19 marca 2016

Fear The Walking Dead, sezon 1


Liczba sezonów: 2 
(premiera drugiego sezonu 10 kwietnia)
Lata emisji: 2015 -
Liczba odcinków w pierwszym sezonie: 6
Obsada: Kim Dickens, Cliff Curtis, Alycia Debnam-Carey
Frank Dillane, Elizabeth Rodriguez

Kiedy w zeszłym roku usłyszałam, że przerwę pomiędzy kolejnymi sezonami mojego ukochanego The Walking Dead, wypełni produkcja utrzymana w ramach tego samego uniwersum, byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Przecież nikt nie zastąpi genialnych, w większości przeniesionych na ekran z komiksowego pierwowzoru, bohaterów ani nie odtworzy nieprawdopodobnie emocjonujących i intensywnych wydarzeń. Po co więc produkować kolejny serial bazujący na przetrwaniu w świecie opanowanym przez zombie? Cóż, odpowiedź jest prosta – dla pieniędzy. Nie mam wątpliwości, że Fear The Walking Dead to odcinanie kuponów od sukcesu opowieści o perypetiach grupy Ricka Grimesa, desperacko walczącej o przeżycie oraz zachowanie namiastki człowieczeństwa w obliczu upadku cywilizacji. Niemniej ciekawość zwyciężyła i obejrzałam pierwszy sezon składający się z zaledwie sześciu odcinków.
Pomimo niechęci do myśli, że mój ulubiony system rozrywkowy poszerzył się o kolejny serial, muszę przyznać, iż pomysł na dokładne pokazanie jak rozpoczęła się apokalipsa zombie nie jest zupełnie pozbawiony sensu. The Walking Dead wrzuca odbiorcę w sam środek zdarzeń, ponieważ kiedy Rick budzi się w szpitalu, stary świat już nie istnieje. Po ulicach krążą żywe trupy, ocalali chowają się w prowizorycznych schronach i nic nie jest takie jak dawniej.
Nie da się ukryć, że coś jest nie w porządku.
Oczywiście później pojawiają się retrospekcje oraz rozmowy bohaterów, z których można wywnioskować jak rozpoczął się koniec ludzkiego panowania na Ziemi, ale nie jest to wątek wybijający się na pierwszy plan. Rozumiem więc, że powstała nisza, którą można wypełnić nową historią i nowymi postaciami. Fear The Walking Dead koncentruje się na uwikłanych w skomplikowane relacje protagonistach, stopniowo doświadczających grozy i niepewności związanej z bardzo niepokojącymi, trudnymi do wyjaśnienia wydarzeniami dotykającymi Los Angeles. Madison Clark i Travis Manawa są świadkami pierwszych mrożących krew w żyłach scen, a także rodzącej się wśród mieszkańców paniki oraz agresji ze strony wojska zdeterminowanego w utrzymaniu względnego porządku. Na dodatek oboje mają nastoletnie dzieci z pierwszych związków, które nie są zachwycone faktem, że ich rodzice zafundowali im patchworkową rodzinę.

Zablokowana droga to obowiązkowy element takich historii.

Akcja serialu zupełnie nie przypomina dynamicznego rozwoju wydarzeń z TWD, ponieważ w tej produkcji nacisk położono na stopniowe przeobrażenie rzeczywistości bohaterów, pokazując jak z dnia na dzień coraz więcej rzeczy zaczyna odbiegać od normy. Nie ukrywam, że czasami nudziła mnie ta powolność i irytowało oglądanie snujących się po domu bohaterów, mających tendencje do podejmowania absolutnie nielogicznych decyzji, takich jak chociażby rozdzielanie się z ukochanymi członkami rodziny lub wychodzenie na samotne wyprawy. Jednak z drugiej strony ta dokładność w charakteryzowaniu zmieniającej się codzienności protagonistów ma pewien urok. Widzowie obserwują ich reakcje na pojawiające się w mediach pierwsze doniesienia o wirusie wymykającym się spod kontroli oraz makabrycznych zdarzeniach z udziałem zarażonych ludzi. Na samym początku nikt nie przykłada większej wagi do tych informacji. Dopiero później Madison i Travis orientują się, że coś jest bardzo nie w porządku, a władze nie mówią obywatelom wszystkiego. Zresztą każde z nich w końcu otrzymuje niezbite dowody; fakty, zwiastujące chaos i anarchię. W serialu pokazano jak krok po kroku rozpada się bezpieczny i znany świat, jak rodzą się zagrożenia, na które nikt nie jest gotowy oraz jak szybko złamane zostają podstawowe prawa człowieka.

Największą bolączką tej produkcji są bohaterowie. Twórcy poświęcają mnóstwo czasu na pokazanie ich w różnych sytuacjach, budując portrety psychologiczne i pozwalając poznać charakter poszczególnych postaci. Niestety ten wizerunek często jest bardzo niespójny i pozbawiony logiki. Przede wszystkim protagoniści ze sobą nie rozmawiają na ważne tematy.
Madison - kandydatka na najbardziej irytującą postać.
Często nie informują się o kluczowych wydarzeniach, co niesie za sobą mnóstwo nieporozumień oraz kłótni, a także doprowadza do kilku niebezpiecznych sytuacji. Nie rozumiem na przykład, dlaczego Madison tak długo ukrywała przed córką prawdę o tym, co dzieje się z zarażonymi albo z jakiego powodu Travis nie powiedział byłe żonie prosto z mostu, co wie o zamieszkach w mieście, tylko wił się w trakcie tej nieszczęsnej rozmowy, a cenny czas uciekał. Takich przykładów jest niestety dużo. Teoretycznie bohaterowie poznają zagrożenie dość szybko, ale potem nieustannie je bagatelizują, zachowując się zupełnie nieodpowiedzialnie. Czasami miałam wrażenie, że ich nastoletnie dzieci wykazują większy rozsądek. Jak tłumaczyć postępowanie Madison, która podchodzi do jednego z zainfekowanych i pyta czy może mu jakoś pomóc skoro wcześniej zabiła takiego samego potwora? To naprawdę kuriozalna scena, a najgorsze, że nie jedyna w FTWD.

Wojsko - gwarancja bezpieczeństwa czy nowe zagrożenie?

Również charaktery postaci nie wyróżniają się niczym szczególnym. Pani Clark niemal nieustannie działała mi na nerwy swoją opieszałością, małostkowością i ukrywaniem prawdy przed resztą rodziny. Jedyne usprawiedliwienie jakie mam dla jej zachowania to konieczność goszczenia w swoim domu byłej żony Travisa oraz jego syna. Rozumiem, że to może rodzić konflikty, ale jednak w obliczu rozpadającej się cywilizacji Madison mogłaby skoncentrować się na czymś bardziej przydatnym niż wywoływanie sprzeczek.
Narkoman i apokalipsa zombie? Będą kłopoty.
Do gustu nie przypadł mi również Travis, jawiący się jako mężczyzna kompletnie nijaki, pozbawiony charyzmy i zdolności przywódczych.W serialu kreowany jest na głowę rodziny, a nawet dwóch rodzin, ale moim zdaniem absolutnie nie nadaje się na lidera. Porównania ze zdeterminowanym chronić swoich bliskich Rickiem Grimesem nasuwają się same i niestety Travis wypada bardzo miernie na tle policjanta z Georgii. Warto jeszcze wspomnieć o Alicii Clark, która jako pierwsza traci kogoś bliskiego, a mimo tego nie poddaje się i nie popada w marazm. Polubiłam tę dziewczynę i mam nadzieję, że scenarzyści ciekawie rozwiną jej wątek. Jest jeszcze Nick Clark – czarna owca w rodzinie, wiecznie pakujący się w kłopoty narkoman. Widzi i rozumie więcej niż wszystkim się wydaje, a poza tym potrafi być bezczelny, dowcipny, a czasami współczujący, co czyni z niego dość intrygującą postać.

Na takie sceny trzeba długo czekać.

Aktorsko FTWD również nie zachwyca. Na pochwałę zasługują Alycia Debnam-Carey oraz Frank Dillane wcielający się we wspomniane powyżej rodzeństwo, ponieważ w ich grze widać emocje i można uwierzyć, że Alicia i Nick przeżywają trudny czas. Całkiem nieźle wypada również Rubén Blades w roli salwadorskiego emigranta Daniela Salazara, gotowego za wszelką cenę bronić swojej żony i córki. Pozostali aktorzy grają poprawnie, ale nie wybijają się ponad przeciętność. Żałuję, że zarówno Kim Dickens jak i Cliff Curtis nie zapadają silniej w pamięć, ponieważ jako odtwórcy głównych ról mają spore pole do popisu. Nowy serial nie jest produkcją na miarę The Walking Dead, mimo że w pomyśle na pokazanie początków apokalipsy tkwi pewien potencjał. Pierwszy sezon obejrzałam z ciekawości i przyznam, że dopiero ostatni odcinek zainteresował mnie nieco bardziej, dlatego nie przekreślam tego tytułu. W finale bohaterowie w końcu muszą działać, walczyć z zombie oraz zmierzyć się z tragicznymi wydarzeniami. Pojawia się też nowa, intrygująca postać, więc jest nadzieja, że fabuła rozwinie się w ciekawym kierunku. Wszystko okaże się już wkrótce, ponieważ emisja drugiego sezonu rozpocznie się 10 kwietnia. 

Ocena: 5 / 10




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz