louise przytacza wydarzenia z przeszłości. W toku historii rzadko
zwracałam na to uwagę, ale taki zabieg tłumaczy dojrzałe wnioski, jakie często
pojawiają się w powieści. Początkowo czułam się lekko znudzona, ponieważ akcja
rozwijała się bardzo powoli. Dzieci z utęsknieniem czekały na wakacje, co dzień
wybiegały ojcu na spotkanie i próbowały nie drażnić srogiej gospodyni,
opiekującej się nimi od śmierci Pani Finch. Dopiero po kilkudziesięciu stronach
atmosfera powieści zaczęła się zmieniać. Skaut i Jem wyczuwali, że dzieje się
coś dziwnego, niosącego ze sobą niebezpieczeństwo. Nie potrafili jeszcze wszystkiego
zrozumieć, ale powoli zaczynali przekonywać się, że w ludziach pełno jest
nienawiści i uprzedzeń, skierowanych do każdego, kto nie pogardza
czarnoskórymi. Uważam, że to właśnie druga część książki stanowi o jej
wyjątkowości i uniwersalności. Opis procesu Toma Robinsona, trudne rozmowy
Atticusa z dziećmi oraz wydarzenia uczące Skuta i Jema jakimi prawami rządzi
się świat należą do największych zalet powieści Harper Lee.
Jak już wspomniałam
wcześniej skupienie się na dziecięcym odbiorze rzeczywistości początkowo wydało
mi się zabiegiem nietrafionym. Jednak to, co w pierwszej części było irytujące,
w drugiej zmieniło się w zaletę, ponieważ świeże dziecięce spojrzenie i prosty
kodeks moralny uwypukliły przerażające czyny dorosłych i ich szokujące poglądy.
Harper Lee w mistrzowski sposób nakreśliła obraz społeczeństwa w większości
składającego się z ludzi fałszywych i obłudnych. Damy z towarzystwa spotykały
się, by użalać się nad członkami plemion mieszkającymi w dżungli, którzy nie
znali ewangelii, odprawiali pogańskie rytuały i żyli w niewyobrażalnej
ciemnocie. Twierdziły, że ludzie ci zapadają na przerażające choroby i umierają w
męczarniach. Jednocześnie nie przeszkadzało im, że tuż pod ich nosem czarnoskórych
traktuje się gorzej niż zwierzęta. Murzyni nie zasługiwali na zrozumienie i
ludzkie uczucia. Dla większości białych byli tylko nic nieznaczącymi
„czarnuchami”, którzy powinni pracować dla cywilizowanych Amerykanów i nie
wnosić żadnych roszczeń czy pretensji. W książce aż roi się od wydarzeń
ukazujących hipokryzję i zakłamanie szerzące się w tamtych czasach.
Zabić
drozda obfituje w wielu bohaterów, jednak mnie najbardziej
poruszyła postać Atticusa Fincha. Mężczyzna odznacza się żelaznymi zasadami, jako
jeden z niewielu białych ocenia ludzi według ich zachowania, a nie
przynależności do takiej bądź innej rasy. Jego postawa wzbudza podziw i
szacunek. Atticus nikogo nie lekceważy, z dziećmi rozmawia nawet na
najtrudniejsze tematy, wpajając im swój kodeks moralny i ucząc właściwego
zachowania. Jednocześnie bohater ma świadomość, że jeszcze dużo czasu musi
minąć zanim zmieni się ludzka mentalność, a pojęcie sprawiedliwości będzie
dotyczyć także czarnoskórych. Charakterystyka córki Atticusa jest równie udana.
Skaut jest zapatrzona w ojca i nie może pojąć, że nie wszyscy podzielają jej
poglądy. Dziewczynka stopniowo wszystko zaczyna rozumieć, ale nie może pogodzić
się ze światem, w którym jedynie zdanie białych mężczyzn jest brane pod uwagę.
Na tle tych dwóch postaci dość blado wypada kreacja Jema Fincha. Nie zawsze wiedziałam,
czym się ten bohater kierował, albo dlaczego w określonej sytuacji zachował się
tak, a nie inaczej.
Harper Lee napisała
swoją pierwszą, a zarazem ostatnią książkę w sposób prosty i zrozumiały dla
wszystkich. Pokazała przerażającą rzeczywistość Ameryki lat trzydziestych,
gdzie rasistowskie zachowania były na porządku dziennym. Wówczas wielu osobom
nawet przez myśl nie przeszło, że cokolwiek powinno się w tej kwestii zmienić.
Bardziej szokujące może być chyba tylko to, że jeszcze trzy dekady później
powieść nie straciła nic ze swojej aktualności, bo opisane wydarzenia z
powodzeniem mogłyby mieć miejsce także w latach sześćdziesiątych. Zabić drozda to bardzo wartościowa
pozycja, niosąca ze sobą ogromny ładunek emocjonalny i przypominająca ludziom,
że w świetle prawa każdy człowiek powinien być traktowany w ten sam sposób, bo
kolor skóry, wykształcenie czy rodzaj wykonywanej pracy nie mogą decydować o
tym, czy ktoś zasługuje na karę czy też nie.
Ocena: 5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik