Opowieści o zombiakach uwielbiam w każdej postaci, dlatego motyw apokalipsy spowodowanej przez pojawienie się żywych trupów chyba nigdy mi się nie znudzi. Zdaję sobie sprawę, że w tego typu historiach trudno o oryginalność i niespotykane wcześniej rozwiązania, ale i tak co jakiś czas chętnie sięgam po książkę, film albo grę z zombie w roli głównej. Jakimś cudem przegapiłam powieści Miry Grant, a swego czasu był na nie szał i zbierały bardzo pozytywne opinie wśród fanów gatunku. W recenzjach czytałam, że paradoksalnie to nie potwory są najważniejsze w tej serii, bo autorka pokazuje świat, w którym ludzie są w pewnym stopniu oswojeni z obecnością zombiaków. Brzmi dość nieprawdopodobnie, ale faktycznie pisarka miała ciekawy pomysł.
Akcja pierwszej części rozgrywa się w 2039 roku, czyli ponad dwadzieścia lat od momentu, kiedy na świecie pojawił się wirus zmieniający ludzi w krwiożercze monstra. Naukowcy mieli szlachetne pobudki, szukając trwałego leku nie tylko na nowotwory, ale też grypę i zwyczajne przeziębienie. Niestety coś poszło mocno nie tak. Wprawdzie ludzie przestali chorować na raka, zapomnieli nawet co to katar i drapanie w gardle. Zamiast tego musieli nauczyć się walki o przetrwanie, kiedy doszło do globalnej epidemii wirusa sprawiającego, że zdrowe osoby nagle przemieniały się w bezrozumne bestie. Bohaterowie cyklu to około dwudziestoletni blogerzy zajmujący się dostarczaniem informacji, relacjonowaniem najważniejszych wydarzeń oraz wyszukiwaniem gorących newsów, które należy upublicznić zanim tradycyjne media będą próbowały sprawę zatuszować. Georgia i Shaun Masonowie są coraz lepsi w swoim fachu, o czym świadczy fakt, że zostali wybrani do relacjonowania nadchodzącej kampanii prezydenckiej. Oboje nie posiadają się z radości, ponieważ takie zlecenie oznacza prostą drogę na zawodowy szczyt. Jednak wkrótce okazuje się, że bohaterowie muszą mieć się na baczności, gdyż komuś zależy na tym, by jeden z kandydatów nie dożył dnia wyborów. Atmosfera gęstnieje, a zagrożenie ze strony zombie wydaje się niemal tak poważne jak w dniu wybuchu pandemii.
Mam bardzo mieszane odczucia wobec tej powieści i niestety już na wstępie muszę wyznać, że zachwytu nie było. Feed to dość opasłe tomiszcze, więc liczyłam na zajmującą akcję oraz dobrze opisany świat sprawiający, że nie będę chciała odłożyć książki na bok. Niestety doświadczyłam czegoś wręcz przeciwnego, ponieważ wiele razy nudziłam się w trakcie lektury. Intryga zawiązuje się zdecydowanie zbyt wolno. Uważam też, że autorka niepotrzebnie tak szczegółowo przedstawia niektóre czynności wykonywane przez bohaterów, a na dodatek z lubością powtarza te same informacje, wspominając chociażby o całej elektronice jaką Georgia i Shaun mają zawsze ze sobą. Jasne, rozumiem, że chodziło o pokazanie nowej rzeczywistości, w której ludzie rzadko wychodzą z domu, ponieważ wolą nie narażać się na niebezpieczeństwo, wiec całymi dniami ślęczą przed ekranami, chłonąc informacje o świecie przekazywane przez blogerów. Rozumiem też, że pisarka musi na początku wspomnieć o całym tym ekwipunku, mikro urządzeniach ukrytych w ubraniach oraz mozolnym procesie zgrywania materiałów na dyski, wrzucania na serwery, selekcjonowania treści do publikacji itd., ale po którymś razie czytania o tym samym miałam po prostu dość.
Gwoli sprawiedliwości dodam, że autorka przekonująco nakreśliła wizję świata, w którym tylko odważni, żeby nie powiedzieć szaleni, ludzie decydują się na opuszczenie domów. Jeśli są blogerami, relacjonują niemal każdą chwilę na zewnątrz w nadziei na podniesienie statystyk oglądalności. Kiedy wreszcie bohaterowie zaczynają uczestniczyć w kampanii prezydenckiej, historia nabiera nieco rumieńców i w końcu robi się ciekawiej. Mira Grant zabiera czytelnika w podróż po Stanach Zjednoczonych diametralnie zmienionych wybuchem epidemii wirusa Kellis-Amberlee. Wiele się wydarzyło od pamiętnego 2014 roku. Kraj stanął na skraju upadku, gdy ludzie zaczęli przemieniać się w zombie, ale ostatecznie Ameryka przetrwała. Nie wszystkie stany udało się uratować, walka pochłonęła wiele istnień, przez lata wdrożono szereg procedur, ale infekcje wciąż się zdarzają. Dlatego na każdym kroku na ludzi czekają skanery, wykrywacze, testy, zabezpieczenia zmieniające domy w twierdzę nie do zdobycia. Z wirusem Kellis-Amberlee nie ma żartów. Wszystkie te procedury, obostrzenia, kwarantanny i środki zapobiegawcze podziałały na moją wyobraźnię. Mam wrażenie, że po doświadczeniu pandemii Covid-19, powieść o tym, że ludzie musieli nauczyć się żyć z wirusem zombizmu robi większe wrażenie niż kiedykolwiek wcześniej.
Feed nie jest typową opowieścią o apokalipsie zombie, ale kilka charakterystycznych dla gatunku scen można w niej znaleźć. Bohaterowie wpadają czasami w tarapaty i muszą stoczyć walkę z potworami. Mają też okazję przeszukać pewien opuszczony kompleks, gdzie zagrożenie może czyhać na każdym kroku. Nie mogę powiedzieć, że wiele razy czułam niepokój, ale lekkie napięcie już tak. Skoro wspomniałam o postaciach to najwyższy czas napisać coś więcej. Georgia i Shaun są rodzeństwem i to bardzo ze sobą zżytym. Spędzają razem niemal każdą chwilę, wspólnie pracując i odpoczywając. Czasami miałam wrażenie, że ta relacja wykracza poza więzi łączące siostrę z bratem. Chyba lepiej byłoby, gdyby autorka uczyniła z nich parę. W każdym razie największy problem miałam z przejęciem się losem protagonistów. Tak naprawdę nie martwiłam się o nich, nie stresowałam się, kiedy wpadali w kłopoty i aż do samego końca było mi obojętne, co się z nimi wydarzy. Oczywiście w powieści są również inne postaci, ale nikt szczególnie nie przykuł mojej uwagi. Emocje pojawiły się dopiero w finale, jednak i na to będę narzekać. Decyzja autorki nieprzyjemnie mnie zaskoczyła, sprawiając, że na razie nie mam ochoty sięgać po kolejny tom. Powodem nie jest smutek wywołany rozwiązaniem intrygi, a raczej obawa, że kontynuacja skupi się na postaci, która wydaje mi się najmniej ciekawa ze wszystkich.
Mira Grant napisała powieść wyróżniającą się na tle innych historii o zombie. Wiele elementów mnie w tej książce drażniło, ale znalazłam też pozytywy sprawiające, że nie uważam lektury za stratę czasu. Na pewno Feed lekko trąci myszką, bo od premiery minęło ponad 10 lat, więc skupienie na środowisku blogerów będących gwarantami dostępu do prawdziwych informacji, jest niewiarygodne. Jednak akurat tego aspektu nie czepiałabym się zbyt mocno. Bardziej przeszkadzały mi dłużyzny, a także dość prosta intryga. Od połowy książki można domyślić się, kto sabotuje kampanię prezydencką senatora Rymana. Jak już wspomniałam, nie mam teraz ochoty sięgać po kontynuację, ale za jakiś czas pewnie to zrobię, żeby sprawdzić jak rozwinęła się ta historia.
Ocena: 3 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz