16 lutego 2016

The Boy


Reżyseria: William Brent Bell
Scenariusz: Stacey Menear
Obsada: Lauren Cohan, Rupert Evans,
 Jim Norton, Diana Hardcastle
Premiera: 2016

Pewnie nie zwróciłabym uwagi na ten film, gdyby nie grająca w nim Lauren Cohan, która zyskała moją sympatię w serialu The Walking Dead. Przez moment zastanawiałam się nawet czy aktorka zbyt silnie nie kojarzy mi się z walczącą z zombiakami Maggie Green, żebym mogła zaakceptować ją w innej roli, ale ciekawość zwyciężyła, dlatego postanowiłam zaryzykować. Na szczęście okazało się, że moje obawy były zupełnie bezpodstawne, ponieważ już pierwsze minuty filmu przekonały mnie, że Cohan bez problemu potrafi wcielić się w zupełnie inną bohaterkę. Tym razem zagrała młodą Amerykankę o imieniu Greta, która przeprowadza się do Anglii, by opiekować się kilkuletnim dzieckiem państwa Heelshire. Po przyjeździe na miejsce kobieta przeżywa niemały szok, gdy zamiast syna pracodawców poznaje… lalkę. Starsi ludzie traktują ją jak żywego człowieka i dokładnie tego samego wymagają od zdezorientowanej Grety, przestrzegając, że Brahms potrafi odpłacić dorosłym za niewłaściwie zachowanie wobec niego. Dla bohaterki dobrze byłoby, gdyby natychmiast nawiązała z „chłopcem” kontakt i sumiennie wywiązywała się ze swoich obowiązków. Kobieta przystaje na wszystkie warunki, ale szybko zaczyna podejrzewać, że Brahms nie jest zwykłą lalką. Poczucie zagrożenia potęgują dziwne, coraz bardziej przerażające zdarzenia rozgrywające się w posiadłości ekscentrycznych Anglików.

Zanim pomyślicie, że dzieło Williama Bella należy do grupy dość oklepanych historii o nawiedzonym przedmiocie, w którym skumulowały się wszystkie siły zła, spieszę z informacją, że The Boy nie jest tego rodzaju filmem. Ale nie jest również obrazem porażającym oryginalnością, ponieważ bardzo mocno kojarzy mi się z hiszpańskim kinem grozy, a w zasadzie z produkcjami znajdującymi się na pograniczu horroru i thrillera.
Pierwsze spotkanie Grety i Brahmsa.
Nie wymieniam konkretnych tytułów, ponieważ obawiam się, mogłabym zepsuć niespodziankę i niepotrzebnie podpowiedzieć w jakim kierunku rozwija się fabuła The Boy, jednak możecie wierzyć mi na słowo, iż w pewnych aspektach inspiracje są dość czytelne. Na szczęście w trakcie seansu nie przewidziałam rozwoju opowieści, bo wszelkie podobieństwa odkrywałam na bieżąco, przypominając sobie, gdzie wcześniej widziałam kolejne rozwiązania, więc nie jestem rozczarowana brakiem świeżego spojrzenia. Poza tym twórcom udało się wywieść mnie w pole, ponieważ do pewnego momentu byłam przekonana, że doskonale wiem jaki rodzaj filmu oglądam, więc nie spodziewałam się znaczącego zwrotu akcji. Natomiast kiedy już się pojawił, umożliwił nowe spojrzenie na całą historię, która nagle złożyła się w logiczną całość.

Pani Heelshire i jej "syn".

Mam słabość do wszelkiego rodzaju opowieści o duchach, nawiedzonych domach i rodzinach wprowadzających się do owianych złą sławą posiadłości, dlatego nigdy nie znudzi mi się obserwacja jak bohaterowie najpierw bagatelizują dziwne zdarzenia, potem zaczynają w nie wierzyć, a na końcu toczą walkę z rozwścieczonym demonem lub inną nieczystą siłą. Jak już wspomniałam The Boy nie do końca wpisuje się w ten schemat, ale pewne typowe elementy zostały w nim zawarte. Greta zamieszkuje w rozległym, nieco mrocznym domostwie i poznaje małżeństwo, którego zachowanie budzi szok oraz niedowierzanie. Początkowo kobieta ignoruje wszelkie nakazy i zakazy związane z opieką nad lalką, uważając, że pracodawcy postradali zmysły, jednak z czasem boleśnie przekonuje się o zasadności ich ostrzeżeń. A gdy dochodzi do ostatecznej konfrontacji, musi znaleźć w sobie pokłady odwagi, by przetrwać atak i wyjść cało z tej makabrycznej przygody.

Burza za oknem, brak prądu i bohaterka sprawdzająca skąd dobiegają niepokojące odgłosy.

Podobał mi się sposób w jaki twórcy kreują specyficzną atmosferę niepokoju, ponieważ robią to dość subtelnie i nienachalnie, a przy tym na tyle dobitnie, iż nie ma wątpliwości, że w końcu wydarzy się coś złego. Ogromna posiadłość położona jest w odosobnieniu od innych ludzkich siedzib, a na dodatek zupełnie odcięta od współczesnych zdobyczy techniki. Nie ma Internetu, nie ma telefonów komórkowych, nie ma telewizji, nawet dostęp do aktualnej prasy wydaje się mocno utrudniony.
Nieźle, prawda?
Jest za to stary aparat telefoniczny, przez który coś lub ktoś próbuje nawiązać kontakt, a co jakiś czas słychać dziwne hałasy, stukania oraz tajemnicze odgłosy. Na dodatek wokół Grety nieustannie coś się dzieje. Kobiecie wydaje się, że jest obserwowana, ma też wrażenie, że pewne przedmioty zmieniają swoje położenie, mimo iż nie były przez nikogo ruszane. Do tego wszystkiego dochodzi również lalkowy Brahms, który zdaje się być czymś więcej niż zwykłą kukłą. Pod koniec filmu nastrój ulega zmianie, ponieważ akcja nabiera tempa, ale to początek przykuł moja uwagę, sprawiając, iż podzielałam wszystkie wątpliwości bohaterki i razem z nią próbowałam odkryć, co tak naprawdę dzieję się w tym eleganckim, ponurym domu.

Moim zdaniem Lauren Cohan bardzo dobrze poradziła sobie z rolą kobiety będącej dość skrajną postacią. Z jednej strony Greta wydaje się uległa i jakby zastraszona, ponieważ bez szemrania zgadza się na warunki pracodawców i nawet w krytycznym momencie nie chce wyjechać, bo obiecała, że zajmie się Brahmsem.
W nawiedzonym domu wszystko jest zagrożeniem.
Ale z drugiej, znajduje w sobie też siłę, spryt i odwagę, pozwalające stawić czoło niewytłumaczalnym zjawiskom. Jest jeszcze pewna tragedia z przeszłości, przez którą protagonistka wyjechała z kraju, ale oczywiście ucieczka na inny kontynent nie rozwiązała istniejącego problemu. Ciężar opowieści w dużej mierze spoczywa na Cohan, więc tym bardziej jestem zadowolona z jej gry aktorskiej. Szkoda tylko, że partnerujący jej Rupert Evans nie miał zbyt wielu możliwości do pokazania swojego talentu. Odgrywana przez niego postać Malcolma mogłaby się w zasadzie w ogóle nie pojawić, ponieważ mam wrażenie, że dodano ją na siłę, byle tylko stworzyć jakieś zalążki wątku romantycznego, a przy okazji przekazać widzowi kilka informacji o przeszłości państwa Heelshire. Równie dobrze Greta mogłaby znaleźć pamiętnik lub dziennik z opisem wydarzeń opowiadanych jej przez Malcolma i tak chyba byłoby dla fabuły lepiej.

Ruper Evans jako Malcolm raczej nie miał szansy zabłysnąć.

The Boy nie jest przykładem arcydzieła kinematografii grozy, dlatego ma też kilka słabszych momentów. Największe zastrzeżenia mam do sceny samobójstwa, która wygląda zupełnie nieautentycznie. Rozumiem, że reżyser chciał pokazać to zdarzenie w sposób estetyczny i podniosły, ale wyszło kompletnie nieprawdziwie, ponieważ nikt, kto wybiera taki rodzaj śmierci, nie odchodzi w spokoju. Nie obyło się też bez dość groteskowego elementu w postaci pocałunku na dobranoc. W chwili, gdy Greta pochyliła się nad pewną postacią, po kinowej sali rozszedł się tłumiony śmiech i niestety taka reakcja widzów była uzasadniona. Jednak pomimo tych drobnych wad film Williama Bella przypadł mi do gustu, głównie ze względu na ciekawe połączenie horroru i thrillera, a także odtwórczynię roli Grety. 

Ocena: 7.5 / 10