Pierwszy sezon Scream był swego rodzaju eksperymentem, ponieważ w formie kilkunastoodcinkowego serialu przedstawiono historię, wpisującą się w ramy typowego slashera. Na dodatek fabułę oparto o kultową serię Wesa Cravena, co również było dość ryzykownym posunięciem, bo filmowy Krzyk to marka sama w sobie, więc twórcy musieli zdawać sobie sprawę z oczekiwań fanów. Od początku sceptycznie podchodziłam do tego tytułu, ale ku mojemu zaskoczeniu, zaangażowałam się w przygody nastolatków walczących z seryjnym zabójcą, z przyjemnością odnotowując kolejne nawiązania do znanych filmów grozy oraz śledząc dialogi poświęcone schematom gatunkowym horroru. Ostatni epizod pierwszej serii nie wyjaśnił wszystkich niewiadomych, więc z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Akcja drugiego sezonu rozpoczyna się kilka miesięcy po tragicznych wydarzeniach w Lakewood. Emma Duvall wraca do domu, do szkoły i przyjaciół, wspierających ją w odzyskaniu równowagi i zapomnieniu o masakrze. Wydaje się, że wszyscy bohaterowie poradzili sobie z traumą – każdy na swój sposób, ale jednak na tyle skutecznie, by wrócić do normalności. Niestety spokój nie trwa długo, ponieważ zamaskowany morderca powraca, zabijając kolejne osoby, dręcząc Emmę i manipulując jej bliskimi.
Grupa nastolatków i impreza? To nie może dobrze się skończyć.
Slasherowy schemat został zachowany – morderca powraca, mimo że teoretycznie jest to niemożliwe. Taki zabieg od razu rodzi szereg pytań o tożsamość postaci siejącej postrach wśród mieszkańców Lakewood. Sama zastanawiałam się czy w miasteczku pojawił się naśladowca, czy może zabójca z pierwszego sezonu miał wspólnika, który postanowił kontynuować jego dzieło. Wbrew pozorom nie stanowi to jednak najistotniejszej kwestii do rozstrzygnięcia, ponieważ znacznie ważniejsze jest powstrzymanie kolejnego szaleńca w masce i pelerynie.
Pierwsze morderstwo w tym sezonie.
W tej serii widz wie znacznie więcej niż bohaterowie, którzy przez długi czas nie zdają sobie sprawy, że znów znajdują się na celowniku psychopaty. Wprawdzie już w pierwszym odcinku ginie ktoś z kręgu głównych postaci, jednak pozostali nie mają pojęcia, co się wydarzyło. Przyznam, że ten wątek jest nieco naciągany, ale jednocześnie na tyle sensowny, że nie psuje przyjemności z oglądania. Z jednej strony trudno uwierzyć, że grupa przyjaciół nie drąży, co się stało z jednym z nich, nie próbuje nawiązać kontaktu, ślepo wierząc w mało wiarygodne wyjaśnienie zniknięcia, ale z drugiej, rozumiem, że dzięki takiemu rozwiązaniu twórcy budują napięcie. Naturalnie odbiorca nie zna całej prawdy, jednak znajduje się o krok przed bohaterami, ponieważ posiada więcej informacji, co prowokuje do snucia własnych teorii oraz domysłów mających na celu rozwikłanie zagadki.
Prezent dla tych, którzy serial już widzieli :)
Zaryzykuję stwierdzenie, że przyjemność z oglądania drugiej odsłony Scream wiąże się głównie z możliwością snucia przeróżnych interpretacji oraz powiązań pomiędzy teraźniejszymi wydarzeniami mającymi miejsce w Lakewood, a mroczną przeszłością miasteczka. Dodatkowo twórcy dobrze opanowali sztukę przykuwania uwagi widza, ponieważ na koniec niemal każdego odcinka pojawia się cliffhanger wywołujący naglącą potrzebę włączenia kolejnego epizodu. Krwawych scen jest w drugim sezonie nieco mniej, ale jeśli już są obecne, zapadają w pamięć ze względu na poziom „pomysłowości” psychopaty, dbającego o stworzenie odpowiednio makabrycznej scenerii do swoich czynów.
Kto tym razem da się oszukać?
Tym razem morderca działa trochę inaczej, ponieważ jego postępowanie częściej ma na celu dręczenie protagonistów, wpędzanie ich w poczucie winy oraz sprawianie, by stracili zaufanie do przyjaciół, niż doprowadzenie do ich śmierci. Oczywiście ofiar nie brakuje, jednak zabójca zdaje się czerpać ogromną satysfakcję z samej możliwości manipulowania nastolatkami oraz świadomości posiadanej nad nimi władzy. Przewaga psychopaty wynika przede wszystkim z nadnaturalnych zdolności hakerskich. Nie zliczę ile razy w ciągu jednego odcinka protagoniści dostają głuche telefony, fałszywe wiadomości tekstowe czy spreparowane wpisy w mediach społecznościowych. Nie mam pojęcia, na czym scenarzyści zbudowaliby intrygę, gdyby nie było smartfonów i powszechnego dostępu do sieci. Uważam, że motyw zastraszania za pomocą nowych mediów został wyeksploatowany do granic przyzwoitości, dlatego można poczuć irytację, kiedy okazuje się, że kolejny raz ktoś dał się złapać w pułapkę dzięki sztuczce z nieprawdziwą wiadomością.
Brooke nie ma w tym sezonie lekko.
Bohaterowie nieco wydorośleli i zmienili się, dlatego w kontynuacji zmniejszyła się liczba typowo nastoletnich problemów czy scen pokazujących szkolne życie. Twórcy większy nacisk położyli na zilustrowanie łączących ich relacji z naciskiem na przyjaźń, troskę oraz wyjaśnianie sekretów z przeszłości. Jestem pozytywnie zaskoczona rozwojem postaci, ponieważ wreszcie zyskali więcej charakteru i osobowości. Już tak łatwo nie wpisują się w schematy, zgodnie z którymi poszczególnym osobom można przypiąć etykietę kujona, mięśniaka, seksownej ale niezbyt mądrej dziewczyny, geeka itd.
Zgadnijcie o kim mowa!
Młodzi mieszkańcy fikcyjnego Lakewood przeszli metamorfozę, co pozytywnie wpłynęło na jakość serialu. Emma Duvall jako Final Girl przestała być tak irytująco niezdecydowana i bezbronna. Wreszcie jest w stanie zadbać o siebie nieco lepiej, mimo że cierpi na ataki paniki wywołane traumą sprzed kilku miesięcy. Podobał mi się także wątek Brooke, której poświęcono znacznie więcej czasu ekranowego. Scenarzyści nie oszczędzają bohaterki, ale odrzucają wizerunek wyrachowanej panny z bogatego domu, dzięki czemu widzowie mogą poznać prawdziwą twarz dziewczyny. Z sympatią śledziłam poczynania zafiksowanego na punkcie horroru Noah, który w tym sezonie wydał mi się znacznie bardziej prawdziwy. W pierwszej odsłonie został wtłoczony w rolę Randy’ego Meeksa z filmowego Krzyku, teraz zyskał odrębność, stając się ciekawszym i zabawniejszym bohaterem.
Nie da się ukryć, że kontynuacja serialu nie obfituje w tak dużo odwołań do popularnych utworów grozy jak pierwsza seria. Być może wynika to z faktu, że fabuła Scream nie jest już ściśle związana z dziełami Cravena, gdyż stała się samodzielną, osobną historią wpisującą się w ramy gatunkowe slashera. Trudno mi jednoznacznie ocenić czy takie rozwiązanie jest dobre, czy złe. Rozumiem, że twórcy musieli uczynić pewien postęp, ponieważ nie mogą w nieskończoność eksploatować tych samych wątków czy kopiować słynnych fragmentów z Krzyku, ale nie ukrywam, że trochę brakowało mi wyszukiwania podobieństw między serialowymi a filmowy dialogami czy wręcz całymi scenami. Na szczęście nie jest tak, że drugi sezon zupełnie pozbawiono smaczków dla fanów kina groza. Odniesienia wciąż się pojawiają tylko nie w takim natężeniu jak początkowo. Moje serce skradł świetnie przygotowany i wkomponowany w fabułę cytat z Carrie, który na pewno na długo zapamiętam.
W walce z psychopatą bohaterowie mogą liczyć tylko na siebie.
Tożsamość mordercy była dla mnie kompletnym zaskoczeniem, a przyznam, że typowałam kilka postaci, więc naprawdę zdziwiłam się, gdy okazało się, iż zabójcą nie jest żadna z nich. Nie do końca przekonuje mnie zaproponowane rozwiązanie, gdyż mam obiekcje, co do motywacji zabójcy oraz sposobu w jaki maskował przed światem swoje prawdziwe oblicze. Z jednej strony czuję się usatysfakcjonowana niespodzianką, ale z drugiej, nie mogę pozbyć się wrażenia, że znacznie bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem byłoby obsadzenie w roli psychopaty [SPOILER] syna nowego szeryfa, niespodziewanie przybyłego do Lakewood kuzyna Kierana lub nawet Audrey. Zwłaszcza że wokół tych postaci wytworzono aurę tajemnic, niedopowiedzeń oraz problemów mogących wskazywać na zaburzenia psychicznie. Ciekawy wątek pojawia się również w halloweenowym odcinku specjalnym, którego finał daje podstawę do nowych interpretacji. Scream polecam przede wszystkim fanom slasherów, ponieważ to przyzwoita produkcja, dająca kilka godzin odprężenia i rozrywki. MTV zapowiedziało emisję trzeciego sezonu, jednak jeszcze nie wiadomo czy będzie to kontynuacja losów znanych już bohaterów, czy historia zupełnie nowych postaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz