Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 496
Pierwsze wydanie: 2012
Polska premiera: 2014
Nie jest tajemnicą, że skandynawskie kryminały nie cieszą się już taką renomą jak kilka lat temu. Moda na ten rodzaj literatury sprawiła, że zaczęto wydawać mnóstwo powieści pisanych głównie przez szwedzkich czy norweskich autorów, ale niestety nie każda z nich prezentuje wysoki poziom. Mimo tego nadal mam słabość do tych specyficznych historii, dlatego z chęcią sięgam zarówno po debiuty, jak i sprawdzone serie. O Tove Alsterdal usłyszałam dwa lata temu, gdy zdecydowałam się przeczytać jej pierwszą powieść pt. Kobiety na plaży. Wówczas nie spodziewałam się niczego specjalnego, ale okazało się, że otrzymałam świetnie napisaną oraz intrygującą historię, której szczegóły pamiętam do dziś. Pomyślałam, że pisarka musi mieć talent skoro już w debiutanckim dziele pokazała tak duże umiejętności, dlatego gdy pojawiła się kolejna jej książka, sięgnęłam po nią bez wahania. Jednak tym razem nie będę chwalić, bo ku mojemu zdziwieniu Grobowiec z ciszy to przeciętna historia, w której nie widać ani ciekawego rozwoju fabuły, ani świetnego warsztatu literackiego. Jest poprawnie, ale nudno i bez polotu, przez co nie mogę uznać tego utworu za satysfakcjonującą lekturę.
Powieść podzielona została na trzy części, z czego pierwszą uważam za najbardziej intrygującą i przemyślaną. Czytelnik poznaje nieco zagubioną kobietę, która po wielu latach spędzonych w Londynie przyjeżdża do rodzinnego domu, by zająć się chorą matką. Wkrótce dowiaduje się, że jej rodzicielka posiada niewielki majątek położony w wiosce nieopodal fińskiej granicy, za który ktoś gotowy jest zapłacić bardzo dużo pieniędzy. Zaintrygowana całą sprawą Katrine postanawia wyruszyć do Kivikangas, by po raz pierwszy odwiedzić rodzinne strony matki i przekonać się, co kryje się za nadspodziewanie hojną ofertą potencjalnego nabywcy domu. Jej przyjazd zbiega się z okrutnym morderstwem popełnionym w spokojnej dotąd wiosce, sprawiającym, że mieszkańcy nieufnie popatrują na każdego spoza Kivikangas, twierdząc, że tylko ktoś obcy byłby zdolny do takiego czynu. Jednak Katrine nie poddaje się i uparcie drąży, usiłując dowiedzieć się czegoś o swoich nieznanych przodkach. Zdobyte informacje doprowadzają ją aż do Rosji, gdzie w zakurzonych archiwach pogrzebano pamięć o milionach ofiar komunistycznego reżimu. Kobieta zaczyna interesować się sprawami, które nawet po tylu latach są tematem tabu, co nie podoba się pewnym wpływowym i jednocześnie niebezpiecznym ludziom.
Grobowiec z ciszy nie jest typowym kryminałem, ponieważ wątek morderstwa pojawia się niejako na drugim planie. Najważniejsze wydarzenia dotyczą Katrine i jej poszukiwań swoich korzeni oraz prób zapełnienia białych plam w rodzinnej historii. Ten aspekt uważam za największą zaletę powieści, ponieważ autorce udało się opisać emocje towarzyszące głównej bohaterce oraz trudności, z jakimi musiała się zmagać. Doskonale rozumiem potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o losach dziadków lub pradziadków i poukładania strzępków opowieści w logiczną całość, dlatego od początku kibicowałam Katrine w jej działaniach. Do pewnego momentu ten wątek jest bardzo realistyczny. Alsterdal pokazała jak trudno jest zdobyć zaufanie tych, którzy całe życie spędzili w maleńkiej wiosce oraz nakłonić do mówienia ludzi pragnących zachować pewne informacje wyłącznie dla siebie. Pisarka scharakteryzowała także mentalność mieszkańców Kivikangas, podkreślając, że dla nich wciąż ważne są tradycyjne wartości, takie jak wiara w Boga, oddanie rodzinie i dobre stosunki z sąsiadami. Oczywiście nie zabrakło także negatywnych cech na czele z wścibstwem, wtrącaniem się w cudze sprawy oraz nieufnością wobec osób spoza regionu. Mam wrażenie, że autorka rzetelnie opisała jak wygląda życie w małej szwedzkiej miejscowości, ustrzegając się przed przejaskrawieniami czy wypaczeniami.
Zaintrygowała mnie także kwestia swego rodzaju wyobcowania dotykającego ludzi z tego regionu, ponieważ większość osób nosiła fińskie imiona i nazwiska oraz porozumiewała się w specyficznym, nieznanym powszechnie dialekcie. Natomiast ci, którym udało się opuścić rodzinną miejscowość, bardzo często przyjmowali typowo szwedzkie nazwiska, jakby pragnęli zapomnieć skąd pochodzą. Czytelnik razem z bohaterką odkrywa wspomniane niuanse oraz zapoznaje się z lokalnymi bolączkami, takimi jak brak pracy czy postępujące wyludnienie, co dla mnie stanowi sporą zaletę tej historii. Niestety w kolejnych częściach autorka nieco zmienia optykę, wysyłając Katrine do Rosji, a także poświęcając sporo miejsca pewnemu mężczyźnie, który postanowił zamordować swego partnera w gangsterskich interesach. O ile sama podróż bohaterki jest jeszcze do przyjęcia, ponieważ kobieta odwiedza stare archiwa, usiłując odtworzyć nieznaną dotąd gałąź drzewa genealogicznego, o tyle koncentracja na tajemniczym protagoniście nie przypadła mi do gustu. Naturalnie odgrywa dość ważną rolę w całej intrydze, ale mimo tego uważam, że jego kreacja jest zbyt sztampowa, żeby mogła wzbudzić jakieś większe emocje.
Największe zastrzeżenie mam jednak do sposobu, w jaki pisarka zakończyła opowieść. Po przeczytaniu ostatniej strony zaczęłam zastanawiać się nad zasadnością wprowadzania wątku kryminalnego, za którym w gruncie rzeczy nie kryje się nic intrygującego czy zapadającego w pamięć. Możliwe, że chodziło o pokazanie tej ponurej zwyczajności w dokonywaniu zbrodni i przypomnieniu, iż człowiek zdolny jest zabić bliźniego nie tylko wówczas, gdy kierują nim wielkie namiętności, ale też niejako przez przypadek, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli. Niemniej po rozwiązaniu zagadki poczułam się trochę zawiedziona, że to już koniec, że nic więcej nie stoi za tą tragedią. Jednakże prawdziwe rozczarowanie wzbudziło we mnie zachowanie bohaterki. Jak już wspominałam doskonale rozumiałam jej motywację, kiedy postanowiła poznać losy przodków i później, gdy wybrała się aż do Petersburga, żeby przekopać tamtejsze archiwa, ale to, co zrobiła w finale w ogóle mnie nie przekonało. Nie mogę dokładnie napisać o co chodzi, ale wierzcie mi na słowo, że z rozsądnej kobiety przeistoczyła się w mimozę bez własnego zdania. Na dodatek ta zmiana wyniknęła ze słabości do pewnego mężczyzny, co dodatkowo mnie zirytowało, ponieważ wyskoczyła z tym jak przysłowiowy diabeł z pudełka. Odniosłam wrażenie, że Alsterdal nie bardzo wiedziała jak rozwiązać konflikt oraz w jaki sposób połączyć ze sobą dwie różne sprawy i stąd to dziwaczne zachowanie protagonistki.
Po Grobowcu z ciszy spodziewałam się czegoś więcej niż przeciętnej powieści. Jednak tym razem Tove Alsterdal nie zaprezentowała niczego oryginalnego, mogącego wyróżnić jej książkę spośród mnóstwa podobnych tytułów. Początek zapowiadał się dobrze i w ogólnym rozrachunku doceniam rzetelność w przedstawieniu życia w małej szwedzkiej miejscowości oraz dążeniu bohaterki do poznania rodzinnych tajemnic. Niemniej dość mocno zawiodło mnie zakończenie, które wraz z uproszczonym rozwiązaniem kryminalnej zagadki stanowi poważny minus tej historii.
Ocena: 3.5 / 6
Recenzja innej powieści Alsterdal:
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz