5 maja 2020

Niemiecki bękart - Camilla Läckberg


Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 568
Pierwsze wydanie: 2007
Polska premiera: 2011

Książki Camilli Läckberg towarzyszą mi od lat, gdyż jej debiutancką powieść przeczytałam w 2011 roku, kiedy skandynawskie kryminały były szalenie popularne w Polsce. Moda przeminęła, ale sentyment pozostał, dlatego od czasu do czasu sięgam po znane serie, licząc, że wzbudzą we mnie nieco inne emocje niż książki amerykańskich i brytyjskich autorów. Twórczość Läckberg poznałam na tyle dobrze, że wiem czego spodziewać się po jej historiach, chociaż być może powinnam uważać z tym stwierdzeniem, ponieważ słyszałam, że najnowsza powieść pisarki znacząco odbiega od Sagi o Fjällbace. Niemniej w Niemieckim bękarcie znalazłam elementy, z którymi kojarzę jej kryminały, czyli rozbudowany wątek obyczajowy, bolesną przeszłość bohaterów, opis skomplikowanych relacji rodzinnych, sympatyczne postaci oraz niezbyt wymagającą zagadkę do rozwikłania. 

Bardzo cieszę się, że na pierwszy plan wreszcie wróciła Erika Falck. Czekałam na to od drugiej części serii, ponieważ autorka odstawiła bohaterkę na boczny tor, skazując ją na rolę gospodyni domowej i matki, której nie w głowie pogoń za mordercami. Był to dla mnie niesamowicie irytujący zabieg, gdyż polubiłam ambitną Erikę, pisarkę kryminałów, która w pierwszym tomie odgrywa naprawdę znaczącą rolę. Teraz kobieta znów angażuje się w śledztwo, gdyż w pewien sposób jest ono związane z historią jej rodziny. Gdy bohaterka znajduje na strychu hitlerowski medal owinięty w zakrwawiony dziecięcy kaftanik, postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o samym odznaczeniu oraz okolicznościach w jakich trafił do domu jej matki. W tym celu udaje się do lokalnego historyka specjalizującego się w badaniach wydarzeń z okresu drugiej wojny światowej. Niestety mężczyzna nie jest zbyt skory do pomocy, więc wydaje się, że Erika musi zapomnieć o sprawie. Nie jest to jednak takie proste, gdyż okazuje się, że wkrótce po spotkaniu historyk został zamordowany. Bohaterka pomaga w prowadzeniu śledztwa, docierając przy tym do informacji rzucających światło na czasy młodości jej matki.

Nie będę ukrywać, że Niemiecki bękart to moim zdaniem najsłabsza część spośród pięciu tomów, które do tej pory przeczytałam. Nie oczekuję od pisarstwa Läckberg szalonych zwrotów akcji czy niesamowicie skomplikowanej intrygi, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tym razem pisarka po prostu poszła na łatwiznę. Powieść liczy ponad pięćset sześćdziesiąt stron, ale spokojnie można byłoby ją uszczuplić o setkę, a może i nawet dwie. Wówczas czytelnik nie musiałby dogłębnie poznawać planu dnia bohaterów, towarzyszyć im w trakcie spacerów z dziećmi czy śledzić banalnych dialogów dotyczących zwyczajnych, codziennych spraw. Doskonale wiem, że warstwa obyczajowa to świętość w skandynawskim kryminale, ale dla mnie ma wartość, kiedy służy zaakcentowaniu przemian społecznych czy refleksji nad jakimś istotnym zjawiskiem. Oczywiście skłamałabym, pisząc, że w tej książce nie ma tego typu elementów, ale jednak dominuje takie typowe przegadanie i wypełnianie historii scenkami z życia rodzinnego bohaterów, żeby odwlec moment wielkiego finału, który wcale taki wielki nie jest. Naprawdę łatwo przewidzieć zakończenie i rozwikłać zagadkę na długo przed bohaterami, ponieważ pisarka korzysta z dość oklepanych motywów i szybko można się domyślić jaką rolę ostatecznie dana postać odegra. 

Niemniej to nie przegadanie oraz przewidywalność najbardziej drażniły mnie w tej powieści. Za dużo bardziej irytujące uważam wątki pokazujące wyidealizowany obraz życia we współczesnej Szwecji. Dwie lesbijki spodziewające się dziecka przeprowadzają się ze stolicy na prowincję i spotyka je ciepłe przyjęcie, mimo że we wsi działa stowarzyszenie skrajnie nietolerancyjnych „sympatyków” nazizmu. Aktualna partnerka nie ma nic przeciwko, żeby jej ukochany spotykał się z byłą żoną na spacery. A rzeczony mężczyzna jest krystalicznie uczciwy i wierny, więc już w przedbiegach stopuje zapędy eks, która to zresztą natychmiast dochodzi do wniosku, że podrywanie byłego męża jest niestosowne, więc nie ma żadnego problemu. Nastolatki kłócą się z rodzicami, ale jedna „oczyszczająca” rozmowa załatwia sprawę i naprawia kontakty. Alkoholicy od lat zmagający się z nałogiem, rzucają picie z dnia na dzień, a policjanci zazwyczaj lekceważący swoje obowiązki nagle doznają olśnienia i postanawiają sumiennie je wykonywać. Mogłabym podać jeszcze parę takich przykładów, ale myślę, że już wiadomo o co mi chodzi. 

Läckberg niby odsłania mroczną stronę ludzkiej natury, ale czyni to głównie w odniesieniu do przeszłości, tak jakby wszystko, co złe wynikało z życia w trudnych czasach, wdania się w kiepskie towarzystwo w młodości czy nieuporania z traumatycznymi doświadczeniami. Przez to po raz pierwszy mam wrażenie, że pisarka pokazuje zakłamany obraz rzeczywistości, a na dodatek idzie na skróty, wypełniając książkę nieważnymi wątkami (np. wątek siostry Eriki kompletnie niczego nie wnosi). Ponadto prawie wszystkie kobiety w sile wieku są w ciąży i to najczęściej nieplanowanej. Nie wiem, o co z tym chodzi, ale naliczyłam aż cztery bohaterki spodziewające się dziecka. Mam nadzieję, że nie oznacza to, iż autorka nie umie rozwijać żeńskich postaci, jeśli nie są wtłoczone w rolę matki. 

Czy zatem cokolwiek podobało mi się w tej powieści? Tak, ale nie było tego wiele. Z przyjemnością wróciłam do Fjällbacki i do znajomych postaci, nawet jeśli większość z nich żyje w cukrowej bańce. Fajnie było poczytać o Erice i Patriku, ponieważ tworzą zgraną parę i szczęśliwą rodzinę. Wprawdzie opisów ich codzienności też było dla mnie nieco za dużo, ale ogólnie darzę tę dwójkę sympatią, więc wybaczam. Zainteresował mnie również wątek związany z drugą wojną światową. Autorka pokazała realia życia w Szwecji lat 40. oraz bohaterów mających różne podejście do ówczesnej sytuacji. Jedni chcieli dorobić się na współpracy z Niemcami, inni uważali, że należy pomóc członkom norweskiego ruchu oporu. Uważam, że kreacja postaci z przeszłości wyszła pisarce znacznie lepiej niż charakterystyka protagonistów z teraźniejszości i głównie z powodu tych wątków książkę przeczytałam bez ubolewania nad straconym czasem. Niemniej nadal uważam, że Läckberg stać na więcej. Jak zawsze jestem ciekawa waszej opinii, więc podzielcie się wrażeniami z lektury. A może ktoś przeczytał całą serię? 

Ocena: 3 / 6
Saga o Fjällbace

6. Syrenka
7. Latarnik
8. Fabrykantka aniołów 
9. Pogromca lwów
10. Czarownica

Książka przeczytana w ramach wyzwania organizowanego na blogu Przestrzenie Tekstu (skandynawski kryminał).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz