13 grudnia 2012

Żywe trupy: Narodziny Gubernatora - Robert Kirkman, Jay Bonansinga


Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 364

Najpierw Robert Kirkman stworzył komiks, opowiadający o ludziach walczących o przetrwanie w świecie opanowanym przez żywe trupy. Później pojawiła się rewelacyjna serialowa ekranizacja, dzięki której bohaterowie The Walking Dead stali się rozpoznawalni w szerokim gronie. Kwestią czasu było wypuszczenie na rynek gier i książek. Uniwersum zapoczątkowane przez Kirkmana nieustannie się rozrasta, zyskując grono wiernych fanów. Pierwsza powieść osadzona w przerażającej rzeczywistości pełnej niebezpieczeństw i niespotykanych dotąd sytuacji koncentruje się na przedstawieniu wydarzeń, które odcisnęły piętno na osobowości tytułowego Gubernatora – bohatera okrzykniętego przez magazyn Wizard „Złoczyńcą roku”.

Jay Bonansinga jest znanym i cenionym w USA autorem thrillerów, uważanym za jednego z najbardziej pomysłowych pisarzy tego gatunku. W Polsce to postać praktycznie anonimowa, ale za sprawą Narodzin Gubernatora z pewnością Bonansinga zyska szerszy rozgłos również w naszym kraju. Nie ukrywam, że miałam wątpliwości czy powieść podoła moim oczekiwaniom. Nie znam jeszcze komiksu, ale serial uwiódł mnie celnością spostrzeżeń na temat ludzkiej natury, dynamicznym rozwojem fabuły i doskonałą charakterystyką bohaterów. Obawiałam się, że książka, opierająca się w większości na zupełnie innych postaciach i przedstawiająca odmienne wydarzenia, może okazać się niewartościowym czytadłem, które powstało tylko po to, by dodać kolejną cegiełkę do uniwersum The Walking Dead. Po skończonej lekturze stwierdzam jednak, że żadne z moich pesymistycznych założeń nie jest zgodne z prawdą. Narodziny Gubernatora zawierają ten sam pierwiastek wyjątkowości polegający na połączeniu zaskakujących zwrotów wydarzeń, zwierzęcej przemocy i woli przetrwania postaci z rozważaniami na temat moralności, zasadności przestrzegania norm wypracowanych przez zachodnią kulturę oraz ludzkiej wrażliwości, która mimo wszystko przebija się przez pancerz zobojętnienia na wszystko i wszystkich. Nie mogłam oderwać się od historii ilustrującej przemianę głównego bohatera wynikającą przeżycia tak wielu dramatycznych chwil i zmierzenia się z niewyobrażalnym bólem, jakiego doświadcza świadek upadku cywilizacji.

Bracia Philip i Brian Blake różnią się między sobą pod każdym względem. Philip jest potężnym, silnym i odważnym mężczyzną, który zdaje sobie sprawę z tego, że w nowym świecie człowiek jest zwierzyną, a rolę myśliwych pełnią hordy wałęsających się po okolicy zombie. Jego bezkompromisowość i łatwość z jaką zabija kolejnych nieumarłych przeraża Briana. Straszy brat zawsze był tym wrażliwszym, nieodpornym na docinki innych i trudne warunki. Rodzina uważała go za ofiarę losu, ponieważ w wieku trzydziestu kilku miał za sobą nieudane małżeństwo i kilka zawodowych przedsięwzięć niedostarczających ani zysków, ani satysfakcji. Brian wie, że Philip musi zabijać, napadać i niszczyć, by zapewnić namiastkę normalności swojej siedmioletniej córce, ale nic nie może poradzić na grymasy obrzydzenia i niedowierzania, malujące się na jego twarzy za każdym razem, gdy młodszy brat likwiduje kolejnego zombie. Blake’om towarzyszą przyjaciele Nick Parsons i Bobby Marsh. Bohaterowie wyruszyli z rodzinnego Waynesboro, mając nadzieję na dotarcie do centrum pomocy dla ocalałych. Po drodze spotyka ich szereg wydarzeń, które na zawsze odmieniają ich charaktery i sprawiają, że wyznawane dotąd wartości tracą wszelki sens.

Rzeczywistość, w której znaleźli się bohaterowie nacechowana jest ogromną dawką przemocy i upadkiem wszelkich norm etycznych. Przetrwanie zależy nie tylko od stopnia odporności organizmu na niesprzyjające warunki, ale także od siły charakteru. Trudno wyobrazić sobie osobę, która pozostaje przy zdrowych zmysłach, kiedy świat tak drastycznie się zmienia. Bohaterowie wykazują się niesamowitym hartem ducha, stawiając czoło nowym zagrożeniom. Z dnia na dzień każdy musi nauczyć się zabijać, walczyć nie tylko z zombie, ale także z innymi ludźmi, broniąc znalezionego jedzenia czy miejsca na nocleg. W powieści pojawia się kilka bardzo wyraźnie zarysowanych problemów, nad którymi warto się zastanowić. Pierwszym jest wspomniany już dysonans między zachowaniami akceptowalnymi społecznie, ale zupełnie nieprzydatnymi w czasie apokalipsy a dojściem do głosu pierwotnego instynktu przetrwania i ignorowaniem potrzeb innych ludzi. Drugim aspektem jest próba zbudowania mikrospołeczności i ustanowienia nowych reguł, w których podział klasowy ustanowiony zostaje ze względu na umiejętności praktyczne danej osoby. Najważniejsi są ludzie potrafiący walczyć, leczyć, budować umocnienia, zdobywać pożywienie itd. Reszta ląduje na najniższych szczeblach drabiny społecznej i nikt się o nich nie troszczy, ponieważ stanowią jedynie ciężar dla grupy. Osobną kwestią są również stosunki miedzy najbliższymi oraz pytania o zasadność wiary w Boga. W powieści położono nacisk na osłabiające się więzi, które do tej pory łączyły bohaterów. Napięta atmosfera, niepewność jutra, ciągłe ataki potworów i niemożność odnalezienia się w tym dzikim otoczeniu powodują częste konflikty, uwypuklające różnice światopoglądowe postaci. W przypadku Briana czy Philipa metamorfoza jest znacznie bardziej złożona i intrygująca. Nie mogę zdradzić więcej, ale zapewniam, że ich wybory często szokują, poddając w wątpliwość wartości powszechnie uważane za najwyższe.

W Narodzinach Gubernatora pojawiają się drastyczne fragmenty, ale nie dominują nad głębszą warstwą tej historii. Akcja nie zwalnia nawet na chwilę, na każdej stronie dzieje się coś istotnego, niepozwalającego czytelnikowi na bezrefleksyjne śledzenie dalszych losów bohaterów. Lektura tej książki zapewnia całą gamę emocji, od przerażenia wywołanego przez pojawienie się nieumarłych, poprzez niedowierzanie spowodowane ludzkim okrucieństwem, zdolnością do czynienia zła i porzuceniem wszelkich skrupułów w chwili, gdy znany aparat władzy i normy prawne przestają istnieć, aż do wzruszenia wywołanego myślami o zwyczajnych, ciepłych gestach, które bohaterowie kierują w stronę najbliższych. Powieść napisana została prosto i dosadnie, bez owijania w bawełnę, pseudofilozoficznych dysput czy umoralniających wstawek. Usatysfakcjonowani powinni być zarówno amatorzy historii z dreszczykiem, miłośnicy tekstów przedstawiających postapokaliptyczną rzeczywistość jak i zwolennicy powieści skupionych na trudnych relacjach między bohaterami. Zachęcam do poznania Narodzin Gubernatora i przekonania się, na czym polega fenomen The Walking Dead.

Ocena: 5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Sine Qua Non. 

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik 

 


7 grudnia 2012

Jacqueline Kennedy. Historyczne rozmowy o życiu z Johnem F. Kennedym - Jacqueline Kennedy, Arthur M. Schlesinger jr


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 376

Historyk, wykładowca na Uniwersytecie Harvarda oraz doradca i przyjaciel Johna Fitzgeralda Kennedy’ego Arthur M. Schlesinger jr w 1964 roku przeprowadził obszerny wywiad z Jacqueline Kennedy kilka miesięcy po śmierci jej męża. Jacqueline zgodziła się na szereg rozmów, w których po raz pierwszy i ostatni zdradziła tak wiele informacji dotyczących polityki Kennedy’ego, jego stosunku do współpracowników, opinii na temat niezwykle istotnych i dramatycznych wydarzeń na świecie, a także ich małżeńskiej codzienności. Rozmowy odbywały się w marcu i czerwcu 1964 roku, ale od początku zarówno Schlesinger jak i Jacqueline wiedzieli, że takie wypowiedzi byłej pierwszej damy nie mogą zostać upublicznione w momencie ich nagrywania. Jackie zażądała umieszczenia taśm w skarbcu i zapieczętowania ich na pięćdziesiąt lat, zdając sobie sprawę z tego, że jej przemyślenia nie powinny ujrzeć światła dziennego w czasie, gdy prezydentura JFK, a także okoliczności jego śmierci budzą tyle kontrowersji. W przedmowie do książki Caroline Kennedy napisała, że po raz pierwszy odsłuchała tego wywiadu rzeki kilka tygodni po śmierci matki w 1994 roku, ale wtedy nie zdecydowała się na ich opublikowanie. Uważała, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment, żeby świat mógł poznać poglądy Jackie. Caroline Kennedy zdecydowała się na wydanie tej książki wiele lat później, uznając, że pięćdziesiąta rocznica prezydentury jej ojca stanowi doskonałą okazje do tego, by oddać głos osobie, która znała go z innej strony niż opinia publiczna.

Rozmowy Schlesingera z Jacqueline stanowią część większego projektu historii mówionej o JFK. Z tego względu pytania jakie padają, w oczywisty sposób związane są z osobą prezydenta Kennedy’ego, a poglądy i opinie samej Jackie nie wysuwają się na pierwszy plan. Książka promowana jest jako publikacja, z której możemy dowiedzieć się wiele o tym, co myślała i co czuła pierwsza dama. Rzeczywiście tak jest, ale zwracam uwagę na to, że Schlesingera nie tyle interesowały poglądy Jackie, co informacje na temat Johna, których ona mogła dostarczyć. Nie należy więc traktować tego wywiadu jako rozmów przygotowanych z myślą o tym, że dotąd zdystansowana i niewypowiadająca się o polityce Jacqueline pragnie przerwać milczenie i ujawnić szokujące fakty. Jej rolą było naświetlenie sylwetki JFK od strony prywatnej, nieznanej innym ludziom. Oczywiście z tych rozmów wyłania się portret innej Jackie, różnej od kobiety, która na początku uważana była za chłodną snobkę, a później stała się ikoną mody i idolką wielu młodych Amerykanek. Rozmówczyni ujawnia wiele istotnych informacji, zdradza, kto ze współpracowników cieszył się sympatią Kennedych, kto i z jakiego powodu popadł w niełaskę, a także jak wyglądały kulisy spotkań z przedstawicielami władz innych państw. Przyznam, że zaskoczyła mnie swoboda z jaką Jacqueline wypowiada się o Chruszczowie i jego żonie, jak ostro krytykuje Martina Luthera Kinga czy z jaką niechęcią charakteryzuje swoją poprzedniczkę Mamie Eisenhower, nazywając ją „okropną babą”. Caroline Kennedy napisała w przedmowie do książki, że gdyby ten wywiad został przeprowadzony kilka lat później, to matka złagodziłaby część swoich wypowiedzi. Myślę, że to słuszne przypuszczenie, ponieważ w niektórych fragmentach rozmowy powściągliwe i dyplomatyczne wypowiedzi Jackie ustępują miejsca złośliwym i chyba nie do końca sprawiedliwym uwagom.

Mimo tego, że żona JFK zdradza wiele i bez skrępowania ujawnia, kto i z jakiego powodu nie cieszył się szacunkiem prezydenta, to czytając tę książkę nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Jackie nie jest do końca szczera. Z jednej strony odpowiada na wiele pytań, barwnie opowiada o swoim małżeńskim życiu, ale z drugiej niesamowicie idealizuje męża. Przedstawia Johna Fitzgeralda Kennedy’ego jako prawdziwego bohatera, oddanego pracy i służbie Ameryce w każdym momencie swojej prezydentury. Według niej JFK był wybitnym dyplomatą, nigdy nie palił za sobą mostów, a na każdy konflikt umiał spojrzeć z przeciwnej strony, dzięki czemu rozumiał argumenty przeciwników i potrafił się z nimi dogadać.  Nawet, gdy wspomina o incydencie w Zatoce Świń to podkreśla, że John był tak cudownym człowiekiem, ponieważ ogromnie to przeżył i wziął na siebie całą odpowiedzialność za niepowodzenie operacji. Możliwe, że tak było, a ja w tym momencie dopatruję się nieszczerości na siłę, ale uważam, że trzeba mieć w pamięci motywy jakie kierowały Schlesingerem i Jackie. Oboje wiedzieli, że kiedyś ten wywiad zostanie upubliczniony, więc starali się przedstawić JFK z możliwie jak najlepszej strony. Ponadto Jacqueline opisuje swoje małżeństwo jako wzorowy związek. Ona tworzyła wokół męża atmosferę czułości i rodzinnego spokoju po to, by oderwać go od codziennych kłopotów, natomiast on zawsze dbał o żonę i dzieci. Trudno w to uwierzyć, ponieważ JFK nie miał opinii wiernego i oddanego małżonka. Wiadomo, że romansował z wieloma kobietami, a na dodatek nie ukrywał tych związków przed Jackie. Niektórzy twierdzą nawet, że gdyby rozwód nie zamykał drzwi do dalszej kariery, to najprawdopodobniej John Kennedy odprawiłby swoją małżonkę. W książce nie ma również wzmianki o zamachu, co wydaje mi się dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że rozmowy nagrano zaledwie kilka miesięcy po tym wydarzeniu.

Publikacja została przygotowana bardzo starannie. W przypisach znajdują się wyjaśnienia i uszczegółowienia dotyczące konkretnych osób i ich życiorysów czy też poszczególnych wydarzeń, sprawiające że książka stanowi fascynujący dokument, który może zainteresować nawet laika, nieposiadającego historycznej wiedzy. Jednak największe wrażenie wywarła na mnie możliwość usłyszenia wszystkich rozmów, ponieważ do książki dołączone jest nagranie wywiadu. To niesamowite, że możemy usłyszeć głos Jacqueline, jej śmiech, szept czy wzruszającą rozmowę z synkiem, który w pewnym momencie wbiega do pokoju i przerywa wywiad. Trudno wyrobić sobie opinie o Jackie Kennedy jedynie na podstawie tego, co zdradziła Schlesingerowi. Na pewno była kobietą wykształconą, inteligentną i bardzo dyskretną. Jestem przekonana, że w wywiadzie zdradziła tylko, co chciała powiedzieć, w jej głosie słychać kontrolę nad sobą i opanowanie. Zresztą pytania również są bardzo wyważone. Schlesinger nie próbuje wyciągać od Jackie informacji, wiele razy odniosłam wrażenie, że to on posiada większą wiedze na temat konkretnych wydarzeń, ponieważ przypomina swojej rozmówczyni pewne fakty czy daty. W książce umieszczono także wiele fotografii z rodzinnego albumu, na których JFK bawi się z dziećmi, wypoczywa na wsi lub składa oficjalne wizyty. Moim zdaniem w wywiadzie Jackie zdradza jedynie ułamek swojej wiedzy na temat kulisów polityki prowadzonej przez jej męża. Nie mówi szczerze o życiu rodzinnym, idealizując Kennedy’ego jako partnera. Niemniej warto poznać te rozmowy, ponieważ sprawiają, że historia odżywa na nowo, a przeszłość w niesamowity sposób staje się bliska wszystkim czytelnikom i słuchaczom.

Ocena: 4,5 / 6


Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Znak.


1 grudnia 2012

Od konsumpcji do konspiracji czyli warszawskie lokale gastronomiczne 1939-1944 - Anna Strzeżek


Wydawnictwo: Trio
Liczba stron: 232

Sięgając po publikację Anny Strzeżek spodziewałam się, że zgodnie z tytułem będzie ona koncentrować się na roli, jaką lokale gastronomiczne odebrały w walkach z okupantem. Niestety rozczarowałam się dość boleśnie, ponieważ książka ta dotyka niemal każdego tematu związanego z funkcjonowanie restauracji czy barów w Warszawie czasie drugiej wojny światowej, ale kwestia związków poszczególnych lokali z konspiratorami potraktowana została dość pobieżnie. Od konsumpcji do konspiracji to rzetelnie przygotowana publikacja historyczna, badająca funkcjonowanie miejsc rozrywki i spotkań Warszawiaków, jednak nie jest ona zbyt interesująca dla osób, które nie pasjonują się historią i tym konkretnym zagadnieniem.

Książka przywodzi mi na myśl pracę naukową. Anna Strzeżek skupia się na informacjach i danych liczbowych, określających zarobki kelnerów czy oferowane menu w poszczególnych grupach lokali gastronomicznych. Wykorzystuje również kroniki czy spisane wspomnienia osób, które ówcześnie podejmowały jakąś refleksje na temat restauracji, barów i kawiarni. Moim zdaniem książka jest nieco przeładowana tymi wszystkimi cytatami czy fragmentami piosenek, przez co zdanie samej autorki gdzieś się w treści rozmywa. Anna Strzeżek niewątpliwie bardzo dużo pracy włożyła w to, by prześledzić i opisać zasady funkcjonowania przybytków rozrywki w czasie wojny. W żaden sposób nie chcę podważyć jej kompetencji jako historyka, ale książkę czytało się ciężko, ponieważ w większości składa się z suchych informacji lub przytaczanych opinii innych ludzi. Autorka podzieliła publikację na kilka rozdziałów, ale często jest tak, że informacje zamieszczone w poszczególnych częściach w pewien sposób powtarzają się.

Mimo tego że Anna Strzeżek skupia się raczej na konkretach, na tym, co zostało kiedyś spisane i udowodnione, to przez sam fakt dotykania okresu wojennego, z książki można wyłowić smaczki, dające obraz życia zwykłego człowieka w okupowanej Warszawie. Najbardziej szokujące dla mnie jest to, że w czasie wojny wiele lokali gastronomicznych działało tak prężnie. Ludzie spotykali się w kawiarniach barach, restauracjach i wyszynkach po to, by choć przez chwilę zapomnieć o wojnie lub wręcz przeciwnie – dowiedzieć się jak wygląda sytuacja na froncie. Prowadzenie takiego przybytku lub pracowanie w nim wiązało się zarówno z profitami jak i ryzykiem. Na początku wojny kelnerzy nie byli zagrożeni wywózką do obozów, otrzymywali duże wynagrodzenie i regularne posiłki, później sytuacja uległa zmianie, ponieważ władze niemieckie dostrzegły jak ogromnym problemem jest dla nich kontrolowanie lokali w celu zdemaskowania konspiratorów. Zaostrzono przepisy, pojawiły się aresztowania całego personelu czy konflikty między niemiecką klientelą a polską obsługą. Interesujące zależności wynikały również z istnienia lokali przeznaczonych tylko dla Niemców czy tylko dla Polaków. Oficjalnie Niemcy mieli zakaz przebywania w restauracjach odwiedzanych przez Polaków, jednak w praktyce był to martwy przepis, którego władze nie potrafiły wyegzekwować.

Ogromną zaletą książki są zamieszczone fotografie, przedstawiające wnętrza niektórych z wspomnianych restauracji czy cukierni oraz upamiętniające widok na ulice, przy których się znajdowały. Na końcu publikacji zamieszczono spis lokali funkcjonujących w Warszawie w czasie okupacji wraz adresami i nazwiskami właścicieli. Anna Strzeżek napisała książkę skierowaną raczej do wąskiego grona odbiorców, pasjonatów historii, których interesują dane liczbowe dotyczące sprzedawanych ciast, tortów czy pitych alkoholi. Nie mogę odmówić autorce kompetencji i dobrego przygotowania do opisywanego zagadnienia, jednak zawarte w książce informacje nieco rozminęły się z moimi oczekiwaniami.

Ocena: 4 / 6


Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Trio.
 

23 listopada 2012

Dom sióstr - Charlotte Link


Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 640

Twórczość Charlotte Link do tej pory kojarzyła mi się z powieściami kryminalnymi, w których autorka w równym stopniu skupia się na dynamiczności akcji, intrygującej fabule i świetnie wykreowanych bohaterach. Dom sióstr nieco odbiega od tej charakterystyki, ponieważ z pewnością kryminałem nie jest. W powieści pojawia się wątek zabójstwa, ale stanowi on część znacznie obszerniejszej historii i mowa o nim dopiero na kilkunastu ostatnich stronach. Jednak, mimo tego że książka różni się od wcześniejszych dzieł Link, to uważam ją za równie zajmującą, intrygującą i świetnie napisaną. Dom sióstr ma więcej cech powieści psychologicznej i obyczajowej niż kryminalnej, ale nie powinno to nikogo odstraszyć, bo niemiecka pisarka po raz kolejny udowadnia, że jak nikt inny potrafi tworzyć dramatyczne, ale nieprzesadzone historie, w których los bezlitośnie igra sobie z uczuć i marzeń bohaterów.

Barbara i Ralph to niemieckie małżeństwo w średnim wieku, które przyjeżdża do Westhill House w Yorkshire, by spędzić Święta Bożego Narodzenia jedynie w swoim towarzystwie. Bohaterowie od dawna nie potrafią się porozumieć, ich związek wisi na włosku, a wyjazd do Anglii to ostatnia próba ratowania małżeństwa. Niestety od początku nic nie idzie zgodnie z planem. Niespodziewane, obfite opady śniegu sprawiają, że Barbara i Ralph zostają odcięci od świata i uwięzieni w ogromnym domu. Nie ma elektryczności, ogrzewanie również nie działa, a na domiar złego kurczą się skromne zapasy jedzenia. W takiej atmosferze trudno o spokojną i rzeczową rozmowę, więc napięcie między małżonkami nieustannie narasta. W trakcie poszukiwań czegokolwiek nadającego się do spalenia i ogrzania ogromnego domu, Barbara natrafia na ukryty pod podłogą manuskrypt. Jego autorką jest poprzednia właścicielka Westhill House Frances Gray, która przelała na papier historię swojego życia. Barbara pogrążając się w lekturze stopniowo poznaje burzliwe losy członków rodziny Gray, pełne tajemnic, rozczarowań i wzajemnych waśni. Kobiecie wydaje się, że historia sprzed kilkudziesięciu lat nie ma już dla nikogo z żyjących znaczenia, ale szybko okazuje się jak bardzo się myli. Poznanie sekretów mieszkańców Westhill House ściąga na Barbarę i jej męża śmiertelne niebezpieczeństwo.

Dość obszernie nakreśliłam fabułę powieści, ale tego wszystkiego czytelnik dowiaduje się już na kilku pierwszych stronach, więc nie zdradziłam żadnego szczegółu, mogącego zepsuć przyjemność płynącą z nagłych zwrotów akcji i zaskakujących koneksji między postaciami. Charlotte Link napisała historię pełną pasji, wielkich emocji, życiowych dramatów i trudnych wyborów. Co więcej udało jej się idealnie zbalansować proporcje między współczesnym wątkiem o Barbarze i Ralphie, a historią z przeszłości, skupiającą się na życiu Frances. Dom sióstr czytało mi się doskonale. Książka liczy sobie ponad sześćset stron, ale każda warta jest uwagi i skupienia. Ani przez chwilę nie odczułam, że akcja jest zbyt powolna, przegadana czy też nieprawdopodobna i to poczytuję za ogromną zaletę tej książki. Wydarzenia wykreowane na potrzeby powieści mogłyby zdarzyć się w rzeczywistości, co więcej jestem przekonana, że w wielu rodzinach dba się o to, by podobne historie nigdy nie wyszły na jaw.

Link jest prawdziwą mistrzynią w powoływaniu do literackiego życia postaci o skomplikowanej i złożonej psychice. W recenzowanej książce nie ma podziału na dobrych i złych, ponieważ każdy bohater w pewnych sytuacjach jest uczciwy i sprawiedliwy, ale w innych okolicznościach postępuje zupełnie odmiennie. W recenzji innej książki tej pisarki wspomniałam, że bierze ona na warsztat z pozoru zwyczajną rodzinę i krok po kroku pokazuje czytelnikowi, co sprawia, że relacje między ludźmi ulegają drastycznej zmianie. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia w przypadku Domu sióstr. Barbara i Ralph wśród przyjaciół uchodzą za zgodną i dopasowaną parę, ale tylko oni wiedzą, że ich małżeństwo to fikcja. Powolny, ale bardzo dramatyczny rozpad więzi rodzinnych uderza również w przypadku Grayów. Niegdyś silna, mocno związana ze sobą rodzina nagle stanęła w obliczu problemów, powodujących rozłam i niepozwalających na odbudowanie dawnej bliskości. Bardzo podoba mi się rozmach, z jakim ta opowieść została napisana. Autorka porusza wiele istotnych tematów, począwszy od poszukiwania przez młodego człowieka swojego miejsca na ziemi, poprzez działalność w organizacji walczącej o prawa wyborcze dla kobie i ustanowienie życiowych priorytetów, wpływ doświadczeń wojennych na psychikę żołnierzy walczących na froncie, skończywszy na stawieniu czoła decyzjom podjętym w przeszłości i zmierzeniu się z bólem wynikającym z rozgoryczenia tym, co przyniósł los. Link rewelacyjnie ilustruje gęstniejącą atmosferę między domownikami, wynikającą z nagromadzenia wzajemnej niechęci i agresji. Często bohaterowie zupełnie nie rozumieją postępowania innych, nie potrafią wykazać się empatią, nie chcą przyjąć do wiadomości, że druga strona ma odmienny system wartości. Obdarowują się niechętnymi spojrzeniami, ironizują, wdają się w kłótnie, nie potrafią rozmawiać, co prowadzi do dramatów i nieodwracalnej tragedii.

Nie polubiłam żadnego bohatera, ale absolutnie nie wpłynęło to na przyjemność poznawania ich losów. Barbara to perfekcjonistka, która musi mieć wszystko pod kontrolą. Jest tak doskonała, że aż drażniąca. Prawniczka z sukcesami na koncie, która wielokrotnie zagłębiała się w życie swoich klientów, poznawała ich z tej drugiej, ukrywanej przed światem strony. Jednak ta opanowana i racjonalnie myśląca kobieta jeden raz daje się ponieść emocjom, co okazuje się dla niej brzemienne w skutki. Pod wieloma względami Barbara jest podobna do Frances, chociaż ta druga to uosobienie chłodu i praktyczności. Frances nie użala się nad sobą, przyjęła maskę twardej i zdecydowanej kobiety, która zniesie wszystko. Istotną postacią jest również obecna właścicielka Westhill House Laura Selley. Jej obsesyjne przywiązanie do posiadłości sprawiło, że bohaterka od lat skrywa pewną, bolesną tajemnicę. Oprócz tych trzech kobiet w powieści pojawia się mnóstwo innych postaci, odgrywających znaczącą dla całej historii rolę. Wśród nich można wymienić psychicznie okaleczonego przez wojnę George’a, sufrażystkę Alice, niesamodzielną i rozhisteryzowaną Victorię czy zgorzkniałego i rozczarowanego życiem Johna.

Charlotte Link posiada talent do pisania takich złożonych, wielowątkowych opowieści. Dom sióstr cechuje  akcja, która wciąga od pierwszej strony, a burzliwa historia postaci niemalże sama opowiada się czytelnikowi. Język, jakim posługuje się pisarka idealnie oddaje wszystkie emocje bohaterów, zarówno te dostrzegalne na pierwszy rzut oka, jak i te głęboko skrywane. Opisy wojennych realiów, krajobrazów Yorkshire czy brutalnego traktowania kobiet w więzieniu głęboko zapadają w pamięć, przywołując w myślach wyraźne obrazy nawet po ukończeniu lektury. Po raz kolejny powieść Link zapewniła mi godziny spędzone na poznawaniu niebanalnych bohaterów, śledzeniu dramatycznych wydarzeń i rozmyślaniu o tym, co ja zrobiłabym w sytuacji, w jakiej znalazła się Barbara, Frances, Victoria czy Laura. 

Ocena: 5,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik