Luty miał być dla mnie czasem
odpoczynku po trudnym okresie w pracy, robienia sobie drobnych przyjemności i
łapania życiowej równowagi. Niewiele z tych planów wyszło, bo przez pierwsze
dwa tygodnie wciąż zmagałam się z różnymi zawodowymi sprawami, a potem wybuchła
w Ukrainie wojna, która sprawiła, że przez kilka dni funkcjonowałam jak w
transie. Byłam i w jakimś stopniu nadal jestem przytłoczona sytuacją, myślami o
tym, że niewinni Ukraińcy giną, tracą dach nad głową i dobytek życia,
rozdzielają się z bliskimi, uciekają do obcych krajów, nie wiedząc kiedy będą
mogli wrócić do domu. Staram się jednak zachować względną równowagę i nie
popadać w czarnowidztwo. Absolutnie rozumiem, że wiele osób nie ma teraz ochoty
czytać, oglądać i zajmować się rzeczami błahymi, ale dla mnie trzymanie się
tych aktywności jest potrzebne. Pamiętam, że kiedy dwa lata temu wybuchła
pandemia to zupełnie straciłam zainteresowanie tym, co kiedyś było ważne i w
dłuższej perspektywie ten marazm połączony z zamartwianiem się o przyszłość bardzo
mi zaszkodził. Dlatego teraz normalnie chodzę do pracy, planuję, interesuję się
kulturą popularną, cały czas mając nadzieję, że rosyjski agresor zostanie
wkrótce powstrzymany. Nie będę pisać o zbiórkach towarów i przelewach, bo na
pewno doskonale już wiecie w jaki sposób można pomagać. Oczywiście zachęcam do
włączania się w akacje humanitarne i zrobienia czegoś dobrego na miarę swoich
możliwości 💙💛.
Książki
Z powodów wymienionych powyżej w
lutym przeczytałam tylko jedną książkę, ale nie ukrywam, że Instynkt śmierci nie należy do lektur,
od których trudno się oderwać. Dokończyłam czytanie bardziej z obowiązku i
chęci sięgnięcia po inne tytuły niż z przyjemności, dlatego nie polecam
powieści Jeda Rubenfelda. Na blogu jest już recenzja, więc zainteresowanych
odsyłam do tekstu. Opublikowałam również post na temat reportażu o wykluczeniu
komunikacyjnym w Polsce. Wprawdzie to jeszcze styczniowa lektura, ale może
kogoś ciekawi jakie wrażenie zrobiła na mnie publikacja zatytułowana Nie zdążę.
Filmy
Filmów obejrzałam również mniej
niż w styczniu, bo poświęciłam uwagę tylko czterem produkcjom. Na pierwszy
ogień wybrałam Slumber Party Massacre z
2021 roku, czyli remake kolejnego znanego slashera z lat 80. Mam mieszane
uczucia względem tego dzieła, bo z jednej strony jest mocno przesadzone, ale z
drugiej to doskonała satyra na klasyczne slashery. Tutaj to dziewczyny biorą
sprawy w swoje ręce, polując na zabójcę, a chłopcy czekają na ratunek. Nie
wszystkie sceny mają sens, ale doceniam zabawę z konwencją i feministyczny
wydźwięk tego filmu.
Widziałam również nowy Krzyk, jednak historia nie wywarła
na mnie wielkiego wrażenia. W dużej części przewidziałam rozwój wydarzeń,
zdemaskowałam mordercę, więc niczym mnie ten obraz nie zaskoczył. Fajnie, że
pojawiły się nawiązania do oryginału, rozmowy o fandomie i miłośnikach
horrorów, ale to nie zatuszowało braku ciekawego pomysłu na historię. Szkoda
też, że powrót kultowych postaci takich jak Sidney Prescott czy Gale Weathers
nie miał większego znaczenia. Bardzo lubię pierwszy Krzyk, ale chyba czas
zostawić tę serię w spokoju. W lutym nadrobiłam Legion Samobójców z 2021 roku.
Pierwsza część nie przypadła mi do gustu, druga jest moim zdaniem nieco lepsza,
bo historia nabrała lekkości i widać, że to kino superbohaterskie po bandzie.
Niemniej to typowy popcorniak, o którym zapomina się tuż po seansie. Na koniec
miesiąca potrzebowałam filmu zapewniającego ucieczkę w inny, angażujący świat.
Mąż namówił mnie na rewatch Władcy Pierścieni i to był świetny wybór. Drużyna
Pierścienia to nadal widowiskowy, świetnie zagrany i pokazujący uniwersalne
wartości filmy, który dobrze się starzeje. Aż trudno uwierzyć, że premiera
odbyła się ponad 20 lat temu!😲
Seriale
W kwestii seriali też nie mogę
się pochwalić niczym szczególnym, gdyż udało mi się obejrzeć tylko jeden sezon.
Rozpoczęłam przygodę z Mr. Robotem i pewnie jestem jedną z nielicznych osób dopiero
ogarniających ten tytuł. Niemniej cieszę się, że w końcu poznałam Elliota –
genialnego specjalistę od bezpieczeństwa w sieci, który pod wpływem pewnego
spotkania dołącza do grupy hakerów chcących zmienić porządek świata. Intryga
budowana jest dość wolno, ale kiedy historia już się rozkręci to trudno
spokojnie oglądać kolejne odcinki. Główny bohater jest teoretycznie niepozornym
człowiekiem żyjącym w swoim świecie i mającym duży problem z relacjami
międzyludzkimi. Jak się okazuje Elliot ma bardzo bogatą i złożoną osobowość,
która niestety przysparza mu sporo problemów. Inni bohaterowie również zostali
świetnie sportretowani, moją ulubienicą jest Angela i mam nadzieję, że w drugim
sezonie ta postać zazna trochę spokoju. Doceniam to, że twórcy podjęli swoistą
grę z widzem, zmuszając do uważnego oglądania i ciągłego zastanawiania się czy
to, co widzimy naprawdę przydarza się protagonistom. Jestem bardzo ciekawa
dokąd ta opowieść prowadzi i na pewno będę oglądać kolejne sezony.
Gry
W lutym premierę miała gra Dying
Light 2, ale czekam na upgrade sprzętu, żebym mogła w nią zagrać. Mój
dziesięcioletni PC nie udźwignie takiego tytułu, więc zanim nie kupię lepszego
to postanowiłam odświeżyć sobie pierwszą część. Uwielbiam gry z zombiakami i
Dying Light nawet po latach wciąż daje mnóstwo frajdy. Korzystam teraz z wersji
na Nintendo Switch, więc grafika jest nieco gorsza, ale i tak powrót do tego tytułu
uważam za udany. Bieganie po mieście nadal zachwyca, wykonywanie zadań
pobocznych ciekawi, a potwory przerażają, więc jest tak jak zapamiętałam. W
2015 roku napisałam recenzję tej gry, więc zainteresowanych odsyłam do tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz