28 listopada 2016

Diabelskie zaklęcia - Maxime Chattam


Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 560
Pierwsze wydanie: 2004
Polska premiera: 2006

Kiedy ktoś prosi, żebym wymieniła tytuły ulubionych kryminałów lub thrillerów zawsze wspominam o Otchłani zła i W ciemnościach strachu Chattama. Powieści głęboko zapadły mi w pamięć, mimo że rocznie czytam naprawdę wiele historii o morderstwach, oszustwach i wypaczeniach psychiki pchających bohaterów do popełniania makabrycznych czynów. Jednak wspomniane książki wyróżniają się spośród tej mnogości różnych utworów błyskotliwą intrygą, świetną kreacją nietuzinkowych protagonistów oraz mroczną, bardzo niepokojącą atmosferą, opadającą na czytelnika wraz z zagłębieniem się w pierwszą stronę dzieła. Diabelskie zaklęcia to zwieńczenie Trylogii zła, ostatnia opowieść o mężczyźnie potrafiącym niemal wniknąć do umysłu przestępcy, rozszyfrować czające się w nim demony, a na końcu pokonać bestię w ludzkiej skórze. Nie ukrywam, że z lekką obawą podeszłam do tej części, bo nawet świetnym pisarzom zdarzają się potknięcia w kreowaniu finałowych scen, przez co dobrze zapowiadające się serie, pozostawiają w czytelniku niedosyt. Na szczęście Maxime Chattam poradził sobie doskonale, ponieważ nie tylko z rozmachem zakończył historię głównego bohatera, ale sprytnym wybiegiem nawiązał do kolejnej książki, zapewniając sobie tym samym grono wiernych czytelników.

Po ostatnim, niezwykle wyczerpującym śledztwie prywatny detektyw Joshua Brolin zaszył się w domu położonym w leśnej głuszy nieopodal Portland. Mężczyzna wiele przeszedł w swoim życiu, stając się samotnikiem stroniącym nie tylko od obcych, ale także od przyjaciół i bliskich. Wydaje się, że jedynie poznana przed paroma miesiącami policjantka Annabel O’Donnel potrafi skruszyć ten mur obojętności i chłodnego profesjonalizmu Brolina. Kiedy kobieta zatrzymuje się na kilka dni u detektywa, oboje planują krótki urlop. Niestety jeden telefon niweczy zamiary, ponieważ Brolin zostaje powiadomiony o tajemniczej śmierci mężczyzny znalezionego na leśnej polanie. Pozornie nie widać śladów morderstwa, ale wykrzywiona strachem twarz ofiary sugeruje, że zgon nie nastąpił z przyczyn naturalnych. Na dodatek w mieście dochodzi do serii dziwnych zdarzeń. Nocą z własnych domów znikają kobiety, chociaż nie ma śladów włamania, a mężowie zarzekają się, że niczego nie słyszeli. Jakby tego było mało mieszkańców ogarnia panika związana z inwazją jadowitych pająków, których ukąszenia powodują śmierć kilku osób. Detektyw i nowojorska policjantka muszą dowiedzieć się, kim jest kolejna bestia atakująca niewinnych ludzi.

Powieść zaczyna się mocno i z przytupem, dlatego gwarantuję, że czytając tę książkę, nie będziecie nudzić się ani przez sekundę. Nie potrafię wskazać czy bardziej emocjonował mnie prolog, zawierający obraz niecodziennego przebiegu sekcji zwłok, czy rozdział, w którym pojawia się pierwsza ofiara, a wraz z nią sugestia, iż jej śmierć nastąpiła w wyjątkowo dramatycznych i przerażających okolicznościach. Jednak z całym przekonaniem stwierdzam, że w tej historii napięcie rośnie z każdą chwilą. Nawet jeśli akcja na moment zwalnia i wydaje się, że bohaterowie zyskają czas na dojście do siebie po wyjątkowo wyczerpującym i niebezpiecznym zdarzeniu, możecie być pewni, że to tylko cisza przed burzą. Chattam przygotował dla czytelników tyle mrożących krew w żyłach opisów, iż z powodzeniem mógłby obdarować swoimi pomysłami kilku poczytnych pisarzy thrillerów.

Przede wszystkim pająki! Motyw tych budzących grozę stworzeń przewija się od początku do samego końca opowieści, czyniąc ją jedną z bardziej emocjonujących oraz oddziałujących na wyobraźnię historii, jaką kiedykolwiek czytałam. Nie bez znaczenia jest fakt, że cierpię na arachnofobię, więc wszystkie wzmianki o atakach pająków, polanach rojących się od obrzydliwych, włochatych i śmiertelnie jadowitych osobników czy wreszcie ewidentnej fascynacji mordercy niektórym gatunkami, działały na mnie wyjątkowo silnie. Odniosłam wrażenie, że autor przelał na papier wszystkie moje koszmary i najgorsze wyobrażenia, takie jak spotkanie pająka wielkości szczura, natknięcie się na czarną wdowę w trakcie zwykłych zakupów w supermarkecie czy nieświadome postawienie bosej stopy wokół gotowego do ataku ptasznika. Może się wydawać, że pisarz popuścił wodze fantazji, przesadzając z makabrycznymi opisami, ale zapewniam, że wszystko ma swoje logiczne i naukowe wyjaśnienie. W twórczości Chattama podoba mi się ta dbałość o szczegóły oraz chęć przekazania wiedzy nie tylko z zakresu profilowania czy kryminalistyki, ale także mniej powszechnych, budzących strach tematów, takich jak hodowla egzotycznych pająków w warunkach domowych czy pozyskiwanie i odpowiednie przygotowanie paraliżującej toksyny.

Przeraża, ale jednocześnie intryguje postać mordercy. Kim jest człowiek upodabniający swoje odrażające czyny do zachowań pająków? W jaki sposób udaje mu się preparować ciała, by przypominały ofiary ośmionożnych istot? Co napędza jego wypaczoną psychikę i jak można zapobiec kolejnym atakom na niewinnych mieszkańców Portland? Na te wszystkie pytania próbują odpowiedzieć zarówno śledczy z miejscowej policji, jak i nieoficjalnie zaangażowany do sprawy Brolin oraz wplątana w dochodzenie O’Donnel. Z ciekawością obserwowałam poczynania bohaterów, próbując wysnuć jakąś mądrą hipotezę i zdemaskować zabójcę. Oczywiście nie udało mi się to, ponieważ Chattam zbudował skomplikowaną intrygę, której rozwikłanie uważam za szalenie trudne zadanie. W zasadzie aż do finału podejrzewałam każdą z wielu pojawiających się w historii osób, co sprawiło, że zakończenie było dla mnie sporym zaskoczeniem. Muszę też zwrócić uwagę, że w Diabelskich zaklęciach nie mamy do czynienia z kolejnym schematycznym typem seryjnego zabójcy, którego skłonności można wytłumaczyć trudnym dzieciństwem czy przeżytą w przeszłości traumą. W moim odczuciu pisarz wszedł na wyższy poziom, przedstawiając prawdziwe zepsutego i przesyconego złem mordercę, którego pojmowanie rzeczywistości jest głęboko wypaczone. Na dodatek spowija go aura tajemnicy i nieuchwytności, ponieważ przez długi czas bohaterowie nie są w stanie znaleźć żadnego punktu zaczepienia rzucającego nowe światło na sprawę.

W większości kryminałów i thrillerów w pewnym momencie pojawia się wątek romantyczny. Jeśli głównymi bohaterami są kobieta i mężczyzna, można być niemal pewnym, że ostatecznie połączy ich gorące uczucie. Na szczęście Chattam zrezygnował z tego schematu, chociaż zakończenie sugeruje, że związek pomiędzy Joshuą a Annabel ma szansę przerodzić się w coś więcej niż przyjaźń. Niemniej pisarz pozostawia tę kwestię otwartą, więc od interpretacji czytelnika zależy czy dwoje ludzi boleśnie naznaczonych przez los, znajdzie spokój i ukojenie u swojego boku. Nie jestem fanką niewyjaśnionych wątków, ale akurat w tej książce to swoiste niedopowiedzenie mnie nie drażni. Cieszę się też, że w Diabelskich zaklęciach nie występują kiczowate sceny, w których kobieta pakuje się w tarapaty, a nieustraszony mężczyzna biegnie jej na ratunek. U Chattama protagoniści są sobie równi, tworzą udany duet i płeć nie determinuje ich postępowania. O’Donnel jest wysportowana, inteligentna i odważna, a Brolin ma niesamowity dar do budowania portretów psychologicznych zbrodniarzy oraz podążania tokiem rozumowania największych zwyrodnialców. Detektyw i policjantka świetnie się uzupełniają, dzięki czemu śledziłam ich przygody z ogromną przyjemnością.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym na koniec trochę nie ponarzekała. Ostatni tom trylogii uważam za bardzo intrygujący, dobrze napisany i trzymający poziom wcześniejszych części. Jednak sądzę, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby autor skupił się bardziej na postaci Brolina, a mniej na goszczącej u niego Annabel. Czuję lekki niedosyt spowodowany tym, że narrator znacznie częściej towarzyszy O’Donnel, relacjonując jej myśli i odczucia związane nie tylko ze śledztwem, ale także z osobą detektywa. Czasami miałam wrażenie, że Brolin gdzieś się w tym zagubił, jakby zszedł nieco na dalszy plan. Bawiły mnie także fragmenty, w których obcy ludzie nerwowo reagują na widok Joshuy, zgodnie twierdząc, że jest w nim coś mrocznego i niebezpiecznego. Dla mnie to ciut zbyt nachalne i uważam, że taka informacja powinna pojawić się tylko raz. Niemniej wymienione zarzuty to tak naprawdę drobnostki niewpływające w znaczący sposób na odbiór powieści. Jestem fanką twórczości Maxime’a Chattama, z pewnością wkrótce zabiorę się za kolejną jego książkę, a wam gorąco polecam Trylogię zła. Emocje i mocna dawka wrażeń gwarantowane. 

Ocena: 5 / 6

Trylogia zła:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz