"Niemal każdy Amerykanin powyżej pewnego wieku dokładnie pamięta, co robił 11 września 2001 roku". Tymi słowami Garrett M. Graff rozpoczyna książkę, będącą bardzo szczegółową kroniką wydarzeń, które dwadzieścia jeden lat temu zaszokowały ludzi na całym świecie. Przyznaję, że również pamiętam, co robiłam tamtego dnia, mimo że miałam wówczas jedenaście lat i bardzo mgliste pojęcie czym jest terroryzm. Wróciłam ze szkoły i razem z mamą oglądałam telewizję, w której ciągle emitowano nagranie z momentu jak samoloty wbijają się w bliźniacze wieże. Pytałam czy wybuchła wojna i martwiłam się, że nam w Polsce też może przydarzyć się podobna tragedia. Prawdziwa groza ataku oraz ogrom cierpienia ofiar dotarły do mnie dużo później, kiedy byłam już starsza i czytałam artykuły zawierające relacje ocalałych, ale też wspomnienia tych, którzy zginęli. Wydawało mi się, że wiem sporo na temat zamachu na World Trade Center, jednak dopiero lektura tej książki uświadomiła mi, że byłam w błędzie. Jedyny samolot na niebie to niesamowita publikacja oddająca głos ludziom, którzy 11 września znaleźli się w samym centrum wydarzeń. Autor zebrał setki, jeśli nie tysiące wypowiedzi składających się na przerażającą relację z dnia, który na zawsze wpisał się w historię XXI wieku.
Od dawna wiedziałam, że historia mówiona ma moc, bo żadne opracowanie naukowe nie odda tylu szczegółów, emocji oraz wzruszeń, co opowieść człowieka dzielącego się swoimi doświadczeniami. Nie wiedziałam tylko, że lektura takich treści może być jednocześnie fascynująca i bolesna. Nie zliczę ile razy odkładałam książkę na bok, ponieważ przytłaczał mnie rozmiar opisanej tragedii, by za chwilę znowu po nią sięgnąć. Czułam, że powinnam czytać dalej i w ten sposób oddać hołd wszystkim, którzy zginęli tylko dlatego, że innych ludzi zaślepiła nienawiść. Graff uporządkował wszystkie wypowiedzi, dzięki czemu czytelnik zapoznaje się z możliwe jak najdokładniejszym, chronologicznym przebiegiem wydarzeń z 11 września. Począwszy od poranka, kiedy piękna pogoda nie zapowiada nadciągającego zła, poprzez kolejne godziny, w których wzmianka o uderzeniu samolotu w jedną z wież, zamienia się w nadawane na wszystkich kanałach informacje o ataku terrorystycznym. Kiedy walą się budynki WTC, grzebiąc pod gruzami setki osób, które nie zdołały wydostać się na czas, świat wstrzymuje oddech kolejny raz. Jednak groza nie ustaje, bo przecież zaatakowany zostaje również Pentagon, a kolejny samolot United Airlines rozbija się w Pensylwanii.
Autor wykonał nieprawdopodobną pracę, ponieważ nie tylko dotarł do wielu ludzi i osobiście przeprowadził z nimi wywiady, ale też przekopał się przez stosy dokumentów i materiałów na temat ataku na WTC, by zbudować z nich spójny przekaz. Jestem pod wielkim wrażeniem jego zaangażowania, ale też odporności psychicznej, bo z pewnością niełatwo jest przez lata zajmować się tym tematem. Oczywiście wyrazy uznania należą się również innym historykom, dziennikarzom, badaczom zbierającym informacje, porządkującym fakty, rozmawiającymi z ocalałymi oraz rodzinami ofiar, ponieważ Graff korzystał również z ich ustaleń. W publikacji dokładnie wymienia wszystkie źródła, łącznie z instytucjami, które od dawna gromadziły zapisy historii mówionej, dbając o utrwalenie i zarchiwizowanie traumatycznych wspomnień tak wielu osób. Książka jest rzetelnie i fachowo napisana. Autor nie ocenia, nie komentuje, nie dodaje swoich spostrzeżeń, pozwalając, by słowa świadków zamachu na WTC wybrzmiały i dotarły do czytelnika w możliwie niezmienionej formie.
Wspomniałam już, że lektura Jedynego samolotu na niebie jest bardzo trudna i wymagająca. Zawiera tak wiele poruszających, dosłownie wyciskających łzy opowieści, że nie sposób wszystkich przytoczyć. Nie ośmielam się też ich wartościować ani oceniać, bo każdy głos to czyjaś tragedia. Niemniej najbardziej dotknęły mnie przytoczone w książce nagrania oraz rozmowy jakie pasażerowie czwartego porwanego samolotu odbyli z bliskimi. Ci ludzie wiedzieli już z jakiego powodu zostali uprowadzeni i zdawali sobie sprawę, że najpewniej nie wyjdą z katastrofy żywi. Mimo tego podjęli decyzję, by sprzeciwić się napastnikom i nie dopuścić do rozbicia samolotu tam, gdzie znów zginą setki ludzi. Dzwonili zatem do swoich rodzin, żeby się pożegnać, zapewnić bliskich o miłości, oddaniu i wierze, że jeszcze kiedyś spotkają się w lepszym świecie. Podobnie zachowywali się ludzie uwięzieni w WTC, zwłaszcza ci znajdujący się na wyższych piętrach, kiedy orientowali się, że pomoc nigdy do nich nie nadejdzie. Również relacje rodzin ratowników łamią serce, bo nikt nie spodziewał się, że wieże WTC zawalą się, odbierając życie strażakom mozolnie wspinającym się na kolejne piętra budynków.
Publikacja Graffa pozwala spojrzeć na zamachy terrorystyczne z 11 września całościowo. Widać, że tamtego dnia panował ogromny chaos wzmagany przez dezinformację służb oraz kłopoty w rozeznaniu, co tak naprawdę dzieje się w kraju. Wiele osób, również wysoko postawionych, było przekonanych, że Ameryka została zaatakowana i oto rozpoczyna się prawdziwa wojna. Dziennikarze niedowierzali temu, co relacjonują, a ludzie przed telewizorami mieli nadzieję, że to wszystko okaże się jakąś koszmarną pomyłką. Uderzyło mnie również to, że o przeżyciu katastrofy często decydował przypadek. Ktoś akurat w momencie uderzenia odszedł od biurka i dzięki temu nie został zmieciony przez fragment samolotu; ktoś inny tego dnia odwołał spotkanie w WTC; pewien mężczyzna zawrócił do pokoju hotelowego po krawat i te sekundy opóźnienia ocaliły mu życie. Ludzie, którzy przeżyli moment wbijania się samolotów w budynki, na piechotę schodzili z wysokości kilkudziesięciu pięter. Jednych ocaliło to, że akurat znajdowali się przy niezniszczonej klatce schodowej i mogli rozpocząć mozolną wędrówkę w dół, innych pchał naprzód natarczywy głos w głowie, nakazujący nie zatrzymywać się i nie odpoczywać. Wiele osób wspomina o nadludzkich siłach jakie znaleźli, woli przetrwania o jaką siebie nie podejrzewali, bohaterskich działaniach strażaków, ale też zwyczajnym szczęściu sprawiającym, że akurat oni mogli wydostać się z budynków.
Jedyny samolot na niebie to niesamowicie przejmująca książka, którą czytałam ze ściśniętym sercem. Nie wystawiam żadnej oceny, bo taki reportaż nie powstał dla walorów literackich. Jeśli interesują was wydarzenia z 11 września to gorąco polecam lekturę. Miejcie jednak w pamięci, że czytanie jej bywa bardzo wymagające oraz wyczerpujące emocjonalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz