1 października 2024

Pani March - Virginia Feito

 

Wydawnictwo: Echa
Liczba stron: 328
Pierwsze wydanie: 2021
Polska premiera: 2023

Kupiłam tę książkę pod wpływem zgrabnie ułożonego opisu na okładce, który przekonuje, że Pani March to nieco satyryczna opowieść o idealnej pani domu podejrzewającej swojego męża o bycie mordercą. Zgodnie z hasłami od wydawcy ten tytuł stanowi połączenie thrillera psychologicznego i czarnej komedii. Bohaterka żyje dostatnio dzięki pisarskiej karierze George’a, którego każda książka wywołuje niemałe poruszenie na rynku wydawniczym. Właśnie ukazała się jego kolejna powieść, ale tym razem sukces jest wręcz oszałamiający. Wywiady dla telewizji, wyjazdy promocyjne, przyjęcia na cześć sławnego pisarza sprawiają, że pani March jest dumna z męża, ale tylko do czasu aż właścicielka cukierni nie stwierdzi, że kobieta przypomina główną bohaterkę nowej książki. Jak to możliwe? Czyżby George dopuścił do tego, żeby jego własna żona została sportretowana w powieści o odrażającej prostytutce Johannie? Czy naprawdę pani March i ta wymyślona kobieta mają ze sobą coś wspólnego? Od tego momentu bohaterka nabiera podejrzeń. Jest przekonana, że mąż coś przed nią ukrywa, być może morderstwo dziewczyny, która zaginęła przed kilkoma miesiącami. Wpada w spiralę lęków, urojeń oraz wspomnień o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa.

Moim zdaniem wspomniany opis na okładce jest niestety ciekawszy niż treść książki. Teoretycznie wszystko w tej powieści powinno działać, ale w praktyce byłam nią zmęczona i doczytałam tytuł raczej z wewnętrznego przymusu kończenia rozpoczętych lektur niż autentycznego zainteresowania. Pierwsze, co rzuca się w oczy to trzecioosobowa, specyficzna narracja skupiająca się wyłącznie na głównej bohaterce. Wszystkie postaci zostały sportretowane oczami pani March, a zatem czytelnik nie dostaje pogłębionego wglądu w ich charakterystyki, ponieważ protagonistka nie poświęca swoim bliskim prawdziwej uwagi. Zarówno mąż, jak i syn gdzieś tam przewijają się na marginesie historii, ale w zasadzie stanowią tło. Zachowanie rodziny March jest bardzo… powieściowe. To chyba najważniejszy zarzut w stosunku do tej historii, ponieważ od początku do końca miałam wrażenie, że nie śledzę prawdziwych, wiarygodnie zarysowanych bohaterów. Jakbym oglądała stary film, w którym widzimy tylko pojedyncze kadry mające za zadanie pokazać powolny upadek popadającej w szaleństwo kobiety. Krótkie rozdziały przywodzą na myśli filmowe kadry. Jedna scena, kiedy pani March czuje się dziwnie wyobcowana na przyjęciu organizowanym w jej domu, kolejna, gdy właścicielka cukierni sugeruje, że prostytutka Johanna z książki pana Marcha i jego żona mają wiele cech wspólnych. Następne ujęcie przedstawia protagonistkę widzącą w sąsiednim budynku kobietę wyglądającą dokładnie jak ona sama. I tak dalej przez całą książkę.

Oczywiście pojawiają się jeszcze paranoiczne przemyślenia pani March, bo moim zdaniem od początku wiadomo, że to ona widzi zakrzywiony obraz rzeczywistości i problem jest w niej, a nie otaczających ją ludziach. To, co ma urok w starym filmie, w tej książce mnie drażniło i przez cały czas czułam, że nie mogę odpowiednio zaangażować się w opowieść. Autorka poświęca mnóstwo czasu na opis tego, co główna bohaterka robi w ciągu dnia albo o czym myśli w danej chwili. Jest to interesujące tylko na początku, bo jednak dość szybko czytelnik orientuje się, że pani March jest uwięziona w gorsecie konwenansów, dbania o pozory i zastanawiania się, co ludzie powiedzą. Zdecydowanie zbyt mało się tutaj dzieje, by móc rozpoznać w tej historii thriller psychologiczny, że o czarnej komedii nawet nie wspomnę, bo w portrecie rodziny March nie ma nic zabawnego.

Virginia Feito stworzyła opowieść o  nieszczęśliwej, chorej kobiecie, której wołania o pomoc nikt nie zauważył. W opiniach czytelników często pojawia się wzmianka, że protagonistka jest szalenie irytująca i trudno znieść jej sposób myślenia. Moim zdaniem ona jest przede wszystkim bardzo zagubiona i tak mocno zespolona z wizerunkiem perfekcyjnej amerykańskiej pani domu z wyższych sfer (prawdopodobnie żyjącej gdzieś w połowie XX wieku), że nie umie postępować inaczej niż zgodnie z grą pozorów wyniesioną z domu rodzinnego. Chodzi do muzeum, bo tak wypada, a nie dlatego, że ją to interesuje. Dba o dekoracje świąteczne w salonie, bo co sobie goście pomyślą, kiedy zauważą ich brak. Szkoda, że autorka nie pokusiła się o bardziej rozbudowaną psychologię postaci, wykraczającą poza zilustrowanie przywiązanie pani March do zachowania pozorów. Lektura była dla mnie raczej rozczarowująca. Jeśli szukacie skomplikowanego thrillera albo emocjonującej opowieści o żonie podejrzewającej, że jej mąż jest mordercą, to takich treści nie dostaniecie. Trudno mi komukolwiek polecić tę książkę, więc ostrzegam, że czytacie na własne ryzyko.

Ocena: 2 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz