Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 462
Pierwsze wydanie: 2015
Ostatnio chętniej sięgałam po klasykę grozy niż po współczesne horrory, co doprowadziło do zaniedbania tej drugiej grupy. Postanowiłam więc nadrobić zaległości i zapoznać się z książką, zbierającą wiele pozytywnych recenzji wśród blogerów. Gałęziste dotarło do mnie w połowie stycznia, ale cieszę się, że za lekturę zabrałam się dopiero w okresie świątecznym, ponieważ w przedstawionej historii Wielkanoc odgrywa ogromne znaczenie. Głównymi bohaterami jest para studentów, którzy zdecydowali się na wspólny wyjazd, by ratować rozpadający się związek. Karolina i Tomek różnią się jak ogień i woda. Coraz częściej ciche dni zastępują czułe chwile, a spędzony razem czasem doprowadza do wybuchu sprzeczek lub kłótni. Wycieczka w okolice Suwałk jawi się jako ostatnia szansa na naprawienie relacji, ale od samego początku wszystko idzie nie tak jak powinno. Najpierw Tomek omal nie powoduje wypadku drogowego, następnie okazuje się, że z zamówionego noclegu nici, a młodzi lądują w maleńkiej wiosce położonej w samym sercu lasu. Już pierwszej nocy przekonują się, że w okolicy dzieje się coś dziwnego, jednak to dopiero wstęp do ich mrożącej krew w żyłach przygody.
Początek powieści zawiera dość dokładne charakterystyki postaci, dzięki którym szybko zorientowałam się, że Karolinę i Tomka więcej dzieli niż łączy. Ona jest spokojną, ułożoną, religijną dziewczyną, wyznającą wartości raczej niepopularne wśród współczesnych dwudziestolatków. On z kolei chce czerpać z życia pełnymi garściami, nie martwić się o przyszłość, a przede wszystkim nie stosować nakazów i zakazów wiary, utożsamianych z ciemnotą i zacofaniem. Jakim cudem ta dwójka stworzyła związek? Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia, ponieważ moim zdaniem ta ich wielka „miłość” to tak naprawdę wzajemna męczarnia oraz wieczna szarpanina, wynikająca ze ścierania się ludzi o odmiennym podejściu do niemal każdej dziedziny życia. W związku z tym pierwsze rozdziały nie nastroiły mnie zbyt pozytywnie do protagonistów, ale nie odebrały przyjemności z lektury, ponieważ zarówno Karolina, jak i Tomek zostali wykreowani w sposób wyrazisty, a to uważam za dużą zaletę. Jedynie zgrzytały mi drobne nieścisłości w tej charakterystyce, bo np. nie wyobrażam sobie, że zagorzała katoliczka nie wie, co symbolizuje znak ankh lub lekką ręką rezygnuje z uczestniczenia w wielkanocnych liturgiach. Niemniej w ogólnym rozrachunku na kreacje postaci nie narzekam.
Atmosfera grozy rysuje się od pierwszych stron, chociaż na dawkę mocnych wrażeń trzeba poczekać, ponieważ przez długi czas autor jedynie sygnalizuje, że wokół bohaterów dzieje się coś dziwnego. Znaki te są subtelne, ale jednocześnie na tyle wymowne, że przykuwają uwagę i pobudzają wyobraźnię. Związkowe perypetie Karoliny i Tomka zapewne dość szybko uznałabym za nudne, gdyby nie powoli budowane napięcie, które pozwoliło mi mieć nadzieję, iż w kulminacyjnym momencie autor popisze się ciekawym pomysłem na historię grozy. Na szczęście nie zawiodłam się. Kiedy mniej więcej w połowie powieści wydarzenia nabrały tempa, z zadowoleniem zauważyłam, że groza wprowadzana przez Urbanowicza nie jest oczywista, nachalna lub wywołana scenami gore. Pisarz straszy tak jak lubię, czyli sugeruje nadprzyrodzoność przedstawionych wypadków, ale pozostawia furtkę dla bardziej logicznego wyjaśnienia. Poza tym pozwala czytelnikowi wysnuć własne hipotezy, lekko zapętlając historię i tworząc drugoplanowe postaci, których intencje pozostają niejasne prawie do samego końca. Natomiast finał zaskakuje, co również uważam za dużą zaletę. Spodziewałam się konwencjonalnego rozwiązania intrygi, a otrzymałam znacznie ciekawszy wariant, udowadniający, że autor dobrze przemyślał charakterystykę protagonistów.
Pod względem fabuły Gałęziste uważam za całkiem satysfakcjonującą powieść, dlatego tym bardziej żałuję, że musze ponarzekać na warstwę językową. Przede wszystkim książka jest zbyt obszerna, w niektórych momentach przegadana, a pewne sytuacje opisane z nadmierną szczegółowością. Wychodzę z założenia, że czytelnik nie potrzebuje dookreślenia wszystkich czynności wykonywanych przez bohatera, ponieważ w trakcie lektury jest w stanie automatycznie dopowiedzieć i uzupełnić wiele kwestii. Nie muszę przeczytać o tym, że ktoś wyciągnął kluczyki z kieszeni, otworzył zamek, zamknął drzwi i odpalił silnik, żeby wiedzieć, że właśnie wybrał się samochodem w podróż. Przykład jest oczywiście przerysowany, ale nadmierne skupienie na detalach bywa w Gałęzistym irytujące. W książce zdarzają się też powtórzenia oraz błędy w konstrukcji zdań.
Osobną kwestię stanowi styl wypowiedzi postaci oraz język, jakim Urbanowicz opisuje kolejne wydarzenia. O ile komentarze Tomka czy jego sprzeczki z dziewczyną idealnie oddają charakter protagonisty, o tyle te same wyrażenia oraz częste przekleństwa stosowane przez inną postać lub narratora, psują efekt. W przedmowie autor zaznacza, że „chwyty językowo-literackie, które wyglądają z pozoru na błędy (…) zostały użyte z premedytacją i każdy z nich ma swój cel (…)”. Rozumiem, ale nie rozwiązuje to problemu braku zróżnicowana stylu wypowiedzi postaci. To, co pasuje do porywczego Tomka, razi w ustach Karoliny kreowanej na delikatną, wyrozumiałą i czułą osobę. Również do narracji wkradły się niepotrzebne kolokwalizmy, sprawiające wrażenie, że czasami narrator przyjmuje punkt widzenia Tomasza. Na koniec muszę dodać, że określenie ludzi pracujących w polu mianem wieśniaków uważam za spory nietakt.
Artur Urbanowicz miał pomysł na dobry horror i przekuł go w ciekawą i trzymającą w napięciu historię, w której nie zawsze wiadomo, co jest prawdą, a co jedynie ułudą sprowadzającą na bohaterów kolejne nieszczęścia. Podobały mi się opisy gęstego, mrocznego lasu, sprawiającego wrażenie świadomego bytu mającego władzę nad ludźmi wkraczającymi w jego ostępy. Czasami leśne polany oraz ukryte w gęstwinie jeziora jawią się jako oaza spokoju, innym razem przyroda pokazuje swoje dzikie, gniewne oblicze. Dodatkową atrakcję stanowi wplecenie do fabuły motywów zaczerpniętych z dawnych słowiańskich wierzeń. Pozytywne wrażenia z lektury Gałęzistego psują wspomniane mankamenty językowe, których w trakcie lektury nie potrafiłam zignorować. Autor powinien popracować nad stylem, by w kolejnej książce warstwa językowa dorównywała intrygującej fabule.
Ocena: 4 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości Autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz